Finał Ligi Europy: Olympique Marsylia. Uwierzyć własnym kłamstwom

Getty Images / Na zdjęciu Bernard Tapie (z prawej)
Getty Images / Na zdjęciu Bernard Tapie (z prawej)

Motto klubu brzmi "Po trupach do celu" i nikt tych słów nie wziął tak dosłownie jak Bernard Tapie. Były właściciel dla sukcesów sprzedawał mecze, fałszował wyniki na testy HIV. Jego ofiarą był Lech Poznań. Teraz OM gra w finale Ligi Europy z Atletico

Kiedy w 1899 roku Rene Dufaure de Montmirail zakładał Olympique Marsylia, klub z "drugiego miasta Francji" miał służyć jako źródło sportowych potyczek dla lokalnych dżentelmenów. Tradycja przetrwała. Niemal 100 lat. W drugiej połowie XX wieku miasto nawiedziła fala ubogich imigrantów. Zmieniła się nie tylko struktura społeczna wśród kibiców. Z duchem czasu nastały też inne niż wcześniej rządy. W 1986 roku klub przejął Bernard Tapie, czyli człowiek, który z hasłem "dżentelmen" ma we Francji chyba najmniej wspólnego.

Biznesmen, były właściciel zespołu kolarskiego czy Adidasa, czasem polityk, a gdy miał taki kaprys to i nieudana gwiazda muzyki pop oraz gospodarz programów telewizyjnych. Francuzowi można było przypisać wiele imion. Drużynę z Marsylii wykupił za symbolicznego franka. Miał być to symbol zaufania powierzony nowemu właścicielowi. Jego rządy najlepiej oddaje jednak fakt, iż punkty gastronomiczne oraz sklepy z pamiątkami na stadionie Stade Velodrome prowadzili wówczas lokalni mafiosi. Lecz kto wie, czy nie byli mniejszymi gangsterami od samego Bernarda?

Nawrócony paryżanin i kontrakt z Maradoną

Najlepiej rządy "Micka Jaggera Marsylii" na Stade Velodrome opisał francuski dziennikarz Christophe Bouchet: - On potrafi przekonać wszystkich, ponieważ jego historie zawsze zawierają ziarenko prawdy. Ziarenko to idealne określenie. Przykład? Gdy lokalny rywal, Monaco, próbował ściągnąć w 1987 roku Abediego Pel, czyli główny cel transferowy Marsylii, to stary lis Bernard potrafił zafałszować wyniki piłkarza na test HIV. Według badań Afrykańczyk miał AIDS, a Tapie wyczyszczoną drogę pod transfer.

Jednym z ulubionych powiedzeń biznesmena było: "szczęściu trzeba pomóc". On robił to na wszelkie sposoby. Nie tylko dawał w tym celu łapówki na lewo i prawo. Aby pomnożyć zyski z prowadzenia Marsylii, pomówił paryską stację Canal+ o jawne sympatyzowanie ze stołecznym Paris Saint-Germain. Chciał, by zacofane i biedne południe (Marsylia) jeszcze bardziej nienawidziło bogatej i faworyzowanej północy. A w środku konfliktu on, czyli dla kibiców OM nawrócony paryżanin. Zbawca, któremu można wybaczyć liczne grzechy oraz współpracę z mafią.

Francuz był tak genialnym manipulatorem, że mocno zaognione relacje - nie tylko między drużynami, ale i samymi miastami - przetrwały do dziś. Piłkarze oraz trenerzy go jednak za to pokochali. Potrafił obiecać im wszystko i dać jeszcze więcej. Z wyjątkową łatwością sprowadził na Stade Velodrome Franza Beckenbauera, świeżo upieczonego twórcę mistrzowskiej ekipy RFN na mundialu Italia 90'. Oczywiście nie za darmo. Przyszła legenda klubu Chris Waddle również otrzymał pieniądze za podpis przy kontrakcie. W jego przypadku były to 2 miliony funtów wypłacone na firmy-krzaki, aby uniknąć rozliczania się z francuskim fiskusem.

Dwa lata temu sam wielki Diego Maradona przyznał, iż Tapiemu ledwie po paru minutach negocjacji udało się go przekonać do podpisania kontraktu. Ówczesny bóg futbolu był wtedy zawodnikiem Napoli. Dlaczego ostatecznie nie doszło do transferu? Na to pytanie nie umiał odpowiedzieć. Wie to jedynie Bernard Tapie.

Telewizor Panasonica dla Kolejorza

Tapie to pewno także jeden z tych nielicznych, którzy wiedzą, co tak naprawdę zdarzyło się z piłkarzami Lecha Poznań na początku listopada 1990 roku. Parę tygodni wcześniej Olympique został wylosowany do pary z Kolejorzem w drugiej rundzie Pucharu Europy. Tapie drużynę z Wielkopolski traktował oczywiście z góry. On wraz ze swoim "Dream Teamem" przyjeżdża tylko na pogrom do piłkarskiej prowincji. Wieść o tym, iż konferencja prasowa przed pierwszym starciem w Polsce zostanie przeprowadzona w wojskowym namiocie, przyjął jedynie z politowaniem.

Dla większych profitów chciał przełożyć mecz ze środy na czwartek, najlepiej na późną godzinę wieczorną. Negocjacje nie należały do najtrudniejszych. Wystarczy, że zaproponował sprzęt Adidasa, którego większość akcji wówczas posiadał. Do tego duży telewizor i magnetowid firmy Panasonic, czyli głównego sponsora OM oraz podróż na rewanż do Francji na koszt marsylczyków.

Finalnie doszło jednak do wielkiego wstydu. Miliony kibiców z Lazurowego Wybrzeża oglądały w "prime-timie" porażkę ukochanego zespołu. Lech zwyciężył w Poznaniu 3:2 po najprawdopodobniej najlepszym meczu w historii klubu. MVP spotkania Damian Łukasik na tyle frustrował francuską ekipę, że podczas spotkania został opluty przez ówcześnie jeszcze wielki talent Erica Cantonę. W lokalnej prasie na Tapiego wylano wiadro pomyj. On reagował jedynie groźbą procesów sądowych oraz zapowiadał: - Wyeliminujemy Lecha.

Jak mówili jego współpracownicy: - Gdy Bernard coś obieca, możesz być pewny, że tak się stanie. W końcu sam jak nikt inny umiał "pomóc" szczęściu. Dzień rewanżowego spotkania na Stade Velodrome gwiazdor tamtego Lecha Dariusz Skrzypczak wspomina tak: - Wirowało mi w głowię, ściskało w żołądku, czułem ogromną niemoc. Bardzo chciałem zagrać, ale nie dało się, na nic nie miałem sił.

Zmowa milczenia

Reszta zespołu czuła się podobnie. Oznaki dziwnej choroby pokazywali Marek Rzepka, Michał Gębura, Mirosław Trzeciak, Dariusz Kofnyt oraz Kazimierz Sidorczuk, czyli wszyscy piłkarze, którzy... skorzystali z hotelowego poczęstunku podstawionego za darmo przez Bernarda Tapie. Poznaniacy z taką formą swoich gwiazd nie mieli nic do powiedzenia. Grali tak słabo, że w przerwie meczu obserwator UEFA posądził ich o doping oraz zalecił po ostatnim gwizdku odpowiednie badania.

Mecz zakończył się porażką Kolejorza 1:6. W polskiej prasie nikt nie spodziewał się, iż mogło dojść do tak upokarzającego oszustwa. Mało kto zdawał sobie jednak sprawę z działalności Tapiego. Szansy na wypowiedzenie się nie otrzymał duet trenerski Kopa-Strugarek, bo nikt z nich nie został zaproszony na pomeczową konferencję prasową. Przychylne dla właściciela Marsylii dzienniki sportowe jak L'Equipe spuściły zasłonę milczenia. Dowody z hotelu zaczęły znikać.

ZOBACZ WIDEO Bomba Arkadiusza Milika. Wejście smoka dało zwycięstwo SSC Napoli [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Następnego dnia klubowy lekarz Jerzy Danielewicz przeprowadził badania, które wykazały ubytek wapnia oraz potasu u niektórych zawodników. Stąd silne odwodnienie organizmów. Powoli zaczęto nawet szykować protest do europejskiej federacji, gdy przyszły kolejne wyniki. Tam nie znaleziono już nic. Kibicom Kolejorza zostaje do dziś jedynie spowiedź po latach francuskiego kucharza, który serwował wówczas posiłki piłkarzom Lecha: - Pamiętam wasz mecz w Marsylii, pamiętam, jak im dołożyliście u siebie, a jak niemrawo graliście w rewanżu. To stary numer Olympique i jego bossa - Tapiego.

Marsylia w sezonie 1990/91 awansowała ostatecznie do finału rozgrywek. Przeciwnikiem była Crvena Zvezda Belgrad, czyli klub z niespokojnego wtedy regionu. Tapie uznał więc, iż zamiast pucharu, rywalom z Jugosławii bardziej przyda się 500 tysięcy niemieckich marek do podziału. Jak wspomina gwiazdor Dejan Savicevic, plan się nie udał, a Marsylia przegrała całe spotkanie po rzutach karnych.

Apartament za kratami

Tapie pozostawał bezkarny. Rozliczenie z przeszłością przyszło jednak w momencie, kiedy Francuz i jego klub znajdowali się na wielkim szczycie. W 1992 zreformowano i utworzono Ligę Mistrzów. W ostatnim meczu turnieju klub ze Stade Velodrome pokonał wciąż wielki AC Milan 1:0. Po śledztwie dziennikarzy okazało się, że finał (o dziwo) był czysty. Gorzej sprawa się miała z ligowym starciem przeciwko malutkiemu Valenciennes FC tuż przed samym spotkaniem przeciwko rywalowi z San Siro.

Tapie grzecznie poprosił wówczas, by przeciwnicy Marsylii "mogli postarać się trochę mniej". Pomocnik zespołu Jean-Jacques Eydelie osobiście przekazał w tym celu kopertę przyjacielowi z zespołu rywali Christophe'owi Robertowi, która została zakopana i po latach odnaleziona przez francuskich detektywów. W środku ćwierć miliona franków.

Tapie tłumaczył, że pieniądze to jedynie pożyczka na otwarcie restauracji przez zawodnika Valenciennes. Grał na zwłokę, aby znaleźć pomoc u wpływowych przyjaciół. Jako aktywny działacz Partii Socjalistycznej oraz serdeczny przyjaciel prezydenta Mitteranda miał ich bez liku. Jego koledzy tracili jednak w kraju poparcie, a oskarżenie mężczyzny, który za swoje zasługi otrzymał nawet stolik ministra ds. miast, miał być policzkiem dla poprzedniej władzy.

Trzeba przyznać, iż Tapie nie przywykł do takiej sytuacji. W sądzie nawet przyznał się do wielokrotnego kłamstwa. "Robiłem to tylko w dobrej wierze" - tłumaczył się. Ostatecznie wylądował na marginesie celebryckiego i politycznego nurtu, gdzie pozostaje do dziś. W więzieniu spędził ledwie 8 miesięcy. Choć jego cela była tak luksusowo urządzona, iż można raczej mówić o apartamencie za kratami.

W zdecydowanie gorszej sytuacji znajdował się sam klub. Marsylczykom odebrano mistrzostwo za sezon 1992/1993. Najlepszy zespół ostatnich lat we Francji ukarano również karnym spadkiem do drugiej ligi. Olympique został ponadto wyrzucony z rozgrywek Ligi Mistrzów. Cały projekt "Wielkiego OM" runął w jednym momencie jak domek z kart.

Kibice Marsylii mówią o sobie, iż jako jedyni w kraju są prawdziwymi piłkarskimi fanami. Reszta to tylko widzowie. Kolejni prezesi byli jednak bezradni. Już bez znajomości, pieniędzy, a z nienawiścią reszty kraju. W ostatnich 25 latach klub tylko raz zdobył mistrzostwo Francji. Środowy występ w finale Ligi Europy przeciwko Atletico Madryt to jeden z największych sukcesów w historii zespołu od czasów wielkiej afery korupcyjnej. Dla wielu znak na lepszą przyszłość klubu. Obecny właściciel Amerykanin Frank McCourt dla drużyny przeprowadził się na południe Francji oraz nakreślił plan, jak dogonić PSG w najbliższych dziesięciu, piętnastu latach.

Jak reaguje na te plany sam Tapie? W mediach roi się od jego negatywnych komentarzy na temat przybysza zza Oceanu. Francuz wykupił miejscowy dziennik "La Provence", który służy jako źródło ataków na jego następcę. Wciąż żyje tak, jakby to on prowadził klub. W końcu co jak co, ale Tapie potrafi wierzyć we własne kłamstwa. Teraz nikt już jednak mu nie przytakuje.

Komentarze (7)
avatar
Tomek Legia
17.05.2018
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Powinni teraz przyznać walkowera dla Lecha i dać Puchar prawdziwemu zwycięzcy! 
avatar
Manuel
16.05.2018
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
A to skubaniec Bernard Tapie. Dziś obejrzy przegraną Olympique Marsylia. Swoją drogą tu są pokazane możliwości manipulacji, korupcji, oszustwa w piłce nożnej. 
avatar
Andreas Hendzel
16.05.2018
Zgłoś do moderacji
0
5
Odpowiedz
Pazerność poznańskich kopaczy którzy napalili się na darmowe zatrute jakieś lody lub ciasteczka odebrała może finał w pucharach.