Szymon Mierzyński: Antonio Conte i Chelsea - nieszczęśliwa miłość nie potrwa już długo (komentarz)

Getty Images / Steve Bardens / Na zdjęciu Antonio Conte
Getty Images / Steve Bardens / Na zdjęciu Antonio Conte

Zaczął pięknie, a kończy jak niemal wszyscy w erze Romana Abramowicza. Po półtorarocznej kadencji w Chelsea Antonio Conte sprawia wrażenie człowieka pogodzonego z losem.

Od euforii do katastrofy droga bywa krótka, a na Stamford Bridge zmiany nastrojów następują wyjątkowo szybko. W maju Włoch był kochany. Po totalnej zapaści i 10. miejscu w sezonie 2015/2016 dokonał niemożliwego i w pierwszym roku pracy wywalczył mistrzostwo Anglii. Gdyby nie był tak skuteczny i zaczął np. od 4. lokaty i powrotu do Ligi Mistrzów, a dopiero teraz zaatakował tytuł, wszyscy klepaliby go po plecach, a na stole miałby już pewnie ofertę nowego kontraktu (obecny wygasa w połowie 2019 roku i wszystko wskazuje, że nie zostanie nawet wypełniony). Antonio Conte zaczął wygrywać szybko i zawiesił poprzeczkę tak wysoko, że teraz, gdy pojawiły się problemy, sam stanie się ich pierwszą ofiarą.

Roman Abramowicz nigdy nie patyczkował się z trenerami. Rosyjski miliarder wyznaje prostą zasadę: "płacę i wymagam". Co zaskakujące, terapia szokowa działa, bo od momentu, gdy wszedł do klubu (w 2003 roku), Chelsea zdobyła 14 trofeów. Żaden angielski klub nie wygrał w tym okresie więcej. W pewnym sensie trudno się więc dziwić, że szkoleniowcy są zmieniani jak rękawiczki.

Histeria, którą obserwujemy od kilku dni, trochę jednak dziwi. The Blues niczego jeszcze nie zaprzepaścili, a na koszmarne wrażenie wpłynęły dwa mecze - z AFC Bournemouth (0:3) i Watfordem (1:4). W nich londyńczycy pokazali futbol tak beznadziejny, że Conte mógł tylko złapać się za głowę, a w klubowych gabinetach zaczęto się bać wypadnięcia z pierwszej czwórki.

Na tę katastrofę pracowały jednak obie strony. Chelsea od jakiegoś czasu wydaje mniej pieniędzy na transfery. Nie robi głupich ruchów, wykładając dziesiątki milionów na piłkarzy, którzy nie są tego warci, lecz przesadza przy tym w drugą stronę. Efekty są takie, że w ostatnich okienkach na Stamford Bridge trafiło kilku zawodników, którzy w powszechnej opinii są na ten zespół zbyt słabi. Taką łatkę przypięto już Marcosowi Alonso (w jego przypadku trochę niesłusznie), Davide Zappacoście, Rossowi Barkleyowi, Danny'emu Drinkwaterowi czy Tiemoue Bakayoko. Do tego doszła obniżka formy Alvaro Moraty i Pedro Rodrigueza i nagle okazało się, że poza Edenem Hazardem Conte nie ma kim straszyć.

Włoch nie krył frustracji spowodowanej oszczędnymi ruchami na rynku transferowym, sam jednak też podejmował absurdalne decyzje. Nigdy tak naprawdę nie dał poważnej szansy Michy'emu Batshuayiowi (a ten, gdy grał, potrafił strzelać gole), uparcie też zestawiał środek pola z N'Golo Kante i wspomnianym Bakayoko. Obaj mają więcej walorów defensywnych (choć były zawodnik Monaco aktualnie nie daje nic nawet w tyłach), przez co z przodu Chelsea kuleje i ma bardzo ograniczony repertuar. Stwarzanie sytuacji spada niemal wyłącznie na barki Hazarda, a przy tym Włoch przesuwa go często do ataku i gra bez klasycznego napastnika. Belg nie ma warunków fizycznych, by radzić sobie w tej roli, mimo to w spotkaniu z Watfordem Conte wolał posadzić na ławce Oliviera Girouda i patrzeć jak jego zespół ośmiesza się w ofensywie (przez 90 minut oddał dwa celne strzały).

Sprawy zaszły tak daleko, że pożaru nie da się już ugasić i po sezonie, albo nawet wcześniej, Conte zapewne opuści Stamford Bridge. Angielskie media są pewne, że jego następcą zostanie Luis Enrique. To jednak tylko zmiana operatora karuzeli. Hiszpan - tak jak Włoch - też zażąda transferów, bo kadra Chelsea ma luki i nie gwarantuje sukcesów. Za następny rok lub dwa The Blues mogą się znaleźć w punkcie wyjścia. Problem w tym, że lista głośnych nazwisk stale się kurczy. Dziś nie ma na rynku wielu trenerów, dla których warto by było zwalniać Conte, nie każdy też musi przyjąć ofertę klubu, w którym poczucie stabilizacji jest praktycznie zerowe.

Abramowicz ma dwa wyjścia: otworzyć szerzej portfel i znów zacząć ściągać gwiazdy, albo zmieniać trenerów i nieustannie liczyć na efekt nowej miotły. Przy tym drugim modelu szybko może mu zabraknąć nowych opcji.

Szymon Mierzyński

ZOBACZ WIDEO Niespodzianka w Hiszpanii. Tyko remis Barcelony w meczu na wodzie [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Źródło artykułu: