Tomasz Lipiński
Zacznijmy od końca. Wielu pukało się w czoło na wieść, że Guilherme przenosi się do Benevento. Gdzie i po co? To tak, jakby myśliwy z własnej woli oddał sztucer i pozwolił przebrać się w zwierzynę łowną. Z Legią regularnie walczył o mistrzostwo i ciągle by walczył, tam miał bić się o pierwszy punkt w sezonie, bo kiedy dogrywał sprawę bezgotówkowego transferu, beniaminek z Kampanii tylko przegrywał. W pewnym momencie wydawało się, że nic innego nie umie. 14 kolejnych porażek, a 17 w 18 kolejkach wypromował go na cały świat. Robił w mediach furorę jak kiedyś skoczek narciarski Eddie "Orzeł" Edwards.
Na przełomie grudnia i stycznia wprawdzie wreszcie powiało trochę w skrzydła Benevento, ale powiedzieć, że nadal jest źle, to nic nie powiedzieć. Sytuacja wygląda beznadziejnie. Co tonący robi w styczniu? Już poprzednie sezony pokazały, że jak brzytwy chwyta się transferów. Ci z kadry, którzy wywalczyli awans i parę miesięcy wcześniej byli noszeni na rękach, idą więc w odstawkę i na wolne miejsca sprowadza się armię zaciężną cudzoziemców lub włoskich weteranów. Rok temu dogorywającą na dnie Pescarę przybyli reanimować Cesare Bovo, Guglielmo Stendardo, Sulley Ali Muntari i Alberto Gilardino. Oczywiście stali się tylko częścią konduktu pogrzebowego.
Na początku tego roku Benevento też miało bardzo ambitne plany. Na liście życzeń znaleźli się Bacary Sagna, Mapou Yanga-Mbiwa, Marouane Chamakh i Philippe Senderos, ale akurat oni życzeniami pozostali. Udało się natomiast sprowadzić mniej znanych, ale w dość licznej grupie. W sumie siedmioosobowej, w której najciekawsze CV posiadał Filip Djuricić – Serb z przeszłością w Benfice Lizbona, Southampton i Anderlechcie, którego w Sampdorii swego czasu na ławce usadził Karol Linetty.
Guilherme zastąpił najlepszego zawodnika Benevento i ulubieńca publiczności. Błyskotliwym Amato Cicirettim, który z rzutu wolnego pokonał Wojciecha Szczęsnego, dość poważnie interesowało się nawet Napoli, ale ostatecznie zameldował się w Parmie, która małymi kroczkami, przy wsparciu kapitału chińskiego, odbudowuje dawną pozycję. A sytuacja Guilherme jest dokładnie taka, jaka miała być. Benevento swoją grą nie zbawi. Wziął udział w dwóch gładkich porażkach 0:3 i przymierzał się do derbów regionu z Napoli, w których lepiej być nie powinno, ale już zwrócił na siebie uwagę. Pisano o nim tylko pozytywnie. Był wybierany na najlepszego piłkarza zespołu. Żeby jednak wypromować się wyżej, potrzebuje konkretnych liczb: goli i asyst. Jeśli i one przyjdą, to rzeczywiście pół roku spędzone w najsłabszym od lat (pod względem zdobyczy punktowej) zespole Serie A odbije na jego karierze mocniejsze piętno niż kolejne mistrzostwo Polski.
Petar Brlek trafił do silniejszego klubu, ale dość skomplikowanego. Po pierwsze dlatego, że żyjącego przeszłością, kultywującego wielkie tradycje z pierwszym mistrzostwem Italii w historii na czele. Tym bardziej więc frustrująca jest szara teraźniejszość. Po drugie – tam jak w ulu, stale ktoś wylatuje i przylatuje. Stabilizacja kadry to ostatnia rzecz mogąca kojarzyć się z Genoą. Jej polityka polega na tym, że kupuje tanio i albo sprzedaje z zyskiem, albo przyznaje się do pomyłki. Znacznie więcej jest tych drugich przypadków, chociaż na wyobraźnię każdego nowego muszą działać, zebrane tylko z dwóch poprzednich sezonów, przykłady: Giovanniego Simeone (sprzedany do Fiorentiny), Diego Perottiego (do Romy), Juraja Kucki i Suso (do Milanu), Tomasa Rincona (do Juventusu) czy Leonardo Pavolettiego (do Napoli).
(...)
[b]Cały artykuł do przeczytania w najnowszym numerze tygodnika "Piłka Nożna".
[/b]
ZOBACZ WIDEO Premierowy gol Guilherme nie pomógł, AS Roma rozbiła Benevento [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]