Dariusz Dziekanowski: Przez Beenhakkera miałem problemy z sercem

Newspix / PIOTR KUCZA/FOTOPYK / Na zdjęciu: Dariusz Dziekanowski
Newspix / PIOTR KUCZA/FOTOPYK / Na zdjęciu: Dariusz Dziekanowski

- W piłce nożnej błędy się zdarzają. Ale jak to jest możliwe, że ktoś w tak krótkim okresie popełnia całą masę błędów? Wielkich błędów! - zastanawia się Dariusz Dziekanowski. Z 63-krotnym reprezentantem Polski rozmawiamy o kryzysie polskiego futbolu.

W tym artykule dowiesz się o:

Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Czy my, 40-milionowy naród, w którym futbol może nie jest religią, ale jest ważny, ostatnie porażki reprezentacji i klubów w rozgrywkach europejskich mamy prawo nazwać klęską czy to przesada?

Dariusz Dziekanowski: My chyba nie umiemy cieszyć się z mniejszej wygranej, chcemy być tylko na samej górze. Sami trochę się zapędzamy w kozi róg, mamy ogromne oczekiwania, zawieszamy wysoko poprzeczkę, a potem często się dołujemy.

Może jest tak dlatego, że wielu z nas wychowało się w czasach klęsk? Dorastałem w latach 90., gdy kadra przegrywała wszystkie eliminacje po kolei.

To chyba nie ma aż takiego znaczenia. W końcu potrafiliśmy zorganizować wielką imprezę EURO 2012, ze wspaniałymi wielkimi stadionami. A nie możemy wybudować boisk treningowych dla drużyn młodzieżowych, postawić akademii. Pomimo że są to mniejsze koszty, nikt za to się nie bierze. My chcemy mieć od razu stadiony na 60 tysięcy. Mamy problem z wykonaniem pracy u podstaw. Chcemy strzelać bramki, ale nie potrafimy konstruować akcji. Nie umiemy delektować się pracą, małymi sukcesami po drodze, od razu chcemy mieć efekt.

ZOBACZ WIDEO Show Roberta Lewandowskiego. Bayern bez problemu ograł VfB Stuttgart [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Czyli kibice i tak mieli sporo szczęścia, że trafili na czasy Roberta Lewandowskiego.

I kilku innych zawodników na wysokim poziomie. Przez te trzy lata naprawdę nieźle oglądało się ten zespół, ale gdy zaczynamy stawiać pomniki, robi się problem.
Zatem jak to jest: problem w głowach, czy typowo sportowy? Nasi topowi zawodnicy przed EURO 2016 byli w najlepszych momentach swoich karier, w 2018 niekoniecznie. Plus brak Glika w środku…

Mam wrażenie, że zawodnicy i trener stracili kontrolę nad tym, co dzieje się w zespole.

Wracamy do tego, że piłkarze byli już zaspokojeni na rynku reklamowym, choć nie osiągnęli jeszcze sukcesu? Zabrakło im determinacji?

Reklama jest czymś zupełnie normalnym. Wydaje się, że zawodnicy zapomnieli, że największe pieniądze robi się właśnie dzięki takim turniejom. Ale to też byłoby spłycenie tematu. Gdy się obserwowało nasz zespół, było widać brak współpracy, tych relacji koleżeńskich, jakie były podczas EURO 2016. Brak determinacji, błysku w oku.

Każdy sukces prowadzi do klęski.

Nie zgadzam się. Przecież himalaista po zdobyciu szczytu może z niego zejść, nie musi spaść. Każdy piłkarz ma moment, rok, dwa, trzy, gdy wszystko się zazębia i dobrze idzie. A potem przestaje iść. Nie znaczy to jednak, że to już koniec kariery. Trener jest od tego, by zauważyć, że ktoś ma najlepsze lata za sobą.

Czy widzi to nowy selekcjoner Jerzy Brzęczek?

Tak. I dobrze. Myślę, że tego zabrakło przed mistrzostwami świata w Rosji. Zabrakło nowych twarzy, zawodników, którzy nie przyjechaliby, by zrobić sobie zdjęcie z Lewandowskim, ale takich, którzy powiedzieliby: "Tak, to musza być moje mistrzostwa, chcę grać".

A może jest tak, że Nawałka stworzył sobie zespół i chciał go utrzymać. Przykład Sławka Peszki: selekcjoner uznał, że jeśli powoła młodego zawodnika z ligi, który i tak nie zgra, to zespół nie będzie miał z tego żadnych korzyści, a nieobecność Peszki mogłaby być swego rodzaju stratą.

Zabieranie zawodnika na turniej w roli kulturalno-oświatowego byłoby brakiem profesjonalizmu. Decyduje piłka nożna. O tym rozmawiajmy. W 1986 roku na mundial w Meksyku pojechał z nami Władek Żmuda, który cały turniej przesiedział na ławce. Chodził, jakby połknął cytrynę, robiła się zła atmosfera. To było niepotrzebne. Lepiej mieć jasność, od początku do końca. Selekcjoner musi podejmować bardzo trudne decyzje.

W tygodniu Joachim Loew odpowiadał na specjalnej konferencji prasowej, poświęconej klęsce Niemców, dwie godziny na pytania, analizował przyczyny porażki. Kiedy u nas coś takiego zobaczymy?

Niestety mamy problem z publiczną, otwartą debatą. Trener Nawałka miał trudności z mówieniem o tym, czego sobie wcześniej nie przygotował. Nie bójmy się odpowiadania na trudne pytania. Tak, jakbym na boisku bał się lecącej piłki na woleja czy na lewą nogę. Trudno mi odpowiedzieć, dlaczego nie zostały wytłumaczone przyczyny naszej słabej gry. Widzieliśmy, że przygotowanie fizyczne nie było takie jak należy, a trener od przygotowania fizycznego mówi, że nic by nie zmienił. Jeśli ludzie mówią po porażce, że nic by nie zmienili, to ja się boję takich ludzi. Ktoś jedzie samochodem, robi nieodpowiedni manewr, wali w słup i mówi, że przeanalizował sytuację i następnym razem zachowałby się tak samo. Paranoja. 
Może uważa, że samochód był sprawny, tylko kierowca przysnął.

Kierowca czyli trener?

W tym przypadku piłkarze.

Chce mi pan powiedzieć, że trenerzy tego mogli nie wychwycić? Usypianie to proces. Najpierw się ziewa, potem zamyka się jedno oko, następnie drugie… Nie podejrzewam narkolepsji.

Przyczyną klęski są też błędy taktyczne. Już podczas meczu z Chile przed turniejem było widać, że nie umiemy grać z jednym defensywnym pomocnikiem, który dodatkowo gra do przodu - tak jak Krychowiak.

Każdy powinien robić to, do czego jest stworzony. A kto ma nad tym czuwać?
Trener Adam Nawałka.

Dziękuję. Ale też sami zawodnicy, którzy są już dojrzali i mogą rozmawiać. Przecież rozmowa nie oznacza podważania autorytetu.

Czyżby? U nas nie ma kultury dyskusji. Przecież selekcjonerzy zawsze biorą sobie asystentów głównie do rozstawiania pachołków i noszenia narzutek treningowych.

Nie zawsze. W 2006 i 2007 roku tak nie było.

Ach przepraszam, przecież pan był asystentem Leo Beenhakkera, a więc Holendra.

Beenhakker nie bał się, że straci coś, czego jeszcze nie ma. Uważał, że skorzysta na dyskusji. Przez Beenhakkera miałem problemy z sercem, przez te jego wielogodzinne rozmowy przy kawie. Jeśli ktoś nie zabrał głosu przez 10,15 minut, wtedy pytał: "Po co ty tutaj przyjechałeś? Wyrzuć z siebie, co masz do powiedzenia, albo wyjedź stąd". Mieliśmy mówić to, co myślimy, czy się zgadzamy z jego opinią, czy nie.

Teraz może będzie inaczej, nowy selekcjoner wziął sobie do takich dyskusji Radosława Gilewicza. W ogóle patrząc na nazwiska powołanych zawodników, to rewolucja Brzęczka...

To nie jest rewolucja.

No więc przyspieszona ewolucja.

Czy jest potrzebna? Oczywiście. Selekcjoner nie może bać się realizacji własnych pomysłów.

Zastanawia mnie sytuacja Grosickiego i Błaszczykowskiego. Obaj nie grają w klubach, Grosicki w ostatnich latach w kadrze znaczył więcej, a jednak Brzęczek powołuje tylko jednego z nich i sam powoduje dyskusje o układach.

Bądźmy ludźmi. To pierwsze powołania, wiadomo, jakie są relacje między Brzęczkiem a Kubą. A "Grosik"? Sam się pchał w kłopoty. To jest Anglia, nie musisz całować herbu, ale musisz gryźć murawę. Dopóki masz kontrakt, nie możesz mówić głośno o zmianie klubu. Tym zajmuje się menedżer i robi to po cichu. Jeśli dajesz do zrozumienia, że chcesz odejść, masz wszystkich przeciwko. Poza tym kilka dni spędził na walizkach, podczas gdy Kuba trenował. Kto jest bliżej poważnej piłki?
Ok., niech będzie, ale podtrzymuję, że ludzie zaczynają rozmawiać o powiązaniach rodzinnych Kuby i Brzęczka.

Powtórzę. Bądźmy ludźmi.

Wiele powołań jest zaskakujących.

Trener zauważa, że są zawodnicy, którzy mają szansę zrobić duży skok w karierze, i wyciąga do nich rękę. Zobaczymy, kto to wykorzysta. Może dla niektórych jest za wcześnie? Zobaczymy.

Rozmawiając jednak o kryzysie polskiego futbolu, trudno nie dotknąć klęsk polskich klubów w europejskich pucharach. Trudno pogodzić się narodowi wstającemu z kolan, że mistrz Polaki przegrywa z mistrzem Luksemburga.

Dopiero co Ajax zremisował z Dynamem Kijów 0:0, ale wynik to jedno, a gra to drugie. Różnica była kolosalna. A przecież Legia kilka lat temu miała szansę na wygraną z Ajaksem, momentami była lepsza od Holendrów. Gdzie dziś jest Legia, a gdzie jest Ajax..?

No właśnie, dodałbym jeszcze znakomity mecz Legii ze Sportingiem.

A potem słyszymy, że zawodnicy mają problem, bo grają w europejskich pucharach. To jest brak profesjonalizmu i niepoważne podejście do zawodu. Jak ktoś całe życie je schabowe i w końcu idzie do restauracji na wyśmienite, europejskie dania, to przecież nie mówi: "No nie, teraz to będzie mnie brzuch bolał".

No ale jednak od jutra znowu schabowe.

Owszem, jednak to nic nie zmienia. Jak boisz się jedzenia w dobrej restauracji, to idź do budki z hot-dogami. Pozostanie tylko oglądanie programów kulinarnych, w których serwuje się pyszne dania.

Ale z czego wynika takie podejście?

Z odpowiedniego nastawienia do meczu, właściwego myślenia. Generalnie - z podejścia do piłki. Nie może być tak, że nagle przychodzi do Legii trener Sa Pinto i mówi, że piłkarze nie są przygotowani do sezonu. Następnie nowy trener przegrywa z zespołem z Luksemburga, potem 1:4 z Wisłą Płock i mówi, że właśnie poznaje cały czas zespół. Przepraszam, że myślałem, iż trener przychodząc do nowego zespołu już go trochę zna. To jest jego biznes, a także klubu, żeby zatrudnić kogoś, kto wie, w co wchodzi. Mam wrażenie, że klub działa trochę po omacku. Przykład Klafuricia: najpierw jest mowa o tym, że trener zostaje, bo właściciel ma wobec niego większe plany, a potem go zwalnia po kilku meczach i mówi, że to była pomyłka. Kolejna sprawa to przedłużanie kontraktów ze starszymi zawodnikami - z Radoviciem i Astizem. W jakim celu?

A tymczasem Jędrzejczyk miał kontrakt na 800 tysięcy euro rocznie.

Skoro ktoś podpisał, to niech się wywiąże.

Ale mam co innego na myśli. Jędrzejczyk jest tylko solidnym obrońcą, który wskutek różnych zbiegów okoliczności został etatowym reprezentantem. I ktoś nagle podpisuje z nim, bocznym obrońcą, kontrakt na 800 tysięcy euro rocznie. Najwyższy w lidze. Rozumiem z Vadisem, który kreuje grę, ale z przyzwoitym bocznym obrońcą?

I tu dochodzimy do sedna. W piłce nożnej błędy się zdarzają. Ale jak jest możliwe, że ktoś w tak krótkim okresie popełnia całą masę błędów? Wielkich błędów!

Jest jakiś magiczny przycisk na te problemy?

Powinien być zorientowany trener, który by to wszystko wyczyścił.

Kto?

Moim zdaniem najlepszym kandydatem był Dariusz Wdowczyk. Konkretny, wymagający, znający realia.

Ale ma swoje za uszami i ludzie mu tego nie zapomną.

Ale to już było. Odpokutował. Na pewno prowadzenie Legii byłoby dla niego wielkim wyzwaniem, to człowiek, który wie, co robi. Facet, który ma kręgosłup.

Wie pan jak to brzmi.

Takie były czasy - korupcyjne. Niewielu ma czyste ręce. Po prostu nie wszyscy ponieśli konsekwencje.

Możemy sobie gdybać, a jest Sa Pinto i nie ma o czym mówić.

Fachowiec od wystroju wnętrz, który specjalizuje się w kupowaniu drogich mebli, obrazów. A jesteśmy w momencie, gdy trzeba użyć młota pneumatycznego i skuć podłogi, stare ściany. Wszystko na opak.

W Legii cały czas żyją w przekonaniu, że to musi być ktoś z zachodu, że polski trener nie jest godzien pracować w klubie największym z wielkich w Polsce.

Na razie widzę tam ludzi, którzy idą na strzelnicę i - nie tyle nie trafiają w dziesiątkę czy dziewiątkę - nie trafiają nawet w tarczę. A tacy ludzie stwarzają niebezpieczeństwo dla otoczenia.

Ale problem polskiej piłki to nie tylko Legia Warszawa. Wszystkie nasze drużyny odpadły z pucharów już w sierpniu. Znowu…

Na dodatek sposób gry polskich zespołów jest odstraszający dla kibiców. Hasłem przewodnim naszych drużyn jest, by nie stracić bramki. Ważne, żeby przetrwać, a nie żeby konstruować. Rozmawialiśmy sobie na przykład o drugiej lidze niemieckiej, o zawodnikach, którzy nawet jeśli nie mają techniki, to idą do przodu, walczą, nie boją się gry jeden na jednego.

A u nas survival.

Piłkarze Ajaxu są w stanie zostawić samego stopera, który nie boi się pojedynku.

Ponieważ od dziecka jest chowany w kulturze gry jeden na jednego.

I tu jest problem. Kibic płaci za bilet, oczekuje dobrego widowiska i go nie dostaje. Chciałbym, żeby prezes Legii poprosił zawodników, by wypisali na tablicy, ile są ich zdaniem warci, a obok, dyrektor sportowy napisałby, ile zarabia.

Upokarzające.

Ale prawdziwe. Legia buja w obłokach, mówi o wielkich trenerach, o Eduardo w ataku. To - jak na razie - przywodzi na myśl film science fiction. Jak ja bym mówił, że będę pilotem, chociaż mam lęk wysokości i nic z tym nie robię. Patrzę na tych piłkarzy, którzy cały czas przychodzą ze spuszczoną głową pod trybuny i wysłuchują wyzwisk, przepraszają. To oderwane od rzeczywistości. Ja jak przegrywałem, schodziłem wściekły do szatni i potem gryzłem trawę. A oni tam idą, żeby dostać - mówiąc kolokwialnie - kopa w cztery litery i chyba już się do tego przyzwyczaili...
To wynika chyba z ich osobowości. Legia przegrywa z mistrzem Luksemburga 0:2. Gra o życie. I nie widzę, żeby był jakiś zryw, żeby chcieli wyszarpać tę wygrana, wydrapać przeciwnikowi oczy.

Spora cześć zawodników jest przyzwyczajona do bylejakości. Jeśli człowiek nie jest przyzwyczajony do ciężkiej pracy, to nagle się jej nie nauczy, nawet jeśli bardzo chce. Dopiero wyjeżdżając na zachód zawodnik rozumie, że jeśli nie podejmie inicjatywy, jeśli będzie grał pasywnie, nie dostanie kontraktu. Rozmawiam z młodym zawodnikiem i pytam: "Co zrobiłeś?". A on mówi: "Nie zrobiłem błędu". Ja mówię: "Ale co zrobiłeś dobrego?". "No nie zrobiłem błędu". I to jest chore w polskiej piłce. Trener nie chce wygrać, ważne, żeby nie przegrał. Kibice, idąc na drugą ligę niemiecką albo angielską, wiedzą, że zawodnik może mieć braki techniczne, ale jeśli nie ma inicjatywy, to nie istnieje. A u nas zawodnicy są bo są.

Teraz zaczyna się narracja, że winni są obcokrajowcy, że gdyby byli Polacy…

No ale skoro klub woli ściągać zawodnika z III ligi hiszpańskiej, to daje jasno do zrozumienia, że tam jest wyższy poziom.

Wiele wskazuje, że tak jest.

Więc trzeba sobie powiedzieć jasno – jest tragedia. TRA-GE-DIA.

To co z tym robić?

Jak to co… wymienić ludzi oraz postawić na szkolenie.
I to tyle?

To na pewno, ale też mając słabszych piłkarzy, możemy przynajmniej nie popełniać szkolnych błędów. Na przykład Legia szuka Copperfielda, a tu potrzebna jest ciężka praca.

Źródło artykułu: