Czytaj w "PN". Brakujące ogniwo Juventusu

Reuters / Stringer / Na zdjęciu: Blaise Matuidi (z prawej)
Reuters / Stringer / Na zdjęciu: Blaise Matuidi (z prawej)

Cichym bohaterem Tottenhamu, który akurat w Turynie narobił wielkiego rumoru, był Mousa Dembele. W rewanżu na Wembley tego samego w Juventusie oczekują od Blaise’a Matuidiego, wielkiego nieobecnego w pierwszym meczu.

Tomasz Lipiński

Francuz znalazł się pod troskliwą opieką klubowych lekarzy 4 lutego po meczu z Sassuolo. Pierwsze oględziny i rezonans magnetyczny bolącego mięśnia nie wykazały niczego poważnego, ale skazywały na odpoczynek przez resztę miesiąca. Massimiliano Allegri miał ból głowy, kim zastąpić niezastąpionego, bo na taką opinię w krótkim czasie zasłużył Blaise Matuidi.

Wytrąceni z równowagi

Do momentu kontuzji był drugim najbardziej zapracowanym piłkarzem Juventusu Turyn. Wprawdzie dłuższy przebieg miał Gonzalo Higuain, ale większy już na pewno nie. Nikt w końcu nie biegał więcej od Matuidiego. Allegri nazwał go włóczykijem, który nigdy się nie zatrzymuje i wędruje w każdy zakątek boiska. Dzięki niemu udało się ubrać Starą Damę w szaty 1-4-3-3, które nosiła z coraz większym wdziękiem. Przed rozgromieniem 7:0 Sassuolo wygrała dziewięć kolejnych meczów rozłożonych między Serie A a Puchar Włoch. Straciła w nich tylko jednego gola. Wkład w te liczby Francuza, który odpoczywał tylko z Chievo, był niepodważalny.

ZOBACZ WIDEO Złoty gol Dybali. Juventus Turyn ograł Lazio Rzym [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Jego wartość tkwiła także w tym, co robił i jak grał Sami Khedira. Wszyscy w Turynie znają potencjał, ale i ograniczenia Niemca, który nie jest już tak mobilny jak dawniej. Kiedy tylko pozwoli mu się na większą swobodę w ofensywie, to odpłaci z nawiązką. I właśnie biegający za dwóch i łatający wszystkie dziury Francuz otwierał przed kolegą z formacji takie możliwości. W spotkaniu z Tottenhamem Khedira musiał wrócić do wykonywania czarnej roboty i nie skończyło się to dobrze ani dla niego, ani dla drużyny.

Dziennikarze snuli hipotezy i przerzucali się pomysłami, kim należało zastąpić Matuidiego ze Spursami. Nie nieobecność Paulo Dybali czy Juana Cuadrado, ale to był temat i problem numer 1. Wielu zwolenników miała opcja z Rodrigo Bentancurem, też lewonożnym, też o wydolności maratończyka, ale z o wiele mniejszym doświadczeniem. Pewne fizyczne podobieństwa wskazywały na przesunięcie wyżej Kwadwo Asamoaha. Serce podpowiadało kandydaturę Claudio Marchisio, który jednak po wyleczeniu kontuzji nie jest sobą, a za zasługi nikt miejsca w składzie nie daje. Jeszcze w rękawie trenera krył się Stefano Sturaro, którym kiedyś Allegri niespodziewanie zagrał z Realem Madryt i wygrał. 13 lutego też zaskoczył i zmienił ustawienie, wystawiając w środku pola Douglasa Costę, którego pierwszym zadaniem po stracie piłki było pressowanie Dembele.

Jeśli przyjrzymy się statystykom po pierwszym meczu: liczbie kontaktów z piłką Belga, liczbie udanych dryblingów i podań, to Brazylijczyk oblał egzamin (niewiele pomagał mu Khedira). Natomiast swój wigor odzyskiwał, kiedy zajmował ulubioną pozycję skrzydłowego. W takiej roli sprzedał się najlepiej, na przykład wypracował rzut karny. Powrót Matuidiego, który nastąpił ostatniego dnia lutego, zatem nieco wcześniej niż pierwotnie zakładano, miał dać drużynie równowagę i porządek.

[b]Cały artykuł do przeczytania w najnowszym numerze tygodnika "Piłka Nożna". Już w kioskach i salonach prasowych.

[/b]

Komentarze (0)