Trener Guus Hiddink powiedział wprost, że UEFA nie chciała dopuścić do angielskiego finału i właśnie dlatego Chelsea już teraz musi się pożegnać z Ligą Mistrzów, chociaż to ona powinna zagrać w stolicy Włoch.
- UEFA ewidentnie nie chciała angielskiego finału. Mogliśmy strzelić bramkę na 2:0 i definitywnie rozstrzygnąć o losach meczu, ale nie zrobiliśmy tego. Kiedy cały czas myśli się o tym spotkaniu, to nie da się zapomnieć o tak bolesnej porażce w przeciągu trzech-czterech dni. Jeśli rywale dwukrotnie ewidentnie zagrywają futbolówkę ręką we własnym polu karnym, a raz faulowany jest Drogba, a sędzia ani razu nie wskazuje na jedenasty metr, wówczas nie ma się innego wyjścia, jak czuć się oszukanym - powiedział.
- Jesteśmy bardzo rozczarowani, ponieważ zarówno ja, jak i moi podopieczni czujemy, że to my powinniśmy byli awansować do finału. Czy przyjadę na finał do Rzymu? Nie wiem, czy UEFA mnie zaprosi - dodał.
Michael Ballack wie, że The Blues grali z jedną z najlepszych drużyn na świecie, a może i z najlepszą, ale zdaniem Niemca to nie zmienia faktu, iż w Rzymie powinien zagrać klub z Londynu.
- Pokazaliśmy wielki charakter. Przyszło nam zagrać przeciwko jednej z najlepszych drużyn na świecie, może nawet i tej najsilniejszej, ale to my zasłużyliśmy na awans do finału - stwierdził.
- Już w zeszłym roku byliśmy bardzo rozczarowani, bo zabrakło nam jednego karnego do wygrania Champions League. Teraz pech nas dopadł w 93. minucie. To niesamowite, po prostu mamy pecha. Pozostaje nam walka o FA CUP, to jedyna szansa na trofeum w tym sezonie - dodał.
Frank Lampard ma pretensje do sędziego i nie ukrywa tego. Reprezentant Anglii podobnie jak i cała drużyna Chelsea czuje, że to arbiter jest winien temu, że kosztem The Blues w finale zagra Barca.
- Należał nam się rzut karny, cały stadion to widział. Wiedzieliśmy, co się może wydarzyć, bo kiedy nie podwyższamy na 2:0, a sędzia nie dyktuje rzutów karnych, chociaż nam się należą, wówczas siłą rzeczy mecz do końca jest otwarty - powiedział.
- Jesteśmy bardzo rozczarowani, ponieważ mieliśmy okazje do tego, aby już wcześniej rozstrzygnąć losy rywalizacji na swoją korzyść. Taka jest piłka. Na końcu bolało jednak najbardziej - dodał.
- Jesteśmy tylko ludźmi, a jeśli ktoś nie dyktuje trzech ewidentnych rzutów karnych, to normalne, że wówczas jesteśmy zdenerwowani. Taki jest sport. Teraz jesteśmy ogromnie rozczarowani, ale jesteśmy profesjonalistami i podejdziemy do kolejnych meczów z podniesionym czołem - zakończył.
Zupełnie inne nastroje panują w zespole Barcelony. Josep Guardiola wierzył do samego końca, iż to Barca wywalczy awans do finału i nie ukrywa, że czuje się, jakby to był piękny sen.
- To jest jak sen. Po tym, czego już udało nam się dokonać jestem przekonany, że możemy wygrać wszystko. Nie spodziewałem się, że ten sezon będzie dla nas aż tak udany - stwierdził.
- Od początku zaatakowaliśmy, ale gol Essiena odmienił mecz. Żeby awansować do finału było potrzebne nam szczęście. Uważam, że zasłużyliśmy na nie. Atakowaliśmy nawet w momencie, kiedy było nas dziesięciu na boisku. Taki mamy styl, nigdy nie myślimy o tym, aby się bronić - dodał.
- Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że będziemy musieli walczyć do samego końca. To było dla nas oczywiste. Awans do finału bardziej świętowaliśmy na boisku, niż w szatni. Chcieliśmy podzielić się radością z naszymi kibicami - kontynuował.
- Iniesta najlepszy na boisku? Na pewno został naszym bohaterem. Jestem przekonany, że ten moment zapamięta do końca życia - zakończył.
Andres Iniesta jest z siebie dumny i cieszy się, że to właśnie on przesądził o losach rywalizacji z Chelsea. Pomocnik powiedział wprost, że jest to jeden z najpiękniejszych dni w jego życiu.
- Nie pamiętam o czym myślałem w chwili zdobycia gola, mogę jednak powiedzieć, że w ten strzał włożyłem całe swoje serce. Zasłużyliśmy na awans. Nie mówię tu o tym konkretnym meczu, ale o tym, co pokazujemy przez cały sezon - stwierdził.
- Nawet nie marzyłem o tym, że to ja przesądzę o naszym awansie, a tym bardziej w takich okolicznościach. To jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu. Byliśmy krok od porażki, po tym, jak najpierw straciliśmy bramkę, a następnie Abidala - dodał.
Lionel Messi wierzył do samego końca i udało się, bo ostatecznie to Katalończycy zakwalifikowali się do wielkiego finału. Argentyńczyk wie, że teraz już wszystko jest tylko i wyłącznie w rękach Hiszpanów.
- Gol strzelony przez Chelsea mocno skomplikował naszą sytuację, dlatego radość po awansie jest tym większa. Teraz wszystko jest w naszych rękach, jeszcze wiele może się wydarzyć - stwierdził.
- Do ostatniej chwili wierzyliśmy, że uda nam się strzelić gola na wagę awansu. Później w szatni świętowaliśmy, że zrealizowaliśmy nasz cel - dodał.
W finale, do którego dojdzie na Stadio Olimpico w Rzymie FC Barcelona zmierzy się z Manchesterem United. Po stronie Katalończyków za kartki pauzować będą Daniel Alves i Erik Abidal, a po stronie Czerwonych Diabłów Derren Fletcher.