Wojciech Łazarek: To były smutne czasy, ale i piękne

- Jak ja bym był poważny, to dawno bym zwariował. W życiu piłkarskim chodzi o to, żeby pozostać przy zdrowych zmysłach - przyznał Wojciech Łazarek.

Karol Borawski
Karol Borawski
Wojciech Łazarek Agencja Gazeta / Mieczysław Michalak/Agencja Gazeta / Na zdjęciu: Wojciech Łazarek
Niedawno Łazarek skończył 80 lat. Były selekcjoner reprezentacji Polski opowiedział o czasach, w których przyszło mu pracować. Trener żałuje atmosfery, jaka panowała w piłce nożnej w czasach jego kariery.

- Kiedy tygodnik "Piłka Nożna" przyznawał mi dwukrotnie tytuł Trenera Roku, uroczystość wręczenia kryształowej piłki odbywała się w redakcji. Byli sami swoi, ja przywiozłem wędzone łososie i węgorze, a redakcja postawiła wódkę i coca-colę. Żadnej telewizji, sami swoi, można było normalnie porozmawiać, mając w dodatku pewność, że nikt pewnych spraw nie wyniesie na miasto - powiedział w rozmowie ze Stefanem Szczepłkiem z "Rzeczpospolitej".

Łazarek to ostatni trener PRL. Dzień po porażce z Anglią na Wembley (0:3), 4 czerwca 1989 roku, odbyły się wybory, które przeszły do historii Polski. Trener wspomina, co w tych czasach nie funkcjonowało w reprezentacji.

- Prezesi PZPN Zbigniew Jabłoński, Jerzy Domański i minister sportu Aleksander Kwaśniewski pomagali, bo to byli życzliwi ludzie, rozumiejący sport. Ale jako władza też niewiele mogli. To były smutne czasy, ale i piękne, bo mieliśmy poczucie, że chcemy coś wspólnie osiągnąć.

Trener przyznał, że w dobrym tonie były kolacje z trenerami drużyn przeciwnych. - Po wspomnianym, przegranym meczu na Wembley do naszego hotelu przyszedł trener Anglii Bobby Robson, żeby Kazimierza Górskiego i mnie zaprosić na kolację do kasyna. Wszystko na jego koszt, ale chcieliśmy się zrewanżować i nie bardzo mogliśmy, bo woda Perrier kosztowała tam 5 funtów, a my mieliśmy dietę 3 dolary i 14 centów. No dobra, jakoś daliśmy radę i niech mi pan wierzy, najważniejsze było to, że mogliśmy porozmawiać o piłce.

Były piłkarz Lechii Gdańsk oprócz reprezentacji Polski prowadził między innymi Wisłę Kraków, Widzew, Śląsk Wrocław, Jagiellonię, Lecha Poznań, ŁKS Łódź, a także reprezentację Sudanu, Al-Masry, Ettifaq czy Hapoel Tajbe.

- W Sudanie dostałem na imieniny małego tygryska. Jak wiadomo, w Afryce nie ma tygrysów. Musieli go kupić na jakimś targu, żeby sprawić mi niespodziankę. Trzymałem go przez dwa miesiące na piątym piętrze bloku bez windy. Wyprowadzałem go na spacery, spał ze mną, ale wypychał mnie z łóżka, rósł niebezpiecznie, więc oddałem go polskim pilotom, którzy opylali pola, chroniąc uprawy przed szarańczą. Podobno wypuścili go gdzieś w buszu i wolę nie wiedzieć, co się z nim stało - powiedział.

Trener jest znany z barwnego języka, opowiadania anegdotek i ciekawych historii. - Jak ja bym był poważny, to dawno bym zwariował. W życiu piłkarskim chodzi o to, żeby pozostać przy zdrowych zmysłach - przyznał.

ZOBACZ WIDEO: Ciekawe spotkanie w Moenchengladbach, trwa seria Schalke 04 - zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×