Nie pokonała go koszmarna kontuzja. Eduardo da Silva nową gwiazdą Legii?

Był jednym z najbardziej obiecujących napastników w Europie, ale jego karierę przerwała makabryczna kontuzja, po której groziła mu amputacja stopy. Eduardo da Silva wrócił do futbolu, a wiosną ma być gwiazdą Legii Warszawa.

Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński
Eduardo da Silva Getty Images / Michael Regan / Na zdjęciu: Eduardo da Silva

Najpierw oburzenie trybun. Po chwili krzyk rozpaczy i przerażenie na twarzach piłkarzy. Nerwowe wzywanie lekarzy i ich szok, gdy na własne oczy zobaczyli staw skokowy piłkarza. Następnie cisza, maska tlenowa, nosze i walka o to, by ten nie został inwalidą.

23 lutego 2008 roku, w trzeciej minucie meczu Birmingham City - Arsenal kariera Eduardo da Silvy mogła zostać zakończona w brutalny sposób. Otwarte złamanie stawu skokowego wyhamowało ją w sposób zdecydowany i przerwało wspinaczkę na szczyt, którą wszyscy mu przewidywali.

W czwartek ten sam piłkarz podpisał kontrakt z Legią Warszawa, która pozyskała być może obcokrajowca o największym nazwisku w swojej historii. Piłkarza, który był kreowany na najlepszego napastnika Premier League i był w pewnym momencie czołowym snajperem w Europie. I mimo że od tych czasów minęło 10 lat, Brazylijczyk z chorwackim paszportem może się stać największą gwiazdą polskiej ekstraklasy.

Futbol szansą na przeżycie

Na pierwszy rzut oka to historia jakich wiele w Ameryce Południowej. Młody chłopiec, dorastający na uliczkach brazylijskiego miasta, odbijający do znudzenia piłkę pośród roztaczającego się zapachu biedy. Jednak Eduardo od najmłodszych lat miał pod górkę nie tylko w domu, położonym w słynącym z przemocy i kryminalnych porachunków w Villa-Kennedy na peryferiach Rio de Janeiro.

Futbol był dla niego jedyną szansą na wyrwanie się z okolicy, która szybko wciągała w swoje sidła, kończąc życia wielu nastolatków. Swoimi umiejętnościami nieśmiały chłopak nie potrafił jednak przekonać do siebie trenerów w kolejnych klubach. Gdy nadzieja o zostaniu następcą Romario i grze dla Vasco da Gama powoli gasła, rękę wyciągnięto do niego w CBF New Kennedy.

Mały klub jako jedyny przyjął go do siebie, choć do dziś nie wiadomo, czy widziano w nim jakikolwiek potencjał. 15-latka uratowała jednak delegacja z Europy. W 1998 roku jeden ze skautów Dinama Zagrzeb zanotował jego nazwisko, a następnie zaproponował wyjazd do Chorwacji, początkowo na okres próbny.

Jego pierwsze tygodnie w nowym miejscu były dla niego nie mniejszym wyzwaniem niż przeżycie na ulicy w okolicach brazylijskich faweli. Nie znający języka i pozbawiony rodziny nastolatek długo cierpiał z powodu samotności. Jednak na treningach był kimś zupełnie innym i szybko przekonał trenerów akademii Dinama, by pozostać tam na stałe.

Jak oczarować Londyn

Dzień po swoich 18. urodzinach otrzymał prezent od klubu. Profesjonalny kontrakt, gwarantujący mu awans do pierwszej drużyny Dinama. Umowę wręczył mu sam Zdravko Mamić, człowiek-instytucja w klubie, widzący w nim szansę na ogromne pieniądze.

Po kilku latach gry dla Dinama stało się jasne, że Chorwaci zarobią na nim ogromne pieniądze. W 2006 roku pojawił się na obiekcie Arsenalu, gdy jego zespół walczył z Kanonierami o Ligę Mistrzów. Strzelił gola i wpadł w oko skautom takich klubów jak PSV Eindhoven, Juventus Turyn czy Ajax Amsterdam. Z bliska jego grę widział Arsene Wenger i wiedział z kim ma do czynienia.

- Od razu wiedziałem, że ma w sobie coś specjalnego, magicznego - mówił potem Francuz. Menedżer Arsenalu szybko podjął kroki by sprowadzić Eduardo na The Emirates. - Brazylijczyk, który zaadoptował się w Chorwacji nie mógł mieć problemów z aklimatyzacją w Londynie - tłumaczył.

Już wtedy napastnik był nie tylko gwiazdą chorwackiej ekstraklasy, ale i reprezentantem tego kraju. Już w wieku 18 lat otrzymał powołanie do kadry młodzieżowej i szybko przyjął ofertę. W ojczyźnie niedługo o nim jednak pamiętano, mając do dyspozycji takich asów jak Kaka, Ronaldinho czy Adriano.

Na The Emirates trafił ostatecznie rok później, po sezonie w którym strzelił w barwach Dinama 47 bramek (!). Kosztował 13,8 mln euro i był szykowany do zastąpienia tam absolutnej legendy, jaką zawsze będzie Thierry Henry. W pierwszych miesiącach Wenger powoli wprowadzał go jednak do gry, przyzwyczajając do brytyjskich realiów, gdzie przez długie fragmenty meczów piłka nie spada na murawę. I choć nie otrzymywał wielu szans w podstawowym składzie, zdołał strzelić przez pół roku osiem bramek.

Koszmar i groźba amputacji

Na początku 2008 roku wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie, jednak wspinaczkę na szczyt przerwała fatalna kontuzja odniesiona na St. Andrew's Stadium. Stan jego nogi po faulu Martina Taylora był tak makabryczny, że prezentowania powtórek odmówiła stacja Sky Sports. Stopa zawodnika wygięła się w nienaturalny sposób o 90 stopni.
Jego koledzy z drużyny byli zszokowani, a Cesc Fabregas długo nie był w stanie wrócić do gry. - Wpadłem w panikę, nie mogłem na to patrzeć.  Ból był potworny. Dalej nie chcę patrzeć na jakiekolwiek zdjęcia z tego zdarzenia - mówił potem sam zainteresowany, któremu jeszcze na murawie podano tlen.

Później okazało się, że tylko natychmiastowa reakcja medyków i ich odpowiednie decyzje uratowały Eduardo da Silvę od kalectwa. W jego stawie skokowym zostały zerwane wszystkie więzadła, wszystkie naczynia krwionośne. Gdyby nie lekarz Arsenalu Gary Lewin, jego kariera zakończyłaby się lutowego popołudnia w Birmingham i doszłoby do amputacji.

- Kontuzja była na tyle poważna, że mogłem stracić stopę. Dlatego zawszę będę dziękował Gary'emu Lewinowi, naszemu lekarzowi, który uratował mi stopę. Istniało prawdopodobieństwo, że już nigdy nie będę mógł na niej stanąć - przekonywał kilka tygodni później.

Piłkarz uratował stopę, jednak jego powrót do gry na wysokim poziomie stanął pod znakiem zapytania. Wielu ekspertów wątpiło, czy Brazylijczykowi z chorwackim paszportem się to uda.

Czy Eduardo da Silva będzie wzmocnieniem Legii Warszawa?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×