Łukasz Masłowski: W pionie sportowym pierwszego zespołu jestem sam. W Wiśle nie pracuje żaden skaut. Na pewno ktoś by się przydał, znam jednak możliwości finansowe klubu. Nie narzekam. Negocjowanie kontraktów leży w mojej gestii. Mam nad sobą prezesa, Jacek Kruszewski musi zaakceptować warunki kontraktu lub wyznaczyć widełki, w których mogę się poruszać. Weryfikuję i wyszukuję piłkarzy wpisujących się w filozofię klubu. Nigdy nie zrobiłem i nie zamierzam zrobić transferu wbrew trenerowi. Do Wisły nie trafiają piłkarze bez zgody i bez wiedzy sztabu szkoleniowego. Inna sprawa, że zazwyczaj trenerzy nie zgłaszają wątpliwości do przedstawianych im przeze mnie pomysłów.
Do moich obowiązków należy też organizacja zgrupowań. Natomiast jeśli chodzi o akademię, jestem trochę ograniczony. Chciałbym zaangażować się w ten projekt, ale po prostu brakuje czasu. Meczów w weekendy jest dużo, trzeba jeździć na obserwacje. A zawsze staram się być na spotkaniu Wisły. Odkąd pracuję w Płocku, opuściłem jeden mecz, wyjechałem za granicę oglądać kandydata do gry w klubie. Chcę zobaczyć na żywo każdego zawodnika trafiającego do klubu. I to nie tylko raz. Problem pojawia się wtedy, gdy chodzi o piłkarza występującego poza granicami Polski. Nie jesteśmy krezusami, nie możemy co tydzień latać na obserwacje. Czasem jestem więc zmuszony radzić sobie w inny sposób. Giorgiego Merebaszwilego nie widzieliśmy w meczu na żywo, udało się jednak przekonać go do kilku dni treningów z drużyną przed podpisaniem kontraktu.
Przemysław Pawlak, "Piłka Nożna": Mówi pan o filozofii Wisły, czyli?
- Dziś możemy już mówić na przykładzie. Na początku mojej pracy założyliśmy, że zbudujemy zespół, który będzie walczył o pierwszą ósemkę. I Wisła powoli zaczyna wysyłać sygnał, że nie jest klubem myślącym wyłącznie o utrzymaniu. Wciąż jest to nasz cel numer jeden, niemniej znaleźliśmy się w punkcie, w którym inne zespoły zaczynają się z nami liczyć. Mówię o personaliach i jakości gry. Pod innymi względami nie możemy porównywać się z najsilniejszymi w Ekstraklasie. Piłkarze grę u nas przestali rozpatrywać w kategoriach zesłania. Widzą w Wiśle możliwość odbudowania, promocji, a przy okazji fajnej gry w piłkę niekoniecznie w ogonie tabeli. W Płocku futbol takim zawodnikom jak Dominik Furman czy Semir Stilić znów zaczął sprawiać przyjemność. A dzięki temu u ich boku rozwijać się mogą młodsi zawodnicy. Ukoronowaniem tej polityki byłoby powołanie zawodnika Wisły do reprezentacji Polski seniorów.
Kogo?
Choćby wypożyczonego z Legii Warszawa Konrada Michalaka lub Damiana Szymańskiego.
Szymański trafił do Wisły kilka miesięcy temu, ma 23 lata, a już nosi opaskę kapitana.
Pierwszym kapitanem jest Bartek Sielewski. Jeżeli nie ma go na boisku, opaskę przejmuje Damian. Tak zdecydował trener Brzęczek. Szymański ma cechy przywódcze, stał się też kluczowym zawodnikiem Wisły. W przypadku kapitana powinno to iść w parze. Grałem w piłkę i wiem, że przywódca zespołu musi prezentować odpowiedni poziom sportowy, inaczej reszta drużyny za nim nie pójdzie. A co do wieku Damiana? Jurek Brzęczek mówi, że sam był kapitanem, mając 18 lat.
Trudno było przekonać Stilicia do gry w Wiśle?
Zawodnicy o klasie Semira czasem znajdują się w takim momencie kariery, że możemy być dla nich atrakcyjnym wyborem. Stilić nie żałuje decyzji, choć nie było łatwo przekonać go do przyjścia do Wisły i wcale nie chodziło o względy finansowe. A teraz znów możemy zastanawiać się, czy Semir trafi do silniejszej drużyny. Pytanie, czy w innym klubie ktoś da mu takie zaufanie, tak zindywidualizuje mu trening, żeby grał na swoim najwyższym poziomie. Trener Brzęczek to właśnie sprawił. W zamian dostaliśmy jakość na boisku.
(...)
[b]Cała rozmowa do przeczytania w najnowszym numerze tygodnika "Piłka Nożna". Do kupienia w kioskach i salonach prasowych.
[/b]
ZOBACZ WIDEO "Damy z siebie wszystko" #16: Bayern to nie jest klub Lewandowskiego