Polski sędzia musiał uciekać z boiska. Nie przez kibiców, lecz przez konia

Agencja Gazeta / Jakub Porzycki / Na zdjęciu: Bartosz Frankowski
Agencja Gazeta / Jakub Porzycki / Na zdjęciu: Bartosz Frankowski

Bartosz Frankowski od pięciu lat ma status sędziego Lotto Ekstraklasy, ale jak każdy arbiter zaczynał pracę z gwizdkiem od prowadzenia spotkań w niższych ligach. - Raz musiałem uciekać z boiska, ale nie przez kibiców - wspomina początki kariery.

W tym artykule dowiesz się o:

Bartosz Frankowski zadebiutował w najwyższej lidze 6 maja 2012 roku w spotkaniu GKS Bełchatów - Cracovia (2:2). Prowadząc swój pierwszy mecz w ekstraklasie, miał niespełna 26 lat. Dojście na szczyt zajęło mu dokładnie dziesięć lat - na kurs sędziowski zapisał się po MŚ 2002, gdy kontuzja kolana uniemożliwiła mu grę w piłkę.

- Po tej kontuzji wiedziałem, że do profesjonalnej piłki nie wejdę przez drzwi, postanowiłem, że zrobię to przez okno. W wakacje 2002 roku, krótko po mistrzostwa świata, znalazłem w lokalnej prasie ogłoszenie o naborze na kurs sędziego piłkarskiego. Od razu się zapisałem. To było moje okno, które wtedy otworzyłem, żeby wejść dalej - opowiada torunianin na łamach "Rzeczpospolitej".

Frankowski stopniowo wspinał się po szczeblach. Najpierw musiał przejść chrzest bojowy w najniższych ligach, gdzie był narażony na bezpośredni kontakt z kibicami.

- Każdy sędzia od tego zaczyna. Żartuje się, że z rozgrywek klasy B trzeba jak najszybciej się wydostać. Później z każdą ligą wyżej jest łatwiej. W tej najniższej przepisy gry w piłkę nożną a rzeczywistość to dwie różne sprawy. Należy tak zarządzać wydarzeniami na boisku, żeby po meczu nie musieć uciekać do samochodu, a gdy już zdąży się dobiec do auta przed innymi, by móc odjechać, mając sprawne wszystkie opony - tłumaczy.

Prowadząc mecze w ligach amatorskich, Frankowski raz musiał salwować się ucieczką z boiska: - Ale nie przez kibiców. Sędziowałem mecz na wsi, pokazałem na rzut rożny, ale wszyscy zaczęli biec w drugą stronę. Ktoś coś krzyknął z trybun, ktoś się zaśmiał. Odwróciłem się i zobaczyłem, jak od strony pobliskiego pastwiska biegnie na nas koń. Kilka lat później po meczu w regionalnych rozgrywkach z terenu klubu wyjeżdżaliśmy pod eskortą policji. W końcówce spotkania podyktowałem rzut karny dla drużyny gości, nie spodobało się to miejscowym kibicom, nie chcieli zaakceptować tej decyzji po spotkaniu.

31-latek odniósł się także do powszechnej krytyki pracy sędziów i porównał błędy arbitrów do wpadek piłkarzy.

- Od lat nikt nie może zaakceptować błędów popełnianych przez sędziów. Piłkarzom się ich nie pamięta lub szybko zapomina. My nie możemy pomylić się o centymetr w ocenie spalonego, oni mogą nie trafić z dwóch metrów do pustej bramki - zwraca uwagę Frankowski, dodając: - Z badań, jakie przeprowadzono w lidze angielskiej, wynika, że średnio w meczu sędzia podejmuje 245 decyzji. Widocznych, takich jak odgwizdanie faulu, podyktowanie rzutu karnego, ukaranie żółtą kartką, oraz niewidocznych, np. przy zastosowaniu korzyści i nieprzerywaniu akcji. Skuteczność tych decyzji to 98 proc. Rzadko który zawodnik ma taki wskaźnik skuteczności podań czy strzałów.

ZOBACZ WIDEO: Morawiecki: dobrze, że nam Lewandowskiego nie zabrali

Źródło artykułu: