Axel Witsel. W Polsce znienawidzony, w Borussii Dortmund ma być lekiem na całe zło

Getty Images / Alexander Hassenstein / Na zdjęciu: Axel Witsel
Getty Images / Alexander Hassenstein / Na zdjęciu: Axel Witsel

Można się irytować, ale nowa gwiazda Borussii Dortmund, w Polsce kojarzona jest tylko z jednym: koszmarnym złamaniem nogi Marcinowi Wasilewskiemu. To jednak niesprawiedliwe, bo Axel Witsel to piłkarz świetny. I nietuzinkowy.

Rzadko się zdarza, by piłkarz w kwiecie wieku, uznawany za gracza niezwykle solidnego, spokojnie mogącego poradzić sobie we wszystkich pięciu najmocniejszych ligach Europy, przechodził najpierw do ligi rosyjskiej, a następnie - chińskiej. I to w chwili, gdy miał na stole ofertę od Juventusu Turyn.

Nietuzinkowy

A tak właśnie było przed ponad rokiem: wszystko wydawało się być przesądzone, Włosi sprzedali do Manchesteru United Paula Pogbę i szukali następcy, Axel Witsel w mediach opowiadał, jak bardzo chciałby trafić do stolicy Piemontu. Na ostatniej prostej transfer się jednak wywrócił na plecy, chwile po zamknięciu okienka przedstawiciele klubu z Sankt Petersburga tłumaczyli: mieliśmy za mało czasu, by znaleźć następcę! Minęło kilka miesięcy, a belgijski pomocnik podpisał kontrakt z Tianjin Quanjian.

Wypowiedział się na łamach "Tuttosport". - To był dla mnie bardzo trudny wybór, bo z jednej strony chciał mnie jeden z największych klubów na świecie, jednak z drugiej otrzymałem ofertę, którą trudno było odrzucić - mówił piłkarz. W Zenicie zarabiał 3 miliony euro rocznie. Juve oferowało mu 4,5 miliona oraz prawo występów w potężnej ekipie, rok w rok bijącej się w Lidze Mistrzów o najwyższe cele. On jednak zdecydował się na chińskie 18 milionów euro rocznie. Netto.

Złożył podpis, media społecznościowe nie miały dla niego litości. Wiadomo, kto w tej branży wybiera wywrotkę kasy w marnej lidze zamiast marzenia i walizkę banknotów w mocnej, dla wielu jest zdrajcą ideałów. I to jest w nim inne niż w większości idących na Daleki Wschód zawodników - piłkarz powiedział szczerze, jakie były jego motywacje.

- Jeszcze bardziej niż wcześniej piłka jest biznesem napędzanym przez zysk. W świecie biznesu każda zmiana pracy, w której gwarantujesz sobie sześciokrotne zwiększenie zarobków, spotkałaby się z gratulacjami. Ale te zasady nie dotyczą sportowców. A dlaczego sportowcy mają żyć według innych zasad niż reszta świata? Dla kibiców śledzących piłkę każdego dnia może być trudno zrozumieć, że dla zawodników to po prostu praca. Decyzję o przejściu do Chin podjąłem z myślą o rodzinie, by zapewnić jej komfortowe życie i stabilizację - mówił wprost. W Chinach spędził 1,5 roku. Teraz powiedział dość. - Powrót z Chin do Europy po mundialu był moim priorytetem - przyznał.

ZOBACZ WIDEO: Polacy pomogli uratować alpinistę na Broad Peak. Zdradzili kulisy całej akcji
[color=#000000]

[/color]
W Polsce przeklęty

Witsel to jeden z przedstawicieli złotego pokolenia belgijskiego futbolu. Urodzony w 1989 roku, wychowany w Liege. Do klubu trafił stosunkowo późno, bo dopiero w wieku 15 lat. Wcześniej grał poza strukturami, z kumplami, dla zabawy. Piłka była jego pasją. W końcu pojawił się jednak w Standardzie, w ten sposób rozpoczęła się niezwykle ciekawa kariera. W 2008 roku otrzymał belgijski Złoty But, rok później nagrodę dla najlepszego, młodego piłkarza roku. Znany był z nieustępliwości, twardej gry i gorącej głowy.

I z tego przede wszystkim pamiętany jest w Polsce. Działo się to 30 sierpnia 2009 roku, Anderlecht grał ze Standardem. w 26. minucie spotkania, przy stanie 0:0 wyprostowaną nogą zaatakował wykonującego wślizg Marcina Wasilewskiego. To jeden z najbrutalniejszych, najbardziej przerażających fauli w współczesnej historii piłki na najwyższym, ligowym poziomie. Reprezentant Polski doznał otwartego złamania nogi poniżej kolana, przeszedł cztery operacje. Wstępnie miał pauzować co najmniej rok, ale znany ze swojej zawziętości i twardości "Wasyl" na boisku pojawił się już dziewięć miesięcy później. Oprawca został zdyskwalifikowany przez komisję dyscyplinarną na ponad dwa miesiące, została na niego nałożona także kara finansowa.

Kontuzja Marcina Wasilewskiego:

Belg wielokrotnie próbował później przepraszać Polaka, mówił że krzywdę zrobił mu przypadkowo, nie miał złych zamiarów. Po tym szokującym wręcz zdarzeniu kibice Anderlechtu oraz reprezentacji Polski grozili mu w sieci śmiercią. Wasilewski z Witselem po latach mieli okazję znów spotkać się na boisku. W meczu Ligi Mistrzów Anderlecht - Zenit (młody gracz przeszedł do Benfiki Lizbona w 2011 roku, a rok później do Sankt Petersburga). Belgijska prasa przez wiele dni przed meczem rozpisywała się na ten temat. Spekulowano, czy Polak człowiekowi, który swoją głupotą zadał mu tyle cierpienia, poda rękę. Podał, a później zabrał głos na łamach dziennika "Fakt".

- To nie był mecz Witsela z Wasilewskim, tylko Zenitu z Anderlechtem. Nie chcę szukać podtekstów i dodatkowo podkręcać atmosfery, bo cały szum wokół naszego spotkania mocno mnie zmęczył. (...) Rok czy dwa lata temu powiedziałem, że temat Witsela jest już na zawsze zamknięty. Myślałem, że taka deklaracja wystarczy, ale okazuje się, że niektórzy we wszystkim doszukują się drugiego dna - mówił "Wasyl".

W Borussii wyglądany

Czasy to już w zasadzie zamierzchłe, od tamtych wydarzeń minęło już dobrych kilka lat. Witsel zdążył rozegrać w Rosji 4,5 sezonu, następnie przenieść się na półtora roku do Chin. Zostać mistrzem Rosji, wznieść Puchar i Superpuchar Rosji. Wziąć udział w kilku wielkich turniejach z reprezentacją Belgii. Podczas rozgrywanego w czerwcu i lipcu mundialu był podstawowym piłkarzem w belgijskiej kadrze, rozegrał sześć meczów i wraz z kumplami z drużyny wywalczył brązowy medal.

Nic dziwnego, że kolejny już raz zgłosiła się po niego wielka, europejska firma, tym razem Borussia Dortmund. Według informacji "Bilda" BVB zapłaciła za niego 20 milionów euro, pomocnik popisał kontrakt do 2020 roku. Według doniesień belgijskiej gazety "Het Nieuwsblad" w Dortmundzie ma zarabiać rocznie miedzy 10 a 12 milionów euro. Jeśli to rzeczywiście prawda (trudno w to uwierzyć), stanie się najlepiej zarabiającym piłkarzem Borussii. Dotychczas na pierwszym miejscu znajdowali się Mario Goetze oraz Marco Reus, kasujący po osiem milionów rocznie. "Ruch Nachrichten" pisze z kolei, że brązowy medalista mundialu dostanie na Signal Iduna Park "o połowę mniejsze zarobki niż w Chinach".

Według niemieckiej prasy wyciągnięcie zawodnika z Tianjin Quanjian nie było wcale takie łatwe. Chińska strona nie chciała pozbywać się piłkarza, poddawała pod wątpliwość wpisaną w kontrakt klauzulę odstępnego opiewającą na 20 milionów euro. BVB była jednak zdeterminowana.

- Podczas analizy poprzedniego sezonu doszliśmy do wniosku, że w niektórych meczach zbyt łatwo nas pokonać. Mamy za mało oporu na boisku. I za mało piłkarzy, którzy potrafiliby wziąć drużynę w ryzy, krzyknąć że sprawy idą w złym kierunku. Oczekuję tego od Witsela - powiedział Michael Zorc, dyrektor sportowy BVB. Oprócz belgijskiego gracza Borussia w tym okienku transferowym zakontraktowała także innego zawodnika środka pola. Z Werderu przeszedł do BVB Thomas Delaney. Duńczyk też kosztował 20 milionów euro. W sumie na transfery dortmundczycy wydali w tym okienku już 73 miliony euro.

Pierwszy mecz o stawkę Borussia rozegra 20 sierpnia z Greuther Fuerth w Pucharze Niemiec. Tydzień później ruszy Bundesliga. W pierwszej kolejce ekipa Witsela zmierzy się z RB Lipsk.

Źródło artykułu: