[tag=6504]
Marcin Wasilewski[/tag] wrócił na polskie boiska po jedenastu latach. 37-letni obrońca już w pierwszym meczu w barwach Wisły Kraków pokazał to, z czego słynie, a więc bardzo twardą grę na pograniczu faulu. Głośno też było o jego brutalnym wejściu w Szymona Żurkowskiego, które dla gracza Górnika Zabrze mogło skończyć się fatalnie. "Wasyl" jednak szybko zdał sobie sprawę ze swojego błędu i potem osobiście przeprosił rywala.
Były reprezentant Polski od lat słynie z tego, że jest boiskowym twardzielem. Trudno się jednak dziwić, skoro pochodzi ze Starej Huty, a więc dzielnicy Krakowa, która jest bardzo niebezpieczna. Wasilewski przyznaje, że musiał stoczyć tam wiele bójek.
- Nie będę oszukiwał. Bójki były na porządku dziennym. Ale to mnie ukształtowało, o wszystko musiałem walczyć. Wyciągnąłem ze Starej Huty wiele pozytywów, dzięki wychowaniu na tym osiedlu doszedłem w piłce tak daleko - opowiada w "Przeglądzie Sportowym".
"Wasyl" ma cechy, które sprawdziłyby się w sportach walki. Wielu kibiców widziałoby go w MMA. Hitem na pewno byłby jego występ w federacji KSW, gdzie kilka lat temu mieliśmy innego piłkarza Jacka Wiśniewskiego. Obrońca Wisły jednak nie bierze tego pod uwagę.
- Lubię sporty walki, mam ogromny szacunek do osób, które walczą, to gladiatorzy, ale startować w KSW nie zamierzam. Przez szacunek do nich. W sparingu mógłbym się sprawdzić, ale nie robić z tego show. To jakbym powiedział jakiemuś fighterowi: masz rok, przygotuj się w grze 1:1, po tym czasie się zmierzymy. Wiadomo, że nie miałby szans, tak jak ja bym ich nie miał z osobami, które całe życie biją się po gębach. Każdy lał się na osiedlu, ale to inna bajka - przyznaje.
ZOBACZ WIDEO: Kanonada w Mediolanie, Inter zdemolował Chievo. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]