Michał Kołodziejczyk: Bez soli na rany (komentarz)

W piątek Polska zagra z Włochami. To będzie lekcja z historii najnowszej, z której dowiemy się, czy przez ostatnie pięć lat żyliśmy w świecie iluzji.

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
trening reprezentacji Polski PAP / Bartłomiej Zborowski / Na zdjęciu: trening reprezentacji Polski
Michał Kołodziejczyk z Bolonii

Wielki spadek sprawia wielkie problemy. Kłócą się o niego ci, którzy go dzielą, którzy uważają, że część należy się tylko im, którzy chcieliby znaleźć się na liście, a którzy nie zostali na niej uwzględnieni. Spadki często dzielą rodziny i zaczynają prawdziwe kłopoty. O spadki toczą się wojny.

Jerzy Brzęczek przejmuje po Adamie Nawałce drużynę po przejściach, na zakręcie, rozbitą po mundialu, który miał być spełnieniem marzeń, a był realizacją koszmaru. Zespół, o którym były selekcjoner w raporcie napisał, że nie mówi już jednym językiem, że nastąpiło zmęczenie materiału - naturalne przy wieloletniej pracy w tym samym towarzystwie. Brzęczek zderzy się dzisiaj w Bolonii z rzeczywistością - przymierzy buty i sprawdzi, czy nie są na niego za duże. Wypuści do boju gwiazdy, z którymi ani nie grał jako piłkarz, ani nie pracował jako trener. Przekona się nie tylko, czy potrafią grać na poziomie zarezerwowanym dla najlepszych, ale czy im się jeszcze chce.

Zapytałem w czwartek trenera Roberto Manciniego, czy lepiej obejmować drużynę, która na mundial nie awansowała w ogóle - jak Włochy, czy taką, która na mundialu była, ale spisała się fatalnie - jak Polska. Mancini stwierdził, że w bardziej komfortowej sytuacji znajduje się jednak Brzęczek, który ma podstawy zespołu, do którego musi dopasowywać części, podczas gdy on musi zaczynać wszystko od początku. Trudno jednak zakładać, by Brzęczek spadkiem, który otrzymał, był w pełni usatysfakcjonowany. To, że w Lidze Narodów zagramy z Włochami i Portugalią, to efekt tłustych lat polskiej piłki reprezentacyjnej, które być może się skończyły, a z którymi to ekipa nowego trenera będzie musiała się teraz zmierzyć.

ZOBACZ WIDEO Michał Kołodziejczyk: Obawiam się, że mecz z Włochami może pogłębić kryzys reprezentacji

Każdy nowy selekcjoner wolałby zaczynać pracę od mniej wymagającego przeciwnika, od jakiejś podbudowującej strzelaniny z Wyspami Owczymi. Nauki w liceum nie zaczyna się przecież maturą, a mecz z Włochami - czego by nie mówić o stanie przebudowy tej drużyny - zawsze należy traktować, jako starcie wagi ciężkiej. Brzęczek dzisiaj w Bolonii zacznie zmagania z lekcjami historii najnowszej, stanął przed zadaniem przekonania nas, że ostatnie pięć minut bumu na kadrę nie zakończy się głośnym bum, kiedy futbol przypomni, że nie da się budować potęgi na piasku, bez systemu, bez planu, bez pomysłu, a jedynie czerpiąc z pokolenia, które akurat się przytrafiło.

Można się spierać czy Liga Narodów ma sens, czy to tylko średni pomysł na zastąpienie meczów towarzyskich. W przypadku porażki - łatwo będzie ją bagatelizować, bo przecież pierwsze starcie, nowy trener, a rany po mundialu świeże i trudne do zagojenia. Zagoiłyby się jednak szybciej, gdyby okazało się, że Brzęczek ma pomysł, a piłkarze chcą grać i dla niego, i dla siebie. Zamiast posypywać rany solą kolejnymi porażkami, najlepiej byłoby wrócić na ścieżkę zwycięstw i powoli odzyskiwać zaufanie kibiców.

Kiedy Luis Figo w barwach Realu przyjechał po raz pierwszy od transferu z Barcelony na Camp Nou, przywitał go transparent: "Nienawidzimy cię tak bardzo, bo tak bardzo cię kochaliśmy". Polscy kibice w reprezentację Polski nie wierzą teraz w ogóle, bo jeszcze dwa miesiące temu wierzyli bezgranicznie i czują się oszukani. Sport jest piękny, bo daje szansę szybkiej rehabilitacji. W reprezentacji ktoś otworzył drzwi - jest nowy trener, zaczyna się pisać nowa historia. Gdyby zaczęła się od nadziei, łatwiej byłoby czekać na następny rozdział.

Zobacz inne teksty autora

Jakim wynikiem zakończy się mecz Włochy - Polska?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×