Żywe zabawki. Futbol w Korei Północnej

"Nowa historia zaczyna się teraz" - napisał Kim Dzong Un. Po 70 latach obie Koree zakończyły wojnę, a lider partii został pierwszym dygnitarzem z północy, który stanął na ziemi kapitalistycznego południa. Pora na krok w kierunku normalizacji sportu.

Maks Chudzik
Maks Chudzik
Wiwatujący Kim Dzong Un, zdjęcie z 2012 roku PAP / Zhang Li / Na zdjęciu: Wiwatujący Kim Dzong Un, zdjęcie z 2012 roku

Włoski senator Antonio Razzi, który jest bliskim współpracownikiem rządu Kim Dzong Una, mówił, iż przed wybuchem III wojny światowej świat może uratować jedynie wizyta w Korei Północnej... gwiazdy Juventusu Turyn, argentyńsko - polskiego (zawodnik ma polskie korzenie) piłkarza Paulo Dybali: - Dlaczego? Bo Kim to wielki fan piłki nożnej - wyznawał Włoch.

I to nie byle jaki. Jako student na szwajcarskiej uczelni, koreański przywódca jeździł wbrew zakazowi ojca na San Siro (stadion w Mediolanie) i oglądał z bliska mecze Interu oraz Milanu. Potem, gdy już rządził krajem, w Korei Północnej powstała tamtejsza wersja gry FIFA.

Futbol jest teraz jednym z niewielu delikatnych powiewów zachodniego stylu w komunistycznym państwie. Choć trenerzy i piłkarze go nie czują.

Ku chwale rządu

Gdy Korea Północna nie zdobyła na mundialu w 2010 roku ani jednego punktu, rząd skazał szkoleniowca Kim Dzong Huna na katorżnicze prace oraz oskarżył o zdradę państwa. W takich warunkach od dziesięcioleci przychodzi pracować każdemu trenerowi narodowej drużyny. Szwajcar Andy Egli, który jako pierwszy z ramienia FIFA pojawił się w Korei Północnej, opisywał swoją podróż do komunistycznego państwa: - Moja komórka została skonfiskowana. Sam nie miałem dostępu do maila. Nikt nie miał ze mną kontaktu przez dwa miesiące, a członkowie rodziny myśleli, że nie żyję.

Trudno było do Korei przyjechać, a miejscowym trudno wyjechać. Gdy pojawił się już zawodnik w pełni przystosowany na europejski rynek, weto w większości przypadków stawiał sam przywódca komunistycznej partii. Za granicę mogli wyjechać jedynie chłopcy wypatrzeni przez pielgrzymkę włoskich skautów pod przewodnictwem... wspomnianego Razziego. Reszta pośredników - jak pisał "Daily Telegraph" - musiała również wykazać się chęcią "bliżej nieokreślonej współpracy" z komunistycznym rządem.

Najbardziej znanym owocem tamtej wycieczki jest Han Kwang Song. 19-latek w swoim CV już zdążył wpisać bramkę w Serie A. Do stycznia jeszcze jako piłkarz Perugii Han znajdował się wysoko w pościgu o koronę króla strzelców na zapleczu włoskiej ekstraklasy. Potem wrócił z wypożyczenia do pierwszoligowego Cagliari, a trener Zdenek Zeman, który na młodzieży zna się jak mało kto, mówi iż Koreańczyk to "złoty chłopiec".

Song nic z tego nie miał. Raport NKDB (skrót z ang.: Centrum Badań Praw Człowieka w Korei Północnej) wykazał, iż żaden z obywateli kraju rządzonego przez Kim Dzong Una nie ma prawa dysponować swoimi zarobkami. A piłkarze nie stanowią tutaj żadnego wyjątku.

Mundial bez flagi i hymnu

Mimo to setki nastolatków chciałoby choć na chwilę wyrwać się ze szponów komunizmu, a jedynym do tego wyjściem pozostaje kopanie piłki. Większość z nich za cel swojego życia obiera nominację do piłkarskiej akademii w Pjongjangu. Nie jest to jednak luksusowy internat, gdzie przyjęty jest każdy chłopak z ulicy. Koreańczykom nie zależy na szkoleniu tłumów. Zamiast tego liczą się narodziny jednostki, która dorówna umiejętnościami Leo Messiemu i będzie wiernie służyć jako propagandowa tuba.

Nie wstydził o tym mówić główny trener akademii Ri Yu Il w rozmowie z dziennikarzami "Marki". Swoje oficjalne błogosławieństwo pod projekt wyraził Kim Dzong Un. Jego wizerunek na fotografii, o wielkości bloku na warszawskiej Woli, widnieje ponadto w samym centrum budynku.

Właśnie w takiej scenerii prezydent FIFA Gianni Infantino wymarzył sobie zorganizować piłkarski mundial. Według jego propozycji, turniej w 2030 roku byłby podzielony miedzy obie Koreę, Chiny oraz Japonię. Sęk w tym czy właśnie tego pragną sami organizatorzy? "Grajcie w gry zespołowe, atakując tak, jak czynią to prawdziwi przeciwnicy Japonii". Tak brzmi jedno z haseł, które widnieje na stadionie im. "1 Maja" w Pjongjangu.

Za każdym razem, gdy reprezentanci Korei Południowej mieli odwiedzić ten obiekt, mecz był przekładany na neutralny grunt, gdyż komunistyczny rząd nie zezwala na wniesienie obcej flagi oraz zagranie hymnu przyjezdnych. Od piątku teoretycznie nie powinno być z tym już żadnego problemu. - Czas na zmiany - mówił Kim Dzong Un krótko przed gorącym przywitaniem z prezydentem Korei Południowej Moon Jae-Inem. Oby dosięgnęły one również i zwykłych ludzi.

W tym piłkarzy, trenerów i kibiców. Tymi ostatnimi byli do tej pory tylko aktorzy i politycy. Przed meczami narodowych reprezentacji zbierali się oni jak do tej pory na stadionie, gdzie uczono ich przyśpiewek oraz scenariuszu dopingu. Autorem oczywiście Kim Dzong Un.

ZOBACZ WIDEO "Damy z siebie wszystko" #21. Cała Europa to wie - Piotr Zieliński będzie wielki. "Imponuje mi"
Czy Korea Północna się zmieni?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×