Maciej Iwański: Problemem jest nieskuteczność, a nie psychika

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Legia Warszawa przegrała dwie bardzo ważne bitwy - najpierw w półfinale Pucharu Polski odpadła po dwumeczu z Ruchem Chorzów, a następnie w ligowym hicie wiosny okazała się gorsza o jedną bramkę od krakowskiej Wisły. W meczach z Ruchem i Wisłą, legioniści stworzyli dwadzieścia (!) okazji do zdobycia gola, ale żadnej nie wykorzystali. <I>- Teraz nic nie da wkurzanie się na naszą nieskuteczność. Wystarczająco denerwuję się na boisku</i> - mówi pomocnik Legii Maciej Iwański.

O ile stawką meczów z Ruchem Chorzów był awans do finału Pucharu Polski, o tyle porażka z Wisłą oznacza, że Legia straciła pozycję lidera na trzy kolejki przed zakończeniem sezonu. - Do momentu utraty bramki, realizowaliśmy wszystkie przedmeczowe założenia. Do momentu zdobycia gola, Wisła nie stworzyła praktycznie żadnej sytuacji. Później nie mogliśmy się całkiem odkryć, żeby nie stracić kolejnego gola wraca do spotkania z Wisłą Iwański.

Problemem Legii okazuje się nie tylko skuteczność, ale również błędy w destrukcji, które bezlitośnie zamieniają na gole jej rywale. - Rywale stwarzają okazje po naszych błędach, a my, żeby mieć okazje do zdobycia gola, musimy się nieźle napracować. Mieliśmy cztery stuprocentowe okazje w meczu z Wisłą i co ja mam więcej powiedzieć? W takim meczu musimy coś strzelić, żeby myśleć o korzystnym rezultacie. W Pucharze Polski mieliśmy piętnaście sytuacji i żadnych nie wykorzystaliśmy. Z Wisłą było ich cztery i również zero po stronie zdobytych goli - podsumowuje Iwański.

Pomocnik Legii w ostatnich minutach spotkania na Reymonta mógł zostać bohaterem stołecznego klubu. Uderzenie zawodnika warszawian zablokował jednak napastnik Legii Takesure Chinyama. - Nie zrugałem za to Chinyamy. Wkurzyłem się po prostu na to, że akurat taka sytuacja zaistniałą, że trafiłem prosto w niego. Pół metra obok i zdobyłbym gola - uważa Iwański i dodaje: - Mam się teraz wkurzać po meczu na naszą nieskuteczność? Wystarczy podczas jego trwania. Legia nie potrafi strzelać bramek, jak inne drużyny, które nic nie grają, aż tu nagle strzelają z 25. metrów i wygrywają mecz 1:0.

Nie problem z koncentracją ani psychiką, ale właśnie fatalna skuteczność jest, według Iwańskiego, bolączką Legii w rundzie wiosennej. - Ile można stwarzać okazji i ich nie wykorzystywać? Od początku rundy wszyscy narzekają, na naszą grę, ale gdyby tak popatrzeć, to my sytuacji mamy mnóstwo, ale mamy problem z ich wykorzystaniem - dodaje.

Na trzy kolejki przed zakończeniem sezonu, Legia straciła miejsce na czele tabeli i teraz musi nie tylko wygrać pozostałe spotkania, ale także liczyć na potknięcia rywali. - Patrzymy przede wszystkim, żeby w trzech ostatnich kolejkach zdobyć dziewięć punktów. Jeżeli tak się stanie, to nie będziemy mieli sobie nic do zarzucenia. Może to nie wystarczyć, ale co tu dużo mówić? Porażka z Wisłą to już historia. Liczę jednak, że nasi rywale, jak nie jeden (Wisła i przyp .red.), to drugi (Lech i przyp. red.) gdzieś się potkną - powiedział na zakończenie Maciej Iwański.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)