Niemieckie media od niemal tygodnia wariują. Zdarzenie z sobotniego meczu FC Koeln - Bayern Monachium mielą na papkę i formują z niej coraz to nowsze, informacyjno - spekulacyjne fekalia, absurdalne oskarżenia. Było już o tym, że zmianę w postawie Lewandowskiego widać od dłuższego czasu podczas treningów. Że Polak ma muchy w nosie i robi wszystko, żeby wymusić transfer, a przecież żaden piłkarz nie może być w Monachium większy od klubu. Ci bardziej radykalni przykleili już Lewemu metkę i odprawili do Madrytu, próbują przy tym porównywać tę sytuację z cyrkiem, jaki przed rokiem odstawił Ousmane Dembele w BVB.
To rzecz jasna skrajna niedorzeczność, bo Dembele po prostu przestał przychodzić na treningi, nie pojawiał się w klubie. Zapadł się pod ziemię i tyle go widzieli - przed transferem nie pożegnał się nawet z kolegami. Nie słyszałem, żeby Polak opuścił jakiś trening. A z tego, co z kolei słyszałem i widziałem, jest na każdym, strzela gole w ligowych meczach, walczy o przekroczenie bariery 30 goli w sezonie. Karl-Heinz Rummenigge mówi, że klub nie ma z Lewandowskim żadnych problemów, Jupp Heynckes przyznał, że wszystko sobie z napastnikiem wyjaśnił.
Mimo to - festiwal trwa. Wyolbrzymianie i kreowanie rzeczywistości na bazie domysłów i spekulacji - tak właśnie wygląda medialna rzeczywistość i to, co dzieje się wokół Polaka w ostatnich dniach. Co oznaczać mogło zachowanie Lewandowskiego? Czy niepodanie ręki Juppowi Heynckesowi można interpretować jako wyraźny sygnał: "nie mam już ochoty tu być"? Weźmy wszyscy na wstrzymanie i wsadźmy głowy do wiadra z zimną wodą.
A może należałoby odwrócić sytuację? Lewandowski przecież zszedł z murawy, a Jupp Heynckes jako starszy - a tak przecież nakazują dobre maniery - nie wyciągnął do Polaka ręki. Stał z dłońmi wpakowanymi w kieszenie spodni. Równie dobrze można by więc kreować alternatywną rzeczywistość. Już widzę zresztą te nagłówki: "Trener Bayernu nie szanuje Lewandowskiego! Stał z rękami w kieszeni, nie chciał mu podziękować za grę!". Albo coś w ten kretyński deseń.
ZOBACZ WIDEO Bayern wygrał, Lewandowski trafił, ale trener na podziękowanie nie zasłużył [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Czy takie sytuacje to w piłce coś nowego? Czy emocje piłkarza, który chce się przełamać, strzelać kolejne gole i dostaje sygnał o zjeździe do zajezdni, to coś dziwnego? Niespotykanego? Gdyby tak było, Franck Ribery powinien wylecieć z klubu już kilkanaście razy. Francuz odstawiał przecież przy linii czasem takie szopki, że tylko to nagrać i wypuszczać w kinie jako krótkometrażowy film komediowy. W całej tej szopce w niemieckich mediach przeciwko Lewemu brakuje tylko jednego: żeby ktoś Polaczkowi kazał przeprosić. A tymczasem Lewandowski leży sobie wygodnie w hamaku i śmieje się z tego informacyjnego przeciągu. Ot, kolejna burza w szklance wody.
Bijemy więc tą idiotyczną pianę, szukamy wszędzie drugiego dna i taniej sensacji, a jako kibice znad Wisły powinniśmy się martwić o coś zupełnie innego: o to, żeby Robert Lewandowski za kilkanaście dni pojawił się w Polsce w jak najlepszym zdrowiu i jak najwyższej formie. Adam Nawałka na piątkowe południe zaplanował ogłoszenie szerokiej kadry na mistrzostwa świata, mundial jest więc tuż za rogiem, czuć go, widać na horyzoncie. Mecze z Realem Madryt (ale także z Sevillą!!), czyli z rywalami z absolutnego topu, nakazują natomiast sądzić, że Robertowi uciekła gdzieś skuteczność w potyczkach z najsilniejszymi. Wtedy, gdy wszyscy oczekiwali od niego przebłysku geniuszu, on nie był w stanie trafiać.
W ostatnich tygodniach wyglądał tak, jakby w porozumieniu z Juppem Heynckesem szukał formuły idealnej na wskoczenie na najwyższe obroty w kluczowym momencie sezonu. Wszyscy pamiętamy przecież zmęczenie Lewego podczas Euro 2016. Wyeksploatowany w klubie do granic możliwości nie mógł pokazać pełni możliwości podczas francuskiego turnieju. Tym razem sztab Bayernu napastnika oszczędzał, kto wie jednak, czy nie aż za bardzo. Można było bowiem odnieść wrażenie, że Lewandowski zatracił odpowiedni rytm. Najbliższe tygodnie będą więc niebywale ważne. Bez Lewandowskiego w sztosie, polska kadra w Rosji nie będzie miała czego szukać. A awantura o nic? Nie pierwsza i na pewno nie ostatnia w jego karierze.
Paweł Kapusta