Paweł Kapusta: Polska piłka w agonii. Na szczęście PZPN stać na ładny, pogrzebowy wieniec (komentarz)

Agencja Gazeta / Jan Rusek / Na zdjęciu: Zbigniew Boniek
Agencja Gazeta / Jan Rusek / Na zdjęciu: Zbigniew Boniek

Jest takie powiedzenie: w Europie nie ma już słabych drużyn. Trafniejsze byłoby jednak: w Europie nie ma już słabych drużyn, które nie dałyby rady nas ośmieszyć.

Obraz polskiej piłki z ostatnich 14 miesięcy to katastrofa. Czerwiec 2017: kompromitacja kadry do lat 21 na młodzieżowym Euro. Lipiec i sierpień 2017: totalna kompromitacja polskich drużyn w walce o prawo gry w fazie grupowej europejskich pucharów. Październik 2017: zaciemnienie obrazu i awans kadry Nawałki na mundial. Praktycznie cały sezon 2017/18 w ekstraklasie: kompromitacja goniąca kompromitację, wyścig kulawych żółwi po tytuł mistrzowski, poziom sportowy jak na łące przed remizą o 5 nad ranem na zakończenie wesela. Czerwiec 2018: nokaut na mundialu taki, że do teraz dzwoni nam w uszach. Lipiec 2018: kabareton Legii i Lecha w europucharach. Jeden, wielki pogrzeb.

Można się oczywiście śmiać z ułomności polskich klubów. Przez kolejne kompromitacje można się też zalewać łzami, ale my już zdążyliśmy przejść przez wszystkie fazy pourazowego szoku. Lani jesteśmy od zawsze, przez wszystkich, wszędzie, o każdej porze, niezależnie od kwalifikacyjnych rund, zaawansowania przygotowań, pogody, przeciwnika, miasta i strefy czasowej. Warszawa, Poznań, Białystok, Kraków - wszyscy są tak samo żałośni. Od sezonów mkniemy prosto w przepaść, teraz zostaje nam już albo obojętność i funkcjonowanie na piłkarskim marginesie Europy, albo bliżej nieokreślona rewolucja. Pewne rzeczy należy bowiem nazywać po imieniu: polska piłka jest w stanie agonalnym. AGONALNYM! Nie zmienią tego ani żarty prezesa Bońka podczas konferencji prasowych, ani nawet gole wracającego za kilka tygodni do ligowego grania Roberta Lewandowskiego.

Odnoszę wrażenie - być może mylne, w takim razie poprawcie mnie - że Polski Związek Piłki Nożnej jest w polskim futbolu odpowiedzialny tylko za sukcesy. Przywrócenie świetności finałowi Pucharu Polski: PZPN jest organizatorem, więc to zasługa związku. Racowiska, przerywane mecze, podpalony stadion, strzelanina rakietnicami na trybunach, poparzeni ludzie: nie, to już nie PZPN. Kibice: PZPN! Kibole: nie PZPN! Coroczne kompromitacje klubów w europejskich pucharach: wiadomo, to nie PZPN. To kluby. Długo można by było wymieniać.

Patrzę na to i szlag mnie jasny trafia. Biorę bowiem do ręki statut PZPN, rzucam okiem na cele i zatrzymuję się na pierwszym z brzegu: "opracowywanie kierunków rozwoju sportu piłki nożnej w kraju" i kawałeczek dalej: "kierowanie i koordynowanie całokształtem działań związanych z uprawianiem i promocją piłki nożnej w Polsce". Więc jeśli władze związku mówią mi: co nam do kompromitacji Legii czy Lecha w europejskich pucharach, odpowiadam: właśnie wy powinniście się nad tym pochylić, zająć się tą patologią. Właśnie teraz, gdy wszyscy wokół tkwimy po uszy w ligowym bagnie, gdy ze stadionów wylewają się pucharowe ekskrementy.

Związek nie jest tylko od tego, by zbijać kasę na wizerunku pierwszej reprezentacji i kisić ją na bankowych kontach. Jasne, wymagam wiele, bo wymagam ruszenia makówką, wyciśnięcia z niej logicznego pomysłu, co samo w sobie nie jest łatwe. Ale to właśnie PZPN jest od tego, by wytyczyć drogę. Po to właśnie funkcjonuje ten związek, do tego został między innymi powołany, by w tak trudnej sytuacji - mając na dodatek za dowódcę charyzmatycznego (ponoć) lidera - pełnić rolę podmiotu nawołującego do wprowadzenia rewolucyjnych zmian, uruchomienia systemu. To PZPN powinien pełnić rolę INICJATORA opracowywania kierunków rozwoju piłki (statut!!), doprowadzenia do wspólnego działania wszelkich możliwych podmiotów: związku, klubów, Ekstraklasy, państwa polskiego, samorządów.

Zacznijcie od kasy. Polskie kluby ledwo zipią, bo biorą udział w jakimś skrajnie porąbanym wyścigu o to, kto więcej zapłaci marnemu, ligowemu kopaczowi. Całe zaciągi kulawych i piłkarsko upośledzonych zarabiają w polskich klubach takie pieniądze, że aż trudno w to dać wiarę. 30 tysięcy złotych dla gościa, który lewej nogi używa tylko do wciskania sprzęgła w nowym BMW to norma. W tym samym czasie w klubie juniorzy cisną się na jednym treningowym boisku, bo drugiego po prostu nie ma za co zbudować. Wprowadźcie jakieś zdrowe zasady, limity, dogadajcie się, pójdźcie wszyscy na ugodę z rozsądkiem. Minie trochę czasu, pojawią się dzięki temu pieniądze na inwestycje...

W międzyczasie wyprowadźcie z garażu pochowane wagony, wpakujcie w nie zupełnie nic niewnoszących do polskiej ligi przeciętniaków ze wszystkich stron świata i odeślijcie ich jak najdalej od naszych boisk. Dajcie szanse młodym, zdolnym, łaknącym grania, identyfikującym się z klubami i otoczeniem Polakom. I nie mówcie, że takich nie ma, bo w twarz momentalnie zaśmieje się wam Daniel Smuga. Do takich zmian potrzeba tylko dobrej woli wszystkich zainteresowanych. Ponoć poprzednie władze Ekstraklasy były skłócone z prezesem Bońkiem, ale udało się doprowadzić do wymiany ludzi i ESA z PZPN-em żyją teraz w miłości. Niech z tej miłości zrodzi się więc choć raz jakieś zdrowe dziecię.

Oczywiście, równie dobrze można usiąść przed kamerą i wymigać się od odpowiedzialności odpowiedzią: polska piłka jest słaba, bo Polacy nie mają genu waleczności, a dzieci na wf-ach są grube. A później zatrudnić na asystenta selekcjonera kadry narodowej człowieka uwalonego od stóp po grzywkę korupcyjnym kałem (Tak, wiem ze pan trener nie ma włosów, dziękuje za uwagi czujnych czytelników). Nie tego powinniśmy jednak wymagać od największego, najpotężniejszego i najbogatszego związku sportowego w Polsce. Ale jeśli temu wszystkiemu pisany jest jednak taki los, to przynajmniej w PZPN jest kasa na ładny pogrzebowy wieniec.

ZOBACZ WIDEO Trudne wyzwanie Jerzego Brzeczka. "Marzyłem, żeby być trenerem reprezentacji"

Źródło artykułu: