-Nie uważam, żeby kara była adekwatna do czynów. Tak naprawdę to nic nie zrobiłem, a w każdym razie nie tyle, aby zostać zesłanym do drużyny występującej w Młodej Ekstraklasie. Trochę się posprzeczaliśmy z trenerem i myślałem, że to małe nieporozumienie nie będzie miało znaczenia - mówi smutnym głosem Sotirović.
Serb był bardzo zaskoczony takim obrotem sprawy. - Chciałem porozmawiać z trenerem o tym nieporozumieniu, ale nie było mi to dane. Zostałem wezwany przez szkoleniowca i dowiedziałem się, że nie będzie mnie w kadrze pierwszej drużyny. W pierwszej chwili chciałem rozwiązać kontrakt. Nie odszedłem przed rundą wiosenną do Widzewa Łódź, gdzie proponowano mi dwa razy lepsze warunki finansowe , bo chciałem grać w Jagiellonii, dla tych wspaniałych kibiców. Od momentu, gdy dowiedziałem się o karnym zesłaniu nie rozmawiałem z trenerem. Nie wiem też za co miałbym go przepraszać, przecież nic wielkiego nie zrobiłem.
Półtora roku temu Sotirović był na ustach całej piłkarskiej Polski. Po bardzo udanym sezonie w Bydgoszczy otrzymał oferty m.in.z Wisły Kraków, Polonii Warszawa, czy Jagiellonii Białystok. Ku zaskoczeniu kibiców wybrał grę w stolicy Podlasia. - I nie żałuję, że wybrałem Białystok - mówi Serb. - Przeżyłem tu piękne chwile. Awansowaliśmy do pierwszej ligi, grałem przed jedną z najlepszych polskich publiczności, aż nadszedł ten moment, w którym wszystko zostało odwrócone do góry nogami. Pozostaje mi trenować z zespołem ME przede wszystkim dla siebie i dla swojej kariery.
- Może przez to, że byłem już jedną nogą w Widzewie, trener nie dawał mi szans i sadzał na ławkach rezerwowych. Już wcześniej widziałem po treningach, że nie będę miał miejsca w podstawowym składzie. Nasza sprzeczka w meczu z Zagłębiem była spowodowana tym, że przed spotkaniem miałem dostałem słowo od trenera, że wystąpię od początku, potem przed meczem, że zagram drugą połową, a wystąpiłem jedynie przez jakieś dwadzieścia minut. Nie wiem, czy nie było to moje ostatnie dwadzieścia minut w barwach Jagiellonii... - kończy podłamany Sotirović.