Wisła Płock zakończyła tegoroczne zmagania na dziewiątym miejscu w tabeli Lotto Ekstraklasy. "Nafciarze" w ostatnich czterech spotkaniach nie przegrali i dzięki temu mają szansę na awans do grupy mistrzowskiego. Mogło być lepiej, bo gracze Jerzego Brzęczka stracili kilka punktów m.in. przez błędy Seweryna Kiełpina.
30-latek w niektórych spotkaniach zaliczył kilka spektakularnych wpadek, po których spadła na niego wielka krytyka. Bramkarz Wisły zdaje sobie sprawę, że wina jest po jego stronie. - Wpadki, po których padły gole, zostały mocno napiętnowane i nie mam pretensji. Grając na pozycji bramkarza, muszę się z tym liczyć. Mój błąd zazwyczaj kończy się stratą bramki. Ale to już za mną. Zmierzyłem się z problemem i sobie poradziłem. W ostatnich meczach czułem się bardzo dobrze, dlatego żałuję, że przerwa w rozgrywkach już się zaczęła. Mógłbym jeszcze trochę pobronić - opowiada Kiełpin w "Przeglądzie Sportowym".
Słabsza forma miała jednak przyczynę. W życiu prywatnym bramkarza działo się wiele niedobrego, bo stracił dwie bliskie osoby. Kiełpin mówi wprost, że to miało wpływ na jego postawę między słupkami. To jednak sprawiło, że nie przejmował się krytyką.
- W niecałe dwa tygodnie miałem dwa pogrzeby w rodzinie. Zmarli dziadkowie od strony mamy i taty. Były to trudne chwile. Głowa nie zawsze była na meczu i to odbiło się na mojej grze. W jednym przypadku śmierć przyszła nagle. W drugim byliśmy przygotowani na najgorsze. Przynajmniej tak się nam wydawało. Po czasie wiem, że nie da się przygotować na odejście kogoś bliskiego. W takich momentach człowiek inaczej podchodzi do życia. W moim przypadku - do piłki. Reszta schodzi na drugi plan. Największa nagonka po błędach po mnie spływała, bo miałem większe zmartwienia na głowie. Uważam, że jeśli komuś nie pójdzie w pracy, to nie do końca jest to istotny problem. Oczywiście w porównaniu z tymi prawdziwymi, życiowymi - przyznaje.
ZOBACZ WIDEO Złota Piłka: 9. miejsce Lewandowskiego. Marek Wawrzynowski: Nie ma efektu świeżości