Zaledwie sekundy dzieliły Lecha Poznań od dogrywki ze słabym zespołem z Armenii. Gandzasar Kapan prowadził 2:0 i wtedy wyrównał Łukasz Trałka. Jednak nowy trener Kolejorza nie ma złudzeń co do gry swoich zawodników.
- Nie chcę się tłumaczyć tym, że przylecieliśmy rano. Nasze plany zostały zaburzone. To nie zmienia faktu, że chcieliśmy wygrać. Nasza gra wyglądała bardzo słabo. Brakowało nam jakości w środku pola, popełnialiśmy proste błędy. Dopiero po stracie dwóch bramek obudziliśmy się i zaczęliśmy grać. Wtedy też stworzyliśmy sytuacje. Walczyliśmy do końca i w końcówce byliśmy bardziej niebezpieczni od rywal - mówi Ivan Djurdjević.
Uważa, że jego drużyna prędzej czy później musiała strzelić gola na wagę awansu.
- Zawodnicy też przeżywali ten mecz. Zachowali spokój, a w ich grze nie było widać paniki. Wiedzieliśmy o tym, że jest bardzo gorąco, a rywal jest bardzo zmęczony. Zdobycie bramki było kwestią czasu - stwierdza.
Teraz oczywiście łatwo się mówi, ale przecież polskie drużyny często odpadały z nieznanymi rywalami.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Francuzi skorzystali z własnego doświadczenia. "Zagrali w sposób mądry i wyrachowany. Nie ma w tym nic złego"
- Wszyscy pamiętaliśmy takie mecze jak z Interem Baku, w którym awansowaliśmy do kolejnej rundy dopiero po rzutach karnych. Gra w pierwszych rundach jest zawsze bardzo trudna. Ten rywal był dla nas wielką niewiadomą. Takich rywali nie obserwujemy na co dzień i trudno przewidzieć na co ich stać - dodaje.
Przekonuje też, że spotkanie nie ma wpływu na przygotowania jego zespołu do rozgrywek Ekstraklasy z Wisłą Płock.
- Jesteśmy gotowi do gry, co trzy dni. Bardzo dobrze wytrzymaliśmy grę w naszym rytmie. Po meczu w Armenii nie mamy urazów, nikt nie wypadł, a to dla nas dobra wiadomość. Na szczęście też uniknęliśmy dogrywki i rzutów karnych - kończy.