W szufladzie Mariusza Żuka, ojca chłopców, są dwa grube notesy. W jednym mężczyzna zapisuje wszystkie mecze Michała, w drugim Miłosza. Na pamiątkę dla chłopaków. 9-letni Michał od 2 lat trenuje w FC Barcelona, w najlepszej na świecie akademii La Masia. Jego młodszy o niecałe dwa lata brat ćwiczy jeszcze w lokalnej szkółce Agua Hotel w Blanes (100 km od Barcelony). Rodzice poświęcili wiele, aby dzieci miały życiową szansę, pan Mariusz w pewnym momencie musiał nawet zwolnić się z pracy.
Bracia, o których będzie głośno
Na nagraniach, które od kilku dni krążą w sieci, robi niesamowite wrażenie. Długowłosy blondyn mija kolejnych chłopców jak wytrawny narciarz tyczki na stoku narciarskim i strzela kolejnego gola. To Michał, przebojowy środkowy pomocnik Barcelony Benjamin C, zespołu z rocznika 2009. W sobotę miał kolejny mecz, jego drużyna wygrała 6:0, on strzelił kolejne dwa gole. Jest drugim strzelcem swojego zespołu, w poprzednim roku we wszystkich rozgrywkach zdobył 117 goli, w tym tylko dwie z rzutów wolnych, reszta z akcji. W tym sezonie strzelił już 55 bramek. A trzeba wiedzieć, że Michał z kumplami gra przeciwko drużynom z chłopakami o rok starszymi. I nie mają sobie równych.
W ogóle w ubiegłym roku młodzi piłkarze wygrali wiele turniejów, w tym międzynarodowy prestiżowy Mundialito Cambrils. Michał Żuk został wybrany najlepszym zawodnikiem.
Gdy w Polsce pojawiły się nagrania z chłopcem, ojciec złapał się za głowę. Rodzina zastanawia się w ogóle, jak te filmiki ujrzały światło dzienne. Szczególnie że niemal każdy tytuł takiej krótkiej informacji brzmiał: "Polski Messi". Ojciec przez 2 lata ukrywał się z tym, że ma syna w Barcelonie - klubie, który na całym świecie wywołuje ogromne emocje. Tymczasem trzeba tonować nastroje, bo to dopiero 9-letnie dziecko i dziś nikt nie wie, co z niego wyrośnie. Zamieszanie nie jest potrzebne. Choć oczywiście porównania do Leo są zaszczytem.
Jego brat Miłosz jest z rocznika 2010, ale z listopada (Michał ze stycznia 2009). On jest środkowym obrońcą, choć grywał też już w ataku. To taki boiskowy twardziel z potężnym kopnięciem, taki mały Ronald Koeman. W szkółce Agua Hotel jest w drużynie z kolegami o rok starszymi, w lidze rywalizuje z dziećmi starszymi o dwa lata. Do Barcelony jeszcze nie trafił, ale być może też mu się to uda. W poprzednim sezonie miał już próby w "Dumie Katalonii" i Espanyolu, musi jednak poczekać. Sam jednak fakt, że sprawdziły go dwa najważniejsze kluby w Katalonii, dla rodziny i jego trenerów jest ogromnym powodem do radości.
Spod Zamościa w wielki świat
Żukowie pochodzą z okolic Zamościa. Mariusz jest budowlańcem, w Hiszpanii dostał zlecenie. Został na trzy lata, w tym czasie jego ówczesna dziewczyna Anna studiowała na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Gdy wrócił do Polski, postanowił, że nigdzie więcej już nie wyjedzie i zajmie się biznesem. Kolega go jednak namówił, a po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej dodatkowo zniknęły granice. Wyjechał ponownie, znalazł tu pracę, w międzyczasie dołączyła do niego Anna. Mieli zostać na dwa lata, w Blanes - miasteczku na wybrzeżu Costa Brava - mieszkają do dzisiaj, choć ślub wzięli w Polsce. On pracuje sezonowo w gminnej firmie remontowej.
Ich synowie urodzili się już w Blanes, ale chrzczeni byli w Polsce. Również w naszym kraju Michał w maju przystąpi do pierwszej komunii. Obaj chłopcy mówią po polsku, katalońsku i hiszpańsku. Tematu gry w reprezentacji czy to Polski, czy Hiszpanii nie ma, dzieciaki są jeszcze za młode. Ale takiego Michała w Barcelonie traktują już jak swojego.
Najlepszy klub, najlepsze oceny
Tato zapisywał chłopaków do szkółki, gdy mieli po 3 lata. Chłopcy płakali oderwani od mamy, ale trenowali. Z Michałem ojciec przez pierwszy tydzień chodził za rękę po boisku, tak chłopak się stresował. Ludzie krytykowali, bo chłopcy tacy mali, a już trenowali. Do dzisiaj krytykują...
Michał zaczynał w CD Blanes, skąd trafił do świetnej lokalnej szkółki Agua Hotel. Tam wypatrzyła go Barcelona, do testów przygotowywał się m.in. w Roztoczu Szczebrzeszyn u trenera Pawła Sawica. Rodzina raz w roku przyjeżdża bowiem do Polski. Barca sprawdza chłopaka raz, a gdy ten się spodoba, wkrótce sprawdza go ponownie. La Masia to wzór wychowania, najbardziej znana i najlepsza akademia piłkarska na świecie. Nazwisko Messiego, który ją kończył, mówi samo za siebie.
Miłosz pierwsze kroki stawiał w Ca La Guido Blanes, po roku trafił do Agua Hotel. Obaj teraz świata poza piłką nie widzą, futbol wypełnia ich cały czas. Na gwiazdkę dostali niedawno konsolę do gier, ale ich jakoś nie wciągnęło. Wolą na dywanie kartami piłkarskimi rozgrywać mecze. Rysują boiska, w karty wstawiają swoje imiona, jakby byli częścią wielkich drużyn. Goście, którzy przychodzą na ich urodziny, mają problem, co chłopakom kupić, bo u nich tylko piłka i piłka.
Na prezenty muszą sobie jednak zasłużyć. Rodzice są bardzo wymagający, u nich czwórka to zła ocena, mają być piątki. Sprawa jest prosta, skoro Michał gra w najlepszym klubie świata, to musi mieć najlepsze oceny. Wymagają też od siebie, muszą świecić przykładem, bo wiedzą, że oni jako rodzice też reprezentują Barcelonę. Klub też zresztą co 3 miesiące prosi o raport ze szkoły. Obaj chłopcy chodzą do podstawówki. Barcelona i ojciec starają się chronić Michała tak, jak to tylko możliwe. Bo to ciągle dziecko, dopiero kandydat na piłkarza. Nie ma możliwości, aby z chłopcem porozmawiać.
Obaj bracia mają długie włosy. Michał wymyślił sobie taką fryzurę, jaką ma Carles Puyol, jego pierwszy wielki idol. Teraz są nimi Leo Messi i Paulo Dybala (argentyński napastnik Juventusu). Miłosz jest zapatrzony w Sergio Ramosa (obrońca Realu Madryt) i Javiera Mascherano (obrońca, przez 8 lat w grał w Barcelonie).
Barcelona to rodzina
Pan Mariusz wie, że Michał ma najlepszą opiekę na świecie, tu każdy podkreśla, jak wielką rodziną jest FC Barcelona. Dzieci od małego uczą się profesjonalizmu. Jak przychodzi na mecz, to wszystko czeka na nich gotowe jak u zawodowców. Na mecze wyjazdowe jeżdżą w jednakowych ubraniach. Drużyna ma dwóch trenerów, a do tego specjalistę od sprzętu i lekarza.
9-latek trenuje w La Masii trzy razy w tygodniu po 1,5 godziny. Rodzice mogą zobaczyć tylko jeden z tych treningów. W ogóle dzień obu chłopców rozpoczyna się o godzinie 8:45, gdy idą do szkoły. Uczą się do 16:30, pół godziny później Michała spod szkoły zabiera klubowy autobus, wiezie 100 kilometrów do Barcelony. O godzinie 19 jest trening, potem kolacja i powrót autobusem. W domu chłopiec jest po godzinie 22.
Miłosz też trenuje trzy razy w tygodniu, o godzinie 18, jego zawozi i przywozi ojciec. Obaj marzą dziś, że zostaną kiedyś wielkimi piłkarzami. Są jednak bardzo młodzi, wszystko przed nimi. To, że dziś Michał trenuje w Barcelonie, o niczym jeszcze nie świadczy. W La Masii jest 15 drużyn młodzieżowych, nie każdy z tych młodych chłopaków musi zostać zawodowym piłkarzem. Wie to klub, wiedzą to rodzice. Najważniejsze jednak - o co Barcelona mocno dba - aby po opuszczeniu akademii jej absolwent umiał sobie poradzić w życiu.
Zdjęcie z Messim
Na razie chłopcy zrobili sobie zdjęcie z Leo Messim. To było na imprezie adidasa, bo Michał i Miłosz mają z wielką firmą ustną umowę na rok. Miłosz jest najmłodszym piłkarzem, jakiego adidas miał u siebie. Dzieciaki przez kilka dni przeżywały spotkanie z Argentyńczykiem, Michał jechał potem na trening i ze wzruszenia się rozpłakał. Miłosz nabijał się z brata, ale koniec końców przyznał, że jakby przybił piątkę z Sergio Ramosem, to też popłynęłyby mu łzy.
ZOBACZ WIDEO Dybala ojcem zwycięstwa Juventusu. Czyste konto Szczęsnego [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS 2]