[b]
Michał Czechowicz, Przemysław Pawlak: W jakim punkcie znajduje się reprezentacja Polski niespełna trzy miesiące przed mundialem?
[/b]
Zbigniew Boniek:To wróżbiarstwo. Wszystko jeszcze może się zmienić. Za miesiąc możemy mieć trzech chorych, a w czerwcu dwóch innych lub kolejnych.
Co pan pomyślał po listopadowych meczach, kiedy zagraliśmy bez Roberta Lewandowskiego i trójką obrońców?
Nic. To były mecze towarzyskie, po awansie, trochę na luzie, nie chcieliśmy eksploatować najważniejszych piłkarzy. W naszej mentalności to jednak walka na śmierć i życie. Kiedy wyjmujemy z drużyny siedmiu podstawowych piłkarzy, będzie funkcjonowała inaczej. Z Urugwajem zremisowaliśmy, a powinniśmy wygrać. Z Meksykiem przegraliśmy 0:1, był lepszy pod względem technicznym. Koniec, kropka.
Czy kiedykolwiek pojawiła się propozycja podkupienia i zabrania Polsce selekcjonera Nawałki?
Nie, nie znam takiej sytuacji. Natomiast w dniu zakończenia mistrzostw w Rosji wygasa jego kontrakt na prowadzenie kadry. Ale już jesteśmy umówieni, że następnego dnia siadamy do rozmów przy kawie.
ZOBACZ WIDEO I stało się niemożliwe. Robert Lewandowski nie strzelił karnego: Od razu wiedziałem, co źle zrobiłem
A może Nawałka już teraz zasługuje na nową umowę, po udanych eliminacjach mistrzostw Europy i świata, po ćwierćfinale Euro 2016?
Trener jest na świeczniku i bardzo słusznie. Ale na wynik zapracowaliśmy wszyscy: sztab, piłkarze, PZPN, kibice. W sporcie nie wolno żyć zasługami, na to jest czas po zakończeniu kariery. Jesteśmy z Adamem dobrymi kolegami, mamy do siebie pełne zaufanie. Prosty przykład: przedłużam mu kontrakt o dwa lata, potem na mistrzostwach przegrywamy w grupie: 0:3, 0:3 i 0:5. Pomógłbym mu? Panowie pierwsi chcieliby zwolnienia selekcjonera. Trener jest najważniejszy w drużynie, ma na nią świetny wpływ. A ja mam wrażenie, że się na tym znam. Adam może spać spokojnie, nawet po przegranej po ciężkiej walce i zaangażowaniu w trzech meczach w Rosji. Jak będzie chciał być dalej selekcjonerem, to nim będzie.
Widziałby pan trenera Nawałkę w klubie w jednej z najsilniejszych lig Europy?
Nie myślałem o tym... Może jest świetnym selekcjonerem i nie chce pracować już w klubie? PZPN i jego prezes są z pracy selekcjonera przezadowoleni, fantastycznie prowadzi zespół, ma świetny kontakt z piłkarzami. Przez cztery lata jako selekcjoner bardzo się zmienił. Nawałka wtedy a dziś to dwie różne osoby.
Męczy pana, że nie rozmawia z mediami i często w panu szuka się roli rzecznika reprezentacji?
Trochę tak. Lubię czasem pogadać z dziennikarzami, ale mielenie tego samego nie zawsze jest dla mnie. Natomiast rozumiem, że Adam przy swoim stylu myślenia, analizy, lepiej jeśli z dziennikarzami nie rozmawia. Zapamiętacie wszystko. Raz powiesz, że chcesz sprawdzić Rafała Kosznika, i przypomną ci to nawet po awansie od ćwierćfinału mistrzostw Europy.
W wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" po awansie do finałów mistrzostw świata powiedział pan: "Dlaczego nikt nie pyta, czy niepokoi go atak. To największy błąd, bo z naprawdę mocnymi rywalami Robert sam nie wygra. Musimy poprawić grę ofensywną, co było widać w mistrzostwach Europy we Francji. Nie traciliśmy bramek, ale strzeliliśmy tylko cztery gole". Z kolei niedawno napisał pan tweeta, zastanawiając się, czy na świecie jest 4-5 reprezentacji z lepszą od naszej linią ataku. To jak z nami jest?
Napisałem, że mamy podobną siłę ognia. Kto na świecie ma Lewandowskiego? No nikt, czyli już jesteśmy na topie. W kadrze są też młodzi, rozwijający się piłkarze. Z reprezentacjami jest w ogóle śmieszna sprawa: często słyszę hasło, że polska piłka ślizga się na plecach Roberta Lewandowskiego. Powiem tak, nie wiem, czy tak jest, natomiast jesteśmy szczęśliwi, że możemy jego plecy mieć. Chcielibyśmy wychować następnego Roberta, podobnie jak Argentyna Leo Messiego czy Portugalia Cristiano Ronaldo. W drużynie narodowej grał Włodek Lubański, strzelił gola Anglii, odniósł poważną kontuzję, a po czterech miesiącach bramkę na Wembley zdobył Jan Domarski. Potem do gry wszedł Andrzej Szarmach i strzelał on. Ani Szarmach, ani Domarski nie byli tej klasy piłkarzami co Lubański, jednak dużo reprezentacji dali.
Drużyna cieszy się, mając świetnego napastnika, pomagamy Robertowi, jest naszym terminatorem, natomiast zespół funkcjonuje dlatego, że tworzą go też inni piłkarze. Każda reprezentacja ma wzloty i upadki. Jak Włosi, Holendrzy, nie można zawsze być na topie. Jedziemy na mundial jako szósta drużyna w rankingu FIFA, a ja nawet nie wiem, czy wyjdziemy z grupy. Za cztery lata równie dobrze możemy pojechać jako dwudziesta i zdobyć medal. PZPN chce piłkę w Polsce zmieniać. I już to zrobiliśmy poprzez odbudowę prestiżu Pucharu Polski, chcemy szkolić dzieci i młodzież, kształcić trenerów, brać udział w nowych projektach czy je tworzyć. Reprezentacja jest czymś ekstra, co nas wszystkich pozytywnie nakręca. Tyle że z Polakami tak jest, że lubią szukać dziury w całym. Co by było z naszymi skokami narciarskimi, gdyby nie było Kamila Stocha? Ile razy bylibyśmy na podium w ważnych zawodach w tym sezonie?
Raz, po drugim miejscu Dawida Kubackiego w Lillehammer.
Polski Związek Narciarski byłby spalony, a Apoloniusz Tajner stałby się wrogiem. Cieszmy się, że mamy Stocha. Przy nim urosło trzech-czterech innych zawodników, którzy bez niego by tyle nie osiągnęli. Kiedyś zabraknie Roberta. Tak samo jak zabrakło Bońka, Lubańskiego, Deyny, i piłka nożna nie skończyła się w Polsce. PZPN musi dbać o to, aby następowała pewna powtarzalność. Liczę na młodsze reprezentacje, które składają się z zawodników monitorowanych przez PZPN od wieku kilku lat. Można powiedzieć, że są prowadzeni według laboratoryjnego szkolenia. I w wieku 15-16 lat mamy naprawdę fajnych piłkarzy. Tylko nie możemy ich zasłodzić. Co do potencjału ataku pierwszej reprezentacji, mamy Lewandowskiego, Arka Milika, Dawida Kownackiego, Łukasza Teodorczyka, Jarka Niezgodę, Krzysztofa Piątka, Kubę Świerczoka, czyli mamy wybór. Na innych pozycjach tak wielu opcji nie ma. W Brazylii futbol jest religią. Cztery lata temu zorganizowała mistrzostwa świata. W półfinale przegrała 1:7, w meczu o trzecie miejsce 0:3, czyli w najważniejszym dwumeczu 1:10. My zorganizowaliśmy młodzieżowe Euro i zrobiliśmy tragedię z tego, że drużyna U-21, grająca bez Piotra Zielińskiego i Arka Milika, dwóch najważniejszych piłkarzy, nie wyszła z grupy. Gdyby nam się zdarzyło coś takiego jak Brazylii, to byłaby katastrofa, komedia, kompromitacja, myślelibyśmy, że cały świat o tym mówi.
W kadrze U-21 Marcina Dorny były problemy. Na przykład Krystian Bielik wyraził swoje zdanie o intensywności treningów.
Z czego to wynika? Zatrudniamy w klubach zagranicznych trenerów. Przyjeżdżają, opowiadają, co to nie oni, deklarują miłość i po dwóch meczach ich nie ma. Widzę tu tylko jeden wyjątek – Stanisław Czerczesow, trener, który coś znaczy i do dziś robi sobie zdjęcia, pokazując elkę. Dopóki nie stworzymy kultury pracy polskim szkoleniowcom, nie nauczymy się najważniejszych elementów pracy. Czy wybierając trenera w Ekstraklasie, trzeba się od lat ograniczać do 5-7 nazwisk?
Jagiellonia otworzyła się na pierwszą ligę, gdzie znalazła Ireneusza Mamrota.
Mamrota też trzeba było zauważyć, obserwować, sprawdzić, z kim i w jakich warunkach pracuje. Całe szczęście, że tak się stało, bo tydzień przed zatrudnieniem Mamrota czytałem, że Jagiellonię może przejąć Gennaro Gattuso. Niewykluczone, że ktoś Czarkowi Kuleszy podpowiedział Mamrota. Wróćmy jednak do reprezentacji. Na mundialu ta drużyna może osiągnąć sukces, ale może też zakończyć udział po fazie grupowej. Jedziemy na mistrzostwa świata, poważną, wielką imprezę, znam ją od podszewki. Postawiliśmy przed drużyną jasny cel: jeśli wszyscy będą zdrowi, chcemy wyjść z grupy. Żaden medal. O medalu możemy marzyć, tego nikt nam nie zabroni.
Czego się pan w ogóle spodziewa po mistrzostwach świata w Rosji?
Organizacja i bezpieczeństwo będą na najwyższym poziomie. Dla kibiców ciężka będzie logistyka. Tam, gdzie są dystanse 2, 4, 5 tysięcy kilometrów między miastami, musi być ciężko. Jeśli chodzi o reprezentację Polski i warunki, jakie na nas czekają, wszystko będzie dopięte na ostatni guzik i na najwyższym poziomie.
Premie dla zespołu za osiągnięcia na mundialu są już znane?
Wszystko jest ustalone. Myślicie panowie, że kogoś oprócz dziennikarzy to w Polsce interesuje? Ja jestem kibicem polskiego sportu i jakoś nigdy nie zaglądałem Stochowi do kieszeni. Podoba mi się, kiedy wygrywa i zagrają hymn. Ostatnio oglądałem lekkoatletów i serce radowało się, kiedy zdobywali złoty medal. Naprawdę kogokolwiek interesuje, kto i ile na tym zarobi? Margines. Nie ze mną te numery. Jak panom je podam, będziecie lepiej spać? Jako kibic zupełnie tego nie rozumiem. Mnie interesuje, ile zarabiają politycy, bo chodzi o pieniądze państwowe. PZPN działa na zasadzie firmy prawa prywatnego, z wszystkich pieniędzy publicznych się rozliczamy. Ostatnio chciało nas prześwietlić jakieś stowarzyszenie. Odesłałem ich do ministerstwa. Mogę panów uspokoić: premie za osiągnięcia na mundialu nic w życiu piłkarzy nie zmienią. I tak dobrze im się wiedzie.
Myślał pan, żeby zaprosić Stocha na mistrzostwa w Rosji?
Nie. Jeśli będzie chciał przyjechać, wystarczy, że zadzwoni do prezesa. W Polsce, kiedy sportowcy chcą na żywo zobaczyć mecz reprezentacji, muszą tylko dać znać. Obojętnie, czy będzie to Radwańska, Janowicz, Fonfara, Włodarczyk. Nie ma problemu.
Wyjściowy skład reprezentacji Polski specjalnie nie zmienił się w porównaniu z finałami mistrzostw Europy. Źle to czy dobrze?
Jeżeli będziemy mieli tę samą drużynę, dużo nie ugramy. Żeby coś wygrać na mistrzostwach, musimy strzelić więcej goli niż we Francji i bramki musi zdobywać więcej zawodników. Historia polskiej piłki pokazuje, że kiedy Lato został królem strzelców mistrzostw świata, Szarmach miał pięć goli, a inni też strzelali. Kiedy ja zdobyłem cztery bramki, do siatki trafiało w sumie ośmiu zawodników na mundialu w Hiszpanii. Kopiowanie zespołu z Euro 2016 na mistrzostwach świata dużo nie da.
Dla Kuby Błaszczykowskiego to może będzie ostatni duży turniej?
Nie jest starym zawodnikiem, niedawno skończył 32 lata, za dwa lata może pojechać na mistrzostwa Europy. Jedyne, czego potrzebuje, to zdrowia. Kuba w formie może dać dużo więcej pod względem techniki czy taktyki reprezentacji niż wielu jego konkurentów do gry. Samo nazwisko jednak nie gra. Kuba musi być zdrowy i w formie.
Reprezentacja znalazła się w trudnym momencie, analizując sytuację klubową lub zdrowotną Grzegorza Krychowiaka, Kamila Grosickiego, Artura Jędrzejczyka, Błaszczykowskiego…
Po co ustalacie skład? A może, jeśli będą w formie, na skrzydłach zagrają Przemek Frankowski ze Sławkiem Peszką? Przyzwyczajanie się do nazwisk nie ma sensu.
Zgadza się pan z teorią, że powinniśmy mieć w wyjściowej jedenastce na mundialu zawodnika szerzej nieznanego, element zaskoczenia dla rywali?
Trener bawi się w Copperfielda i ktoś nagle wyskakuje z kapelusza?
Nie, przypadek taki jak Władysław Żmuda w 1974 roku.
Boniek czy Nawałka zaczęli grać w kadrze, kiedy jeszcze Leszek Ćmikiewicz czy Henryk Kasperczak byli w formie i trener Jacek Gmoch miał odwagę postawić na nas. I się nie zawiódł! Ale to zawsze wybór selekcjonera. Nie wchodzę w personalia.
Co by pan doradził Lewandowskiemu, gdyby stanął przed możliwością transferu do Realu Madryt? Jest pan jedynym polskim piłkarzem w historii, który może go zrozumieć, stał pan przed podobnymi dylematami.
Rozumiem Roberta. Jeżeli będzie chciał mojej porady, chociaż nie widzę takiej potrzeby, bo ma grupę zaufanych ludzi i jest inteligentny, chętnie porozmawiam z nim przy kawie. To jeden z niewielu piłkarzy, o których mogę mówić w samych superlatywach. I to pod każdym względem: piłkarskim, personalnym, charakterologicznym.
Powinien odchodzić z Bayernu Monachium?
Grałem w karierze w czterech klubach, Robert teoretycznie też. W Zniczu Pruszków, Lechu Poznań, Borussii Dortmund i Bayernie. Będzie chciał zagrać w piątym, królewskim, zrobi to. Piłkarz nie jest niewolnikiem. Robert zmienił menedżera z konkretnych powodów. Bayern o tym wie, może nawet mu to podpowiedział? Przy wielkich interesach potrzebni są też sławni, rozpoznawalni agenci. Ja widzę Roberta szczęśliwego w Bayernie. A jeśli przejdzie do Realu, będę jeszcze bardziej zadowolony. Jestem kibicem Realu, Bayernu nie za bardzo. Życzę mu tylko, aby był zdrowy. Z resztą sobie doskonale sam poradzi.
Z panem ktoś rozmawiał na ten temat?
Bardzo często dzwonią do mnie przedstawiciele klubów z pytaniami o zawodników. Zawsze jestem szczery. Roberta wszyscy znają na wylot; człowiek orkiestra, człowiek drużyna, w pojedynkę może stworzyć całą formację ofensywną. Ma cel: wygrać Champions League. Patrząc na obecną sytuację Roberta, jestem szczęśliwy. W poprzednich sezonach grał we wszystkich meczach w klubie, teraz trochę odpoczywa, reprezentacja może być tego beneficjentem. Na mistrzostwach Europy dawał z siebie wszystko, ale był przygaszony – miał prawo po roku ciężkiej pracy w klubie i kadrze. Teraz jest inaczej. Nie rozmawialiśmy, nie wiem, czy to też jego polityka. W każdym razie ma możliwość odpuszczać w klubie mecze o szyszki.
Trudniej czeka się panu na mundial jako prezes czy jako piłkarz?
Dwa inne światy. Jako piłkarz myślisz tylko o następnym meczu, trzy miesiące przed mistrzostwami świata w głowie miałem spotkania ligowe. Z perspektywy prezesa już teraz pojawia się stres: spotkania, przygotowania, planowanie, organizacja. Słyszę pytania: co się stanie, kiedy nie wyjdziemy z grupy? Nic się nie stanie. Zaraz zacznie się Liga Narodów. We wrześniu gramy z Włochami. Fajna formuła turniejowa, mecze o stawkę. Trener będzie robił wtedy zapewne eksperymenty. Jestem spokojny.
Z większym wykorzystaniem zawodników z Ekstraklasy? Polska liga dostarcza do wyjściowej jedenastki niewielu piłkarzy.
W Polsce muszą być dwa, trzy kluby, które są mocniejsze od innych. W historii byliśmy silni w piłce klubowej właśnie wtedy, gdy taki układ panował. Dziś jest mocna pod względem finansowym Legia, goniący ją Lech, dobrze grająca Jagiellonia, a dalej to już przepaść. Sprzedajemy najlepszych polskich piłkarzy, bo ze względów finansowych nie jesteśmy w stanie ich utrzymać. W zamian sprowadzamy zagraniczny szrot. Jeżeli obcokrajowców podzielimy na pięć kategorii od A do E, nie kupujemy ani z kategorii A, ani z B, ani z C, może czasem trafi się ktoś z D. Do Ekstraklasy przyjeżdża towar przechodzony, wybrakowany, ewentualnie do reanimacji. Jak Ljuboja, który był już po drugiej strony rzeki. Zdobywał bramki, stał się u nas gwiazdą, grał pod siebie, ale gdy trzeba było powalczyć o piłkę po stracie, to akurat poprawiał getry – jak ktoś się na piłce zna, widzi. Vadis Odjidja-Ofoe, przyjeżdżając do Polski, nie wyglądał nawet na piłkarza. Doszedł do siebie pod względem fizycznym i od razu czmychnął. Proszę bardzo, niech ktoś wymieni cudzoziemców, którzy w ostatnich pięciu latach zagrali w Ekstraklasie, a byli młodzi, utalentowani, rozwinęli się i dobrze klub na nich zarobił. Jeden taki był – Ondrej Duda. W całej polskiej lidze! Może jeszcze Artjoms Rudnevs. Chcemy awansować do Ligi Mistrzów, regularnie grać w Lidze Europy, tyle że przy budżetach polskich klubów, wyprzedawaniu najlepszych zawodników i sprowadzaniu miernot z zagranicy, to jest abstrakcja. Duńczycy mają model, szkolą w klubach młodych, wiadomo, że ich zawodnicy będą zapierniczać. A jaki jest nasz model? Żaden! Polskie kluby muszą szkolić młodzież, być w tym wymagające. Niedawno rozmawiałem z prezesem jednego z niemieckich klubów. U nich 16-letni zawodnik musi spełniać określone parametry fizyczne i techniczne. Jeśli nie wpisuje się w ramy, wiadomo od razu, że piłkarza z niego nie będzie. Oczywiście, w jednym przypadku na kilkadziesiąt, to się nie sprawdzi, co do zasady jednak – nie ma sensu robić złudzeń sobie i temu chłopakowi.
PZPN wprowadził limit dla zawodników spoza Unii Europejskiej i nic.
Zaraz, zaraz, Polska jest jednym z nielicznych krajów, które nie mają żadnych limitów. Kluby mogą sprowadzać, kogo chcą. Inne rynki ograniczają ogólną liczbę obcokrajowców w kadrach w ramach obowiązujących przepisów. W Polsce możesz mieć nawet dwudziestu piłkarzy bez paszportów Unii Europejskiej. Jak masz dobrą politykę transferową, bierzesz młodych chłopaków, nikt nikomu tego nie zabroni. I mogą grać w Ekstraklasie czy w Centralnej Lidze Juniorów.
Akurat w CLJ to nie mogą.
Zmieniamy przepisy. Chyba nawet już zostały zmienione.
W każdym razie chodziło nam o to, że jednocześnie występować w jednej drużynie Ekstraklasy może tylko dwóch takich zawodników. Mało.
Przepraszam bardzo, ale PZPN nie będzie zmieniał regulaminów na podstawie wywiadów. Do związku nie trafiło choćby jedno pismo z klubów czy z Ekstraklasy SA w sprawie zwiększenia limitu dla obcokrajowców spoza Unii Europejskiej. To o czym tu mówimy? O medialnym temacie, bo jednemu klubowi zachciało się kupić trzeciego cudzoziemca spoza UE. Nie wiadomo było, co z nim zrobić, więc najłatwiej podpuścić kilku dziennikarzy, żeby napisali o tym trzy artykuły. Kibice to podchwycą i robi się problem, którego w rzeczywistości nie ma. Legii nie podobał się przepis. Miała w kadrze Gruzina, Guilherme i przyszedł Chukwu. Minął rok i żadnego z nich nie ma w Legii! Nie wprowadziliśmy przepisu, żeby komuś przeszkadzał, tylko po to, żeby było lepiej. W każdej kolejce Ekstraklasy w wyjściowych składach może wystąpić
32 zawodników spoza UE. Plus można ich zmienić w trakcie meczu na następnych dwóch. Teoretycznie takich piłkarzy w jednej kolejce mogłoby zagrać 64. Niech panowie zrobią analizę, co ci zawodnicy faktycznie dają polskiej piłce.
Tyle że nie w tym rzecz. Kluby zazwyczaj nie sprowadzają więcej niż dwóch piłkarzy bez paszportów krajów UE. To nie ma sensu z punktu widzenia ekonomicznego, skoro i tak wszyscy nie będą grać.
A dlaczego nie będą grać? To po co klub ma w kadrze 25 zawodników, jeśli na boisku może przebywać tylko 11? Po co płacić pozostałym? Jeżeli w każdym klubie Ekstraklasy grałoby dwóch dobrych zawodników spoza UE, PZPN pierwszy powiedziałby: zwiększmy limit do trzech. Pytanie, który dobry obcokrajowiec spoza Unii przyjdzie do Polski.
Taras Romanczuk, z którym rozmawiał pan na temat powołania do reprezentacji Polski. Nie wiadomo, ilu piłkarzy pokroju Romaczunka do Ekstraklasy nie trafia w związku z limitem.
O nie, Taras Romanczuk, trafiając z Ukrainy do Polski, nie był żadnym dobrym zawodnikiem. Dopiero w naszym kraju stał się takim piłkarzem. Romanczuk to jeden, ilu jeszcze znajdziemy? Trzech, czterech?
Na pewno nie 64, pewnie 32 dobrych obcokrajowców, nie dzieląc ich na tych z paszportami UE i bez, trudno będzie wymienić.
Polityka sprowadzania cudzoziemców to totalny niewypał! Zwłaszcza że nierzadko kluby nawet nie wiedzą, kogo ściągają, oglądają zawodników na płytach DVD. Polscy piłkarze są lepsi! Ale nie są tańsi, nie mamy rynku wewnętrznych transferów. Gdybyśmy dzisiaj zrobili przepis, że jednocześnie w barwach jednego zespołu może grać pięciu zawodników spoza UE, za chwilę byśmy mieli szrot 80 takich piłkarzy w lidze! Teraz przynajmniej mamy tylko 32. Kilku z nich, mniej niż dziesięciu, potrafi trochę grać w piłkę, reszta jest do niczego niepotrzebna. Weźmy Słowaków, już nie mówię o zawodnikach spoza UE. W Polsce mają eldorado. Kraj przyjemny do życia, z dobrą kuchnią, można nieźle zarobić. Tylko czy dzięki tej kolonii któraś drużyna awansowała do Ligi Mistrzów lub Ligi Europy, wywalczyła mistrzostwo Polski albo choćby możliwość startu w pucharach? Nie przypominam sobie. Grają głównie w zespołach walczących o utrzymanie w Ekstraklasie. Żeby była jasność, nie mam nic przeciwko temu, nie mam nic do Słowaków, niemniej mocno mnie to zastanawia.
Opowiedział się pan za utrzymaniem systemu ESA 37? Bez ocieplenia relacji na linii PZPN – Ekstraklasa rozgrywanie 37 kolejek byłoby trudne do przeforsowania.
Jako PZPN powiedzieliśmy, że dla nas ligą normalną jest liga 18-zespołowa. Czyli gramy mecz i rewanż, w sumie 34 kolejki. Jak w Bundeslidze. Na 37 kolejek nas nie stać, brakuje terminów, klimat nie jest odpowiedni. Natomiast w tym względzie Ekstraklasa może robić, co się jej podoba. Poza tym, że chcieliśmy, aby z najwyższej klasy rozgrywkowej spadały trzy zespoły. Musimy budować ligi niższe, nasz interes został zabezpieczony. Co do relacji związku z ligą – nigdy nie były złe przez zachowanie PZPN. Myśmy żadnej krzywdy czy przykrości Ekstraklasie nie wyrządzili. W pewnym momencie to Ekstraklasa zmieniła warunki współpracy. To nie ja, ale Ekstraklasa poszła na zjazd PZPN i go rozwaliła. Przez dwa lata spółce zarządzającej rozgrywkami przewodził Dariusz Marzec. Udzielał wywiadów, mówił, jak powinna wyglądać polska piłka… Gdzie jest teraz pan Marzec? Do naszej piłki może przyjść ktoś, kto umie trochę mówić po angielsku, dobrze wygląda i przez dwa lata pouczać wszystkich? Nic do pana Marca nie mam, ale wygłaszał prezentacje na temat kształtu ligi, opowiadał, że średnia frekwencja na stadionach z 9120 skoczyła na 9282… Co to w ogóle ma za znaczenie? W każdym razie z Ekstraklasą zawsze jesteśmy gotowi współpracować, podpowiedzieć, jakie jest nasze zdanie.
To co by pan podpowiedział, gdyby ktoś z Ekstraklasy zapytał, czy mecze ligowe warto rozgrywać w poniedziałki?
Jako PZPN chcielibyśmy, żeby kluby były bliżej poziomu reprezentacji Polski. Tyle że trudno dyskutować z Ekstraklasą SA, bo od razu wyciągają tabelki w Excelu i udowadniają, że liga niemiecka też zaczyna grać w poniedziałki. Albo że Włosi zaczynają mecze o 12.30. Tyle że Serie A bierze miliard euro za prawa telewizyjne, a my dostajemy 40 milionów. Jakby nam dawali miliard, też nie miałbym nic przeciwko temu, żebyśmy grali w niedzielę rano, a mecz zaczynałby się równo z sumą w kościele. Gramy w poniedziałki o 18. Może i faktycznie wskaźniki oglądalności są niezłe, zwłaszcza że spotkania transmitowane są w Eurosporcie, ale dla kibica, który idzie na stadion, to jest morderstwo. Poniedziałek jest dobrym terminem tylko pod warunkiem, że grają wtedy zespoły, które w poprzedzający czwartek występowały w Lidze Europy i mecz zaczyna się po 20. Tymczasem Legia i Lech prawie w ogóle nie grają w poniedziałki.
Decydują o tym telewizje.
Zgadza się. Niemniej Ekstraklasa SA mogłaby obrać strategię, która zmieniłaby ten stan rzeczy w przypadku zespołów grających w Europie. W spółce mają przekonanie, że nie tylko pod względem marketingowym są pięć lat przed wszystkimi w Polsce. Nie wiem, czy tak jest… Prezesem Ekstraklasy jest teraz pan Animucki, sytuacja na linii PZPN – liga na pewno się uspokoiła. Nie ma zaczepek.
Jaką rolę zamierza pan odegrać w procesie sprzedaży praw mediowych do rozgrywek Ekstraklasy?
Żadnej.
Zasiada pan przecież w radzie nadzorczej Ekstraklasy SA.
Zadaniem rady nie będzie sprzedaż praw, ale tylko akceptacja lub jej brak dla zaproponowanej oferty. Będziemy więc nadzorować działania zarządu Ekstraklasy w tym temacie. Nic więcej. To zadanie dla pana Animuckiego. Jako PZPN nie zamierzamy się do tego w ogóle wtrącać.
Związek nie będzie robił problemów lidze przy przedłużaniu umowy na prowadzenie rozgrywek Ekstraklasy?
Obecna umowa obowiązuje do 2021 roku. Gdy się liga do nas zwróci, zostanie przedłużona. Na pewno nie będzie to kością niezgody. Natomiast obecnie na stronie Łączy Nas Piłka nie możemy pokazywać skrótów z meczów Ekstraklasy lub bramek, a chcielibyśmy. I zamierzamy to od ligi wyegzekwować. Nasz portal nie jest przedsięwzięciem komercyjnym, ma służyć popularyzacji polskiej piłki. Przygotowujemy bibliotekę polskiego futbolu. Chcemy zbudować własny player, w którym będzie można obejrzeć archiwalne mecze reprezentacji Polski lub naszych drużyn w europejskich pucharach. Ale także spotkania Ekstraklasy sprzed kilku lat. Pracujemy nad tym.
W związku z tym, że relacje na linii PZPN – Ekstraklasa uległy ociepleniu, wróci temat zmiany związkowego statutu?
Mnie jako prezesowi PZPN zmiany statutu są do niczego niepotrzebne. W proponowanych przeze mnie korektach nie było nic, co mogło polepszyć lub pogorszyć moją sytuację jako prezesa. Jeśli środowisko polskiej piłki nie widzi potrzeby zmiany statutu, który jest zły, nie jest dostosowany do zapisów ustawy o sporcie, jest to jego problem. Ja drugi raz hecy nie będę robił! Obecnie żaden polski klub nie wygra sporu z zagranicznym piłkarzem, dopóki nie zmienimy statutu. Zawodnik może wyjechać z Polski, nie wrócić, a klub i tak musi płacić, bo piłkarz wie, że wygra sprawę w FIFA, bo ta naszych organów jurysdykcyjnych, izby do rozstrzygania sporów, nie uznaje. Izba już dawno powinna zmienić kształt, rozstrzygać sprawy kontraktowe i finansowe, dziś może tylko te pierwsze, a drugie sąd polubowny. Kluby mają tę wiedzę, ja im to mówię. Ale kiedy dziecku powtarzasz, żeby nie wychodziło na mróz bez czapki, a dalej to robi, mimo że je kochasz, też w końcu ci się znudzi. Nasze kluby mają problemy na kilku szczeblach, w PZPN mamy z powodu statutu mnóstwo niepotrzebnych komisji. Mnie to już jednak nie przeszkadza. Będę się prosił, żeby znowu kluby zrobiły aferę?
Czyli zmiana statutu nie chodzi panu w ogóle po głowie?
Nie może być tak, że Jankowi ukradli rower i zostaje posądzony o kradzież roweru. A tak to wygląda. Byłaby potrzeba zmiany statutu, gdyby Ekstraklasa została powiększona do 18 drużyn. Trzeba byłoby zmienić zapis związany z maksymalną liczbą drużyn mogących grać w najwyższej klasie rozgrywkowej. Do tego doszłaby zmiana podziału głosów na Walne Zgromadzenie PZPN. Tyle że zaraz zaczęłoby się myślenie: jeśli oni mają cztery głosy więcej, to co z nami? Mnie, jako Zbigniewa Bońka, to już nie interesuje.
Denerwuje pana krytyka, która spada w ostatnim czasie na polskich sędziów?
Nie zdarzyło mi się usłyszeć, że zespół wygrywający mecz zwyciężył dzięki sędziemu, ale każdy, kto przegrywa, to wyłącznie przez arbitrów. Przepisy gry w piłkę są powszechnie dostępne, tyle że u nas nikt nic nie czyta, za to wszyscy wszystko wiedzą. Eksperci są oceniani przez ludzi niemających pojęcia o przepisach.
Pan Sławek Stempniewski jest ekspertem w kwestii sędziowania i też za nim pan nie przepada.
Pan Sławek to jest showman. Pan Sławek ma różne opinie w zależności od tego, kto podjął decyzję na boisku. Pan Sławek wybroni każdego arbitra, który ma z nim dobre relacje. Pan Sławek może sobie mówić, co chce. Pan Sławek jest fajny, przyjemny, natomiast nie to jest tu najważniejsze. Tworzymy obraz ligi na podstawie stopklatki, idziemy w złą stronę, nie robimy progresu. Weźmy mecz Legia – Lech. Czytam, że poznaniacy rozegrali najlepsze spotkanie na wyjeździe w tym sezonie. OK, Lech utrzymywał się przy piłce, miał optyczną przewagę, tyle że Legia z kontry mogła zdobyć cztery bramki, a Lech ze swojej gry jedną. Gdybym był prezesem Lecha, wszedłbym do szatni i powiedziałbym krótko: panowie, dzięki za walkę, ale nadal gówno gramy. Poznaniacy nie zaprezentowali gigantycznej piłki. Za to mecz ułożył się na świetne alibi po porażce: a bo Marciniak dał karnego.
Na całym świecie dyskutuje się o decyzjach sędziów.
Oczywiście! Tyle że u nas się nie dyskutuje o pomyłkach arbitrów, u nas twierdzi się wszem wobec, iż przez błąd dany zespół poniósł porażkę, iż mój klub nie idzie do przodu, bo sędziowie przeszkadzają.
PZPN dysponuje trzema wozami VAR. Jak obsłużycie 30 kolejkę Ekstraklasy, gdy osiem meczów rozpocznie się o tej samej porze?
Nie dokupimy pięciu wozów! Może w tej kolejce nie będzie w ogóle VAR? A może przyjrzymy się dokładnie tabeli przed ostatnią serią spotkań i wybierzemy trzy najważniejsze mecze, decydujące o wyglądzie tabeli? To w ogóle jest fajne. Pół roku temu wprowadziliśmy VAR, a dziś już nie potrafimy bez niego żyć. System powtórek wideo jest złem koniecznym w piłce, powodującym jeszcze większe polemiki, ale już na innym poziomie. De facto dziś VAR jest często niepotrzebny. Wideo weszło w grę, więc wystarczyłoby, żeby sędzia siedział w wozie transmisyjnym, miał łączność z arbitrem głównym i w tych najbardziej jaskrawych przypadkach dawał znać, że gol nie powinien był zostać uznany lub odwrotnie. To jednak tylko gdybanie, potrzebowalibyśmy zgody IFAB na wprowadzenie takiego rozwiązania.
Domyślamy się, że nie zbudujecie nagle pięciu wozów VAR, to ogromne koszty, obawiamy się jednak, że w 30 kolejce…
…niech nikt się nie obawia! Niech drużyny grają, nie rozpisujmy dziwnych scenariuszy! Gdyby piłkarze z Ekstraklasy popełniali tyle błędów co polscy sędziowie, co rok mielibyśmy dwa zespoły w Lidze Mistrzów i cztery w Lidze Europy! Ja się w ogóle nie obawiam, w ogóle się nie martwię! Jak ktoś zrobi babola, to po prostu zrobi! Polska piłka jest pełna baboli! My ich nie chcemy, pracujemy nad nimi, ale się zdarzają. Historia czterech goli Roberta Lewandowskiego w meczu z Realem Madryt narodziła się po tym, jak sędzia w ćwierćfinale uznał w meczu z Malagą bramkę ze spalonego, dającą awans Borussii Dortmund. Jak ktoś grał słabo przez 29 kolejek i jest na ostatnim miejscu w tabeli, to mu i VAR w 30 kolejce nie pomoże! Nie ma tematu!
Będzie uczciwie, że jedni z VAR będą mogli skorzystać, a inni nie?
Dlaczego nieuczciwie? Uważacie panowie, że wszyscy w polskiej piłce to oszuści? Miejmy trochę open mentality. Dlaczego na przykład 27 kolejka nie jest równie ważna co 30? Nie twórzmy historii niemających z piłką nic wspólnego. VAR to jest drobny dodatek do futbolu. Nie róbmy z systemu powtórek wideo problemu polskiej piłki. Mamy poważniejsze zmartwienia. Na przykład, że piłkarze kopią się w czoło i nie potrafią dobrze przyjąć piłki.
Po ostatniej burzy medialnej wokół Zbigniewa Przesmyckiego, przewodniczący Kolegium Sędziów może spać spokojnie?
Pod wodzą Zbyszka doszło do profesjonalizacji środowiska arbitrów. Zaplanował na nowo ich ocenianie, treningi. Może nie jest najlepszym menedżerem, może jest cholerykiem, może komuś nie podobać się, że jest pracoholikiem. Na koniec jednak jego plusy przysłaniają minusy. To jest typowo polskie: wysadźmy człowieka w powietrze. Tylko co dalej? Dajcie mi kandydata na następcę. Słucham! W Polsce większość ludzi ze środowiska sędziowskiego powyżej 45 roku życia było skorumpowanych. Kilku też udało się nie zostać złapanym, bo ich działalności nie objęła ustawa, więc dziś robią za autorytety. To nie takie proste kogoś znaleźć. Będzie łatwiej, kiedy obecni sędziowie będą kończyć kariery.
E-mail wysłany przez Przesmyckiego, który ujrzał światło dzienne i dotyczył słynnego "ducha gry", w ogóle pana nie zaniepokoił?
Czytałem ten e-mail, nie ma w nim niczego niefortunnego. Prawda, Zbyszek trochę się zagalopował. Stwierdził, iż wyszło lepiej, że Daniel Stefański w meczu Legii z Jagiellonią Białystok nie poczekał na potwierdzenie z VAR odnośnie do prawidłowości strzelonego gola i wznowił grę, po czym jednak wrócił do tej sytuacji. Tu był błąd i tu był błąd, ale z punktu widzenia wyniku podjęta została prawidłowa decyzja. Nie było to zgodne z regulaminem, ale przepisy nie zawsze są życiowe. Zdarzył się incydent, a zrobiliśmy z tego wojnę światową.
WP SportoweFakty opublikowały tekst dotyczący funduszu pośmiertnego dla sędziów, niedługo potem pojawił się również wywiad z Jarosławem Rynkiewiczem, byłym arbitrem, który czuje się pokrzywdzony przez metody stosowane przez Przesmyckiego.
Jeżeli widzę, że ten pan 3-4 lata temu skończył sędziować i nagle, w tygodniu, w którym pojawia się artykuł o fundacji, zbiera mu się na zwierzenia, to dla mnie coś jest tu nie tak. Dlaczego nie zrobił tego rok albo dwa lata temu? Zresztą, co mnie interesuje zdanie tego pana? Przesmycki ma swoje lata, możemy myśleć o zmianie przewodniczącego. Tyle że jako prezes PZPN chciałbym, żeby następca miał przynajmniej 20 procent chęci do pracy Zbyszka. Żeby był tak zakochany w tym, co robi. Nie chcę toczyć z nikim wojny, a swoje do tego wszystkiego dołożył jeszcze Marcin Borski. Na Facebooku otworzył puszkę Pandory. Zaraz po zakończeniu kariery przez pana Borskiego zrobiłem z niego obserwatora międzynarodowego, mimo że nie miał doświadczenia. Zaproponowałem mu także szefowanie projektowi VAR. Nie dostrzegłem błysku w jego oczach, wręcz przeciwnie – powiedział, że chce odpocząć, że chce jechać na wakacje. Jeśli ma uwagi, dobrze byłoby to przegadać. Albo sprawa fundacji, funduszu pośmiertnego i pretensje, że ktoś zarabia 3 tysiące złotych. Wcześniej płacił PZPN, ale zmieniły się przepisy. Ministerstwo Sportu w październiku 2015 roku w związku zrobiło kontrolę wydawania pieniędzy przez fundusze i stowarzyszenia. Wszystko jest w porządku! Krótko mówiąc – nie ma tematu odejścia pana Przesmyckiego. Co nie znaczy, że nie będzie na przykład po sezonie. Wtedy będzie czas na podejmowanie takich decyzji. Zbyszek sam może powiedzieć, że ma dość. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby przyszedł do mnie, mówiąc: róbcie sobie to teraz lepiej.