Mówi Święty Mikołaj, ten prawdziwy, z Rovaniemi przy kole podbiegunowym: - Wszyscy są moimi przyjaciółmi, więc dałem im moją nazwę. Kiedyś to negocjowaliśmy, ale bardzo krótko. Ja sam, gdy byłem młody, trochę grałem. W tamtych dniach nie mieliśmy jednak żadnych pozycji. Było nas kilku i tak w około biegaliśmy.
Tak Święty w rozmowie z magazynem "FourFourTwo wyjaśniał", skąd wzięła się nazwa małego klubiku z jego miasta - FC Santa Claus (Santa Claus to po angielsku Święty Mikołaj).
[b]
Gdyby tylko umieli grać
[/b]
Każdy, kto pierwszy raz o nich usłyszy może zaśmiać się jak dziewczyna Mikko Rantali. Jednak klub z 60-tysięcznego Rovaniemi, gdzie Mikołaj ma swój dom, istnieje naprawdę. Od 1993 roku, gdy powstał z połączenia dwóch innych, małych lokalnych klubów. Nazwę w rzeczywistości wymyślił jeden z założycieli Tarho Iljin. Rovaniemi znane jest z Mikołaja, tutaj znajduje się cały park jemu poświęcony, tutaj miliony dzieci z całego świata co roku wysyłają listy z prezentami. Trudno o bardziej "miejscową" nazwę.
Tworzą go miejscowi studenci, uczniowie, po prostu amatorzy. Wspomniany bramkarz był też barmanem w lokalnym pubie. I zdarzało się, że nie mógł grać w meczu, bo do rana nalewał piwo.
Christos Zavros, fiński dziennikarz mówi WP SportoweFakty: - Byliby naprawdę dobrą fińską reklamą piłki, gdyby tylko byli dobrym zespołem.
Przez te wszystkie lata drużyna złożona z amatorów lawiruje pomiędzy trzecim i czwartym poziomem fińskich rozgrywek. W poprzednim roku grali w 2. Lidze (czyli tak naprawdę na trzecim poziomie), w 22 meczach uzbierali tylko 8 punktów, stracili 102 gole. Zlecieli z hukiem. W tym roku, już w niższej lidze skończyli grę na 2. miejscu.
ZOBACZ WIDEO Valencia nie wykorzystała szansy - skrót meczu Valencia CF - Villarreal CF [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS 1]
Mają Świętego Mikołaja w logo, nazywają się jak Święty Mikołaj, ale nikt cudów od nich nie oczekuje.
Poza tym, nie mają też łatwo ze względu na lokalizację. Rantala mówił: - Wiele klubów, z którymi graliśmy było z południa kraju. Autokarem przejechaliśmy 10 tysięcy kilometrów. To naprawdę trudne dla tyłka.
Święty w chińskich rękach
Klub przez lata zmagał się z kłopotami finansowymi. Jego mecze ogląda garstka (po kilkadziesiąt) osób. Mikołaj też czasem wpada, ale z racji obowiązków czasu dla drużyny ma mało. Choć stawia się na sesje zdjęciowe.
W 2012 roku FC Santa Claus nawet zbankrutował, ale udało się znowu wrócić do gry. W 2015 roku gwiazdka spadła jednak z nieba. Marc Gao jest Chińczykiem, który przez lata przyjeżdżał do Finlandii, bo przez Helsinki prowadzi najkrótsza droga z Azji do Europy. Gao działa bowiem w branży multimediów, jest szefem koncernu Bewin Sports. O FC Santa Claus przeczytał w gazecie.
Zavros: - I został sponsorem na pięć lat. Jednym z powodów była chęć przedstawienia Świętego Mikołaja Chińczykom. Właśnie przez futbol. Oczywiście, to pewien chwyt marketingowy.
W Rovaniemi nie mają wątpliwości, że dla klubu to właśnie Gao jest prawdziwym Świętym Mikołajem. A swoje motywy, w rozmowie z "FourFourTwo" ten biznesmen przedstawiał tak: - Boże Narodzenie jest jak festiwal Chinach, oznacza radość i dawanie dzieciom prezentów. Do tego potrzebuję tego klubu.
Rok temu przywiózł piłkarzy za Wielki Mur. Teraz jest podobnie, zespół przebywa właśnie w Chinach i rozgrywa mecze pokazowe. Siłą rzeczy już jest reklamą fińskiego futbolu.
Gao zapewnia, że chce aby z roku na rok jego podopieczni byli coraz silniejsi. Jego plan jest długofalowy.
Wszystko jest możliwe, wszak motto klubu brzmi: "Nigdy nie przestawaj wierzyć".