Pogon zasłużyła na zwycięstwo - wypowiedzi trenerów po meczu Pogoń Szczecin - Nielba Wągrowiec

Portowcy zwyciężyli na własnym stadionie z Nielbą Wągrowiec 2:0. Pogoń po czerwonej kartce w 64. minucie dla Marcina Woźniaka musiała kończyć mecz w dziesiątkę, to jednak nie wpłynęło na zmianę rezultatu. - W pierwszej połowie Pogoń zasłużyła na bramkę i ją strzeliła. W drugiej my mieliśmy okazję w postaci karnego, nie ważne w jakich okolicznościach, i nie wykorzystaliśmy - mówił na konferencji prasowej Krzysztof Knychała, trener Nielby Wągrowiec. Bohaterem spotkania został osiemnastoletni Mikołaj Lebedyński, strzelca dwóch bramek.

W tym artykule dowiesz się o:

Krzysztof Knychała (Nielba Wągrowiec): Pierwszą połowę mój zespół zagrał źle i w efekcie straciliśmy bramkę. Sam nie poznawałem moich zawodników, nie mieliśmy grać w ten sposób. Byliśmy przestraszeni, nie do końca pewni po co tutaj przyjechaliśmy. W drugiej części spotkania bardzo szybko straciliśmy drugiego gola i Pogoń nie dała nam wyboru. Trzeba było zagrać ofensywniej i postawić wszystko na jedną kartę. Nadarzyły nam się sytuacje. Najpierw rzut wolny, potem nawet karny, ale po raz kolejny nie potrafiliśmy tego wykorzystać w ważnym dla nas meczu. Poza karnym najlepszą okazję mieliśmy w 77. minucie. Kalu wyszedł sam na sam i mógł odegrać do Fidaszewskiego, który wbiłby piłkę do pustej bramki. Mieliśmy szanse odwrócić ten mecz. Jest to drugi mecz, gdzie są chęci, a przegrywamy. Być może drużynie brakuje dojrzałości. My nie mieliśmy w planach gry o pierwszą ligę. Jednak jeżeli taka sytuacja się nadarzyła to chcieliśmy z niej skorzystać. Teraz już nie mamy na to szans, pozostają cztery mecze. Będziemy chcieli je wygrać.

Piotr Mandrysz (Pogoń Szczecin): Widząc przebieg pierwszej części spotkania byłem pewny, że jesteśmy w stanie odrobić trzybramkową stratę z poprzedniej rundy. Byliśmy zespołem lepszym i dominowaliśmy na boisku. Przeciwnik, oprócz jednej próby strzału z trzydziestu metrów, nie miał sytuacji pod naszą bramką. Po przerwie szybko strzeliliśmy bramkę i wydawało się, że dalsze trafienia są tylko kwestią czasu. Niestety ewidentny błąd popełnił sędzia, który niesłusznie pokazał żółtą kartkę Woźniakowi, który nie robił wślizgu ani nie dotknął piłki ręką. Tą decyzją arbiter wpłynął na przebieg spotkania, bo musieliśmy grać w dziesiątkę. Jeżeli byśmy grali w wyrównanych składach kolejne gole byłyby kwestią czasu.

Źródło artykułu: