Od 2014 roku Rafał Gikiewicz występuje w Niemczech. Zaczynał od drugoligowego Eintrachtu Brunszwik, z którego po dwóch bardzo dobrych sezonach przeniósł się do zespołu z ekstraklasy - SC Freiburg. W Bundeslidze polski bramkarz zbyt wiele nie pograł. Zadebiutował dopiero w minionym sezonie, prezentując się w dwóch spotkaniach.
- Od następnego sezonu miałem zostać numerem jeden, ale życie to zweryfikowało - mówi Gikiewicz w rozmowie ze sport.tvp.pl, który opuścił SC Freiburg po tym, jak kontrakt przedłużył Alexander Schwolow. To właśnie z nim Polak przegrywał walkę o miejsce w bramce zespołu z Fryburgu Bryzgowijskiego.
Gikiewicz przeniósł się do występującego na zapleczu Bundesligi Unionu Berlin. Polski bramkarz związał się z niemieckim II-ligowcem dwuletnim kontraktem. - Przyszedł taki moment, że wolałem zrobić krok w tył i nie patrzeć tylko na Bundesligę oraz sferę finansową. Przestało mnie to cieszyć. Chcę nadal rozwijać się i spełniać prywatne cele - komentuje.
Co ciekawe, 30-latek po kilku sezonach spędzonych na obczyźnie mógł ponownie zagrać w polskiej lidze. - Miałem ofertę z zespołu z górnej połówki tabeli. Zawsze biją się o europejskie puchary. Ten klub bardzo mnie chciał, ale byłem już po rozmowach z Unionem. Przedstawiłem to prezesowi. Nie chciałem być nie fair i wycofywać się z ustaleń. Czekałem aż mój nowy klub dogada się z Freiburgiem. Powiedzieliśmy sobie, że następnym razem - zdradza.
Oprócz propozycji z polskiej ligi i 2. Bundesligi, Rafał Gikiewicz miał też na stole ofertę z Azji (w Arabii Saudyjskiej gra jego brat Łukasz). Postawił na stabilizację, choć nie wyklucza, że w przyszłości zdecyduje się na egzotyczny kierunek. - Jeszcze przyjdzie na to czas. Mam 30 lat, więc jestem w stanie jeszcze trochę pograć na dobrym poziomie - dodaje.
ZOBACZ WIDEO Niesamowita historia Bukowieckiego. "Byłem przekonany, że w tym finale nie wystąpię"