El. LE: bez szans na cud. Lech Poznań znów przegrał z KRC Genk i kończy udział w pucharach

PAP / Bartosz Jankowski / Kamil Jóźwiak (w środku)
PAP / Bartosz Jankowski / Kamil Jóźwiak (w środku)

Cudu w Poznaniu nie było. W rewanżowym spotkaniu III rundy eliminacyjnej Ligi Europy Lech przegrał z KRC Genk 1:2, nie mając najmniejszej szansy na odrobienie dwubramkowej straty z pojedynku wyjazdowego.

W tym artykule dowiesz się o:

Szybko zdobyty gol, czerwona kartka dla rywala - głównie w tego rodzaju zdarzeniach upatrywano szansy dla Kolejorza, bo pierwsza potyczka na Luminus Arenie nie dawała wielkich nadziei na skuteczną pogoń za wynikiem. Niestety obraz gry w rewanżu tylko potwierdził to, o czym wiedzieliśmy już tydzień temu. Przewaga umiejętności Belgów była tak duża, że jej zniwelowanie po prostu nie wchodziło w rachubę.

Ekipa Philippe'a Clementa miała w garści dwubramkową zaliczkę, a i tak nie zamierzała tylko czekać na to co zrobi przeciwnik. Ruszyła do ataku i robiła to z na tyle dużą swobodą, że poznańska publiczność dość szybko pozbyła się złudzeń.

W 19. minucie sytuacja zrobiła się dramatyczna nawet pod względem matematycznym, bo goście objęli prowadzenie. Koszmarny błąd popełnił wtedy Nikola Vujadinović. Serb tak powstrzymał akcję rywali przed polem karnym, że podał piłkę na lewe skrzydło do Dieumerciego Ndongali, a ten dokładnie dośrodkował do Mbwany Samatty i Tanzańczykowi pozostało dołożyć głowę. W tym miejscu warto zaznaczyć, że Vujadinović nie wyszedłby w podstawowym składzie, gdyby nie uraz na rozgrzewce Wołodymyra Kostewycza. Problemów w defensywie Ivan Djurdjević miał zresztą więcej, bo jeszcze w pierwszej części musiał zdjąć z boiska kontuzjowanego Thomasa Rogne, zastępując go niedoświadczonym Maciejem Orłowskim.

Utrata gola na 0:1 to był moment, w którym prysnęły nadzieje nawet największych optymistów w stolicy Wielkopolski. Przy takiej klasie przeciwnika wbicie mu czterech bramek było niemożliwe. Lechowi nie można było odmówić ambicji. Walczył, starał się, szarpał, jednak na tle świetnie radzących sobie Belgów blado wypadli nawet ci, od których oczekiwano w czwartek najwięcej - Pedro Tiba i Joao Amaral. Christian Gytkjaer rzadko dostawał dobre podania, a gdy już jego kolegom udało się dośrodkować, skutecznie interweniowali defensorzy KRC Genk.

Tuż przed przerwą humory gospodarzy zrobiły się jeszcze gorsze, bo po faulu Kamila Jóźwiaka na niezwykle aktywnym Ndongali sędzia Marco Guida podyktował rzut karny, a ten uderzeniem w środek bramki wykorzystał Leandro Trossard.

ZOBACZ WIDEO Piorunujący start Bayernu. Hat-trick Roberta Lewandowskiego [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Po zmianie stron na otarcie łez bez bardzo ładnym strzałem sprzed pola karnego trafił do siatki Tomasz Cywka, lecz trudno to nazwać jakimkolwiek złapaniem kontaktu. Wtedy Kolejorz potrzebował jeszcze czterech goli i awans nie miał już żadnych szans.

W futbolu zdarzają się kompromitacje, czasem przegrywa się mecze z poczuciem niedosytu, ale tym razem o niczym takim nie było mowy. Poznaniacy nie mogli pokonać KRC Genk, bo różnica poziomów była nie do przeskoczenia i nie dało się jej zniwelować nawet zwielokrotnioną wolą walki.

Drużyna Ivana Djurdjevicia poległa w dwumeczu 1:4 i kończy pucharowe zmagania w edycji 2018/2019. Teraz pozostaje jej walka o krajowe trofea.

Lech Poznań - KRC Genk 1:2 (0:2)
0:1 - Mbwana Samatta 19'
0:2 - Leandro Trossard (k.) 45+1'
1:2 - Tomasz Cywka 50'
pierwszy mecz: 0:2, awans: KRC Genk

Składy:

Lech Poznań: Jasmin Burić - Rafał Janicki, Thomas Rogne (29' Maciej Orłowski), Nikola Vujadinović, Kamil Jóźwiak, Pedro Tiba, Tomasz Cywka, Vernon De Marco, Maciej Gajos (77' Darko Jevtić), Christian Gytkjaer (73' Paweł Tomczyk), Joao Amaral.

KRC Genk: Daniel Vuković - Joakim Maehle, Sebastien Dewaest, Joseph Aidoo, Jere Uronen, Rusłan Malinowskyj (74' Ibrahima Seck), Alejandro Pozuelo (60' Jakub Piotrowski), Sander Berge, Leandro Trossard (60' Edon Zhegrova), Mbwana Samatta, Dieumerci Ndongala.

Żółte kartki: Kamil Jóźwiak (Lech Poznań) oraz Rusłan Malinowskyj (KRC Genk).
Sędzia: Marco Guida (Włochy).

Widzów: 20 765.

Źródło artykułu: