Wychowanek Legii Warszawa nie jest pierwszym wyborem trenera Piotra Stokowca, lecz na ogół spisywał się w barwach Lechii przyzwoicie. Tym razem 26-latek wystąpił na nietypowej dla siebie pozycji stopera. Eksperyment szkoleniowca biało-zielonych był spowodowany ciężką sytuacją kadrową i pauzą za nadmiar żółtych kartek nominalnego środkowego obrońcy - Stevena Vitorii.
Na swoje nieszczęście, Borysiuk wypadł w tym spotkaniu bardzo słabo i popełnił duży błąd przy ostatniej bramce tego spotkania. Nominalny defensywny pomocnik nie nadążył za swoim byłym kolegą ze stolicy Jakubem Koseckim. - Przez długi okres nie grałem na tej pozycji. Kontuzje i kartki sprawiły, że trener zdecydował się postawić właśnie na mnie. Wszyscy widzieli jak to wyglądało - skwitował swój występ były reprezentant Polski.
- Wydaje mi się, że zasłużyliśmy w tym spotkaniu na znacznie więcej. Traciliśmy bramki głównie po własnych błędach. Sam biorę odpowiedzialność za trzecią bramkę dla Śląska. To był gol do szatni, który skomplikował naszą sytuację - dodał.
Lechiści wcale nie musieli wyjechać z Wrocławia z zerowym dorobkiem punktowym, lecz na osłodę pozostał im jedynie gol Sławomira Peszki. Szczególnie w ostatnim kwadransie meczu goście marnowali znakomite okazje do tego, by zbliżyć się do Śląska.
Zawodnicy z Gdańska mają na swoim koncie jedynie 34 punkty i wciąż muszą oglądać się za siebie. Już w piątek podejmą na Stadionie Energa Bruk-Bet Termalikę Nieciecza. Ewentualna wygrana praktycznie zapewni im ligowy byt, lecz wpadka z bezpośrednim sąsiadem w tabeli może być ich gwoździem do trumny.
ZOBACZ WIDEO AS Monaco zawiodło. Strata punktów z Amiens SC [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]