[b]
Maks Chudzik, dziennikarz WP SportoweFakty: Gary Neville, który pracuje aktualnie jako ekspert stacji Sky Sports, powiedział ostatniej jesieni: "Jeśli Harry Kane będzie dalej rozwijał się w takim tempie, to w przyszłości może trafić na półkę Roberta Lewandowskiego". Niemalże od słów byłego obrońcy Manchesteru United angielski napastnik po raz kolejny otworzył worek z bramkami. 2017 rok zakończył nawet jako najlepszy strzelec czołowych europejskich lig. Pana zdaniem Kane już stał się lepszym piłkarzem od Polaka?[/b]
Phil McNulty, redaktor naczelny BBC Sport: Przede wszystkim Harry oraz Robert to świetni zawodnicy. Nie chciałbym jednak wybierać między jakimkolwiek z nich. Dlaczego? Ponieważ dzieli ich wiek. Kane jest młodszy, posiada w sobie pokłady potencjału, którego do tej pory nie objawił światu. Te atuty wpływają na jego korzyść. Z drugiej strony Lewandowski jest bardziej doświadczony oraz prezentuje klasowy poziom już od wielu sezonów. Jeśli spytasz mnie, kto jest obecnie najlepszym napastnikiem na świecie, nazwisko Polaka z pewnością będzie jednym z pierwszych, które przejdzie mi przez myśl.
Jesteśmy jednak na Wyspach, gdzie do dziś podtrzymuje się, iż to Premier League jest wyznacznikiem piłkarskich umiejętności. Nawet sam Leo Messi usłyszał, że może nie dać sobie rady "we wtorkową deszczową noc w Stoke". Lewandowski również odpierał podobne zarzuty niedowiarków - m.in. od Iana Wrighta, byłego snajpera Arsenalu. Podziela pan takie opinie?
To zdecydowana przesada. Robert to napastnik klasy światowej. Dla mnie najlepszym wyznacznikiem klasy są rozgrywki Ligi Mistrzów, gdzie Lewandowski jest jednym z najskuteczniejszych piłkarzy nie tylko w ostatnich latach, ale całej historii rozgrywek. Szczerze powiedziawszy, dziś każdy klub Premier League przyjąłby go z pocałowaniem ręki.
Słyszał pan osobiście, aby którykolwiek angielski klub pytał Bayern o możliwość sprowadzenia Polaka?
Nic mi na ten temat nie wiadomo. Jestem jednak pewny, że jeśli monachijczycy zechcą sprzedać Roberta, na co powiedzmy szczerze, są marne szanse, wszystkie zespoły czuba tabeli ruszyłyby w wyścigu po jego podpis.
Cóż, na Roberta trzeba będzie poczekać, lecz szlaki Premier League przecierało wielu innych polskich zawodników. Którego z nich wspomina pan najcieplej?
Posiadam swojego ulubieńca. Musimy jednak cofnąć się o parę dekad, aby przypomnieć jego karierę. Chodzi mi dokładnie o Kazimierza Deynę. Kiedy Polak przechodził do Manchesteru City, już wtedy był na Wyspach wielką europejską gwiazdą. Dobrze pamiętaliśmy jego występy z mistrzostw świata w 1974 roku. Zresztą to niesamowite, jak bardzo zmieniło się w Anglii zdanie o waszej reprezentacji jedynie przez pryzmat tego turnieju. Gdy rok wcześniej odpadliśmy z wami w eliminacjach, mówiono o końcu świata. Dopiero po mundialu w RFN dostrzegliśmy, jak wspaniałymi zawodnikami są Gadocha, Lato, Tomaszewski. Tego ostatniego przez występ na Wembley kojarzy niemal każdy angielski kibic. Wśród nich najbardziej wyróżniał się jednak Deyna. Mimo iż trafił do Anglii już pod koniec swojej kariery, to i tak w większości spotkań wyprzedzał umiejętnościami wszystkich zawodników na boisku. To wyjątkowa strata, że opuścił ten świat tak szybko. Kibice the Citizens do dziś wspominają jego grę z uśmiechem na ustach.
Wspomniał pan historię meczu na Wembley. Uważa pan, że w 1973 roku byliśmy lepszą drużyną od reprezentacji Trzech Lwów?
Gdy oglądam powtórki z tamtego spotkania, wciąż pytam samego siebie: jak to możliwe, że nie udało nam się tego wygrać?! Anglicy patrzą na tę rywalizację przede wszystkim przez pryzmat rewanżu w Londynie. Warto jednak przypomnieć, jak bardzo kadra Górskiego stłamsiła nas na wyjeździe (Polacy pokonali w Chorzowie Anglię 2:0 - przyp. red.). Dodajmy do tego fakt, że w drugim meczu Włodzimierz Lubański nie mógł zagrać z powodu kontuzji. Tak, byliście od nas lepsi i zasłużyliście na awans. Udowodniliście to w Niemczech.
Mimo to nie tylko w ostatnich latach, ale również dekadach bardzo mało polskich zawodników z pola występuje na boiskach Premier League. Nie są oni przygotowani do wymogów tej ligi, czy powody takiego stanu rzeczy leżą zupełnie gdzie indziej?
W piłce nożnej wszystko dzieje się według cyklów, zmian generacji. Wydaje mi się, że tak samo możemy mówić w tym przypadku. Angielska ekstraklasa wciąż poznaje nowe rynki ściągania piłkarzy. Wystarczy zobaczyć na przykład Belgów i fakt, iż obecnie niemal każda drużyna posiada w składzie zawodnika tej narodowości. Polacy mogą przejść podobną drogę za trzy może cztery lata. Wiele w tym procesie zależy od wyników waszej reprezentacji. A one w ostatnich latach są bardzo dobre.
Niektórzy z polskich graczy przetarli szlaki Premier League, lecz prawdopodobnie nie tak dobrze, jak początkowo prorokowano. Weźmy za przykład Wojciecha Szczęsnego. Sądzi pan, iż Arsene Wenger postąpił słusznie, pozbywając się Polaka przed sezonem? 27-latek od paru sezonów prezentuje się wybornie we Włoszech, podczas gdy pozycja bramkarza to jedna z pięt achillesowych Arsenalu.
Nie chciałbym podważać takiego wyboru Francuza z jednego powodu. Nazywa się on Petr Cech. Aktualnie możemy rozliczać tego doświadczonego zawodnika z kolejnych błędów, lecz warto przypomnieć, o jak wielkim bramkarzu w ogóle mówimy. Szczęsny miewał w Anglii okresy lepsze i gorsze. Ogólnie rzecz biorąc jego pobyt na Emirates można uznać za całkiem udany. Gdybym był Arsenem Wengerem, to na ten moment wstrzymałbym się jednak z płaczem za Polakiem.
Pomówmy więc o jego najlepszym przyjacielu, Grzegorzu Krychowiaku. Wygląda na to, iż po trudnej jesieni oraz jeszcze gorszym końcu roku kariera Polaka na The Hawthorns nareszcie nabiera odpowiedniego rozpędu.
Zgadza się. Myślę, że najlepszy tego przykład to spotkanie Pucharu Anglii przeciwko Liverpoolowi, gdzie Krychowiak był wyróżniającą się postacią na boisku. W przypadku Polaka i jego pobytu na Wyspach wiele początkowo zależało od formy zespołu. West Brom przecież w ostatnich miesiącach przeżywał najdłuższą serię bez zwycięstwa od momentu powstania klubu. Niezależnie jak dobrym jesteś zawodnikiem, przy tego typu passie spada twoje morale oraz samoocena. Teraz dla Krychowiaka może być już tylko lepiej. Na The Hawthorns zawitał w końcu nowy trener Alan Pardew, który raczej nie wątpi w umiejętności Polaka.
ZOBACZ WIDEO: Trzech Polaków nie pomogło Sampdorii. Zobacz skrót meczu z Torino. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Wygląda jednak na to, iż coraz więcej angielskich klubów nie wydaje się być przekonane co do osoby Kamila Grosickiego. Minęły dwa okienka transferowe po spadku Hull City, a Polak wciąż występuje na KCOM Stadium. Czy w styczniu naprawdę nie było chętnego zespołu Premier League, który wyłożyłby za Polaka sumę w okolicach 9 milionów funtów? Jak na angielskie standardy nie jest to wyjątkowo ogromna kwota.
Sytuacja Kamila to naprawdę interesująca kwestia. Pamiętam, jak po udanym Euro akces po jego usługi zgłosiło wiele angielskich zespołów. Mogę dziś powiedzieć, iż niewiele wtedy brakowało, aby skrzydłowy podpisał kontrakt z Evertonem. Klub zmienił jednak wówczas menedżera, a temat transferu Grosickiego bezpowrotnie upadł. Szczerze powiedziawszy, sam byłem mocno zaskoczony, iż to drużyna pokroju Hull podpisała z nim kontrakt. Uważam, iż Polak zasługuje na grę dla zespołu znajdującego się o półkę wyżej od Tygrysów. Czemu tak się nie dzieje? Tego niestety nie wiem.
Przejdźmy do futbolu reprezentacyjnego. Tam czeka nas jesienią zderzenie z najświeższym pomysłem UEFA, czyli Ligą Narodów. Jakie są pańskie pierwsze opinie na temat nowo powstałych rozgrywek?
Zanim przejdę do jakiejkolwiek oceny, wolałbym zobaczyć, jak naprawdę będzie to wyglądać od środka. Na ten moment mamy zbyt wiele niewiadomych. Przyznaję, jest to bardzo interesujący pomysł, lecz wciąż nie wystarczająco ciekawy, aby mnie przekonać. Jeśli posiadamy w kalendarzu mundial oraz Euro, Liga Narodów z automatu staje się mniej ekscytującym produktem. Przede wszystkim dla kibica. Chociaż może jeśli dojdzie do hitowych starć w I dywizji, zmienię zdanie, a cały twór ruszy do przodu. Dziś za wcześnie na takie wyroki.
Priorytetem na ten rok pozostaje jednak wciąż mundial. Na awans do półfinału pańscy rodacy czekają od 1990 roku, a na medal jeszcze dłużej bo 52 lata. Czas nareszcie odstawić zegary?
Powiem wprost: możesz nagrać to, co teraz mówię, spotkać się ze mną w lipcu i sprawdzić, czy miałem rację. Moim zdaniem reprezentacja Garetha Southgate’a dojdzie do ćwierćfinału. Tyle. Tym razem przynajmniej uda nam się wyjść z grupy. Bądźmy szczerzy, brak awansu w zestawieniu z Tunezją czy Panamą byłby naprawdę katastrofą, po której trzeba będzie postawić sobie serię ważnych pytań. Mimo to, nie widzę dla nas miejsca w finale bądź ostatniej czwórce.
Jeśli ćwierćfinał, to znaczy, że Synowie Albionu muszą kogoś pokonać w 1/8 finału? Może Polaków?
Tego nie powiedziałem. Jeśli Anglia zmierzy się z waszą drużyną, powiedzmy, że daję swoim rodakom 51 proc. szans. Choć tak naprawdę oba zespoły wydają się być mocno nieprzewidywalne przed pierwszym gwizdkiem. W ostatnich latach Anglicy nie potrafią m.in. poradzić sobie z presją towarzyszącą wielkim spotkaniom. Polacy posiadają przy tym środki, aby to skrzętnie wykorzystać. Mogą to zrobić, ale nie muszą.
Co ma pan konkretnie na myśli?
Staram się spojrzeć na potencjalny mecz przeciwko wam z angielskiego punktu widzenia. Biało-Czerwoni posiadają w składzie pewien atrybut, na którym nasza kadra od lat traci punkty: napastnika ze światowego topu po przeciwnej stronie. Obrona to najbardziej zawodząca formacja w kadrze Garetha Southgate’a. Wolałbym więc uniknąć spotkania przeciwko Polakom w drugiej fazie z racji tego, że macie Roberta Lewandowskiego. Do tego my jak i wy znajdujemy się na bardzo podobnym poziomie. Może nie w ścisłej światowej czołówce, ale tuż za nią. Nazwijmy to listą B. Ludzie na Wyspach nie chcą tego zrozumieć, ale taka jest prawda. W Polsce pewnie nastroje towarzyszące z tego powodu kadrze są pewnie zupełnie odwrotne.
Zbliżający się mundial będzie kolejnym wielkim turniejem, na który wybierze się pan jako korespondent BBC. Był pan m.in. gościem podczas polsko-ukraińskiego Euro 2012. To prawda, że strajk w Warszawie niemal powstrzymał pana od tego, aby zdążyć na mecz półfinałowy między Włochami a Niemcami?
To chyba nie działo się tego samego dnia co samo spotkanie, lecz zgadza się. Po tym jak Anglia odpadła z turnieju, udaliśmy się z naszej bazy w Krakowie do stolicy Polski. Pewnego dnia budzę się w hotelu, a tam setki osób krzyczy oraz protestuje na ulicach miasta. Przez parę godzin nie mogłem w żaden sposób wyjść z budynku. Gdy postanowiłem przejść się do lobby, strajkowicze wzięli mnie i kolegę za pracowników placówki. Aby uspokoić sytuację, szybko pokazaliśmy im nasze akredytacje. Mimo tego małego incydentu bardzo dobrze wspominam pobyt w waszym kraju. Polacy to bardzo gościnny naród, z czego w Krakowie skrzętnie korzystałem nie tylko ja, ale również i cała reprezentacja Anglii (śmiech).