Giorgi Merebaszwili. Wojna, Grecja i pensja od Gattuso

WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara / Na zdjęciu: Giorgi Merebaszwili
WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara / Na zdjęciu: Giorgi Merebaszwili

- Każdy myślał tylko o tym, by szybko skończyć trening i wrócić do domu - wspomina Giorgi Merebaszwili o grze w piłkę podczas walk Gruzji z Osetią, do których wtrąciły się jeszcze rosyjskie wojska.

Obcy żołnierze i czołgi - obraz znany Giorgiemu Merebaszwiliemu. Pomocnik Wisły Płock na własnej skórze przeżył dwa konflikty: o Abchazję w latach 90., a później o Osetię Południową w 2008 roku. - To były dla mnie trudne czasy. Kiedy traciliśmy Abchazję, miałem kilka lat, ale pamiętam ten czas, chodziłem wtedy do przedszkola, były czołgi, panikujący i płaczący ludzie - wspomina.

"Nikt nie myślał o piłce"

Merebaszwili potrafił zrobić furorę w Dinamie Tbilisi, do którego dołączył mając kilkanaście lat. W 2007 i 2008 roku zgarnął nagrodę dla najlepszego zawodnika ligi i wyrastał na kolejną gwiazdę gruzińskiej piłki.

A było się na kim wzorować. - Mamy wielu dobrych piłkarzy. Wielu gra w topowych ligach. Wcześniej mieliśmy Szotę Arweladze (m. in. Ajax Amsterdam), Giorgiego Kinkladze (ponad 100 występów w Manchesterze City) czy Kachę Kaladze (dwukrotny zdobywca Ligi Mistrzów z Milanem) - przyznaje Merebaszwili.

Jednak nie mieli łatwo. Po odzyskaniu niepodległości w 1991 Gruzini musieli walczyć o utrzymanie Abchazji. Potem w 2008 wybuchł konflikt o Osetię Południową. - Nikt wtedy nie myślał o piłce, polityce, pozostałych rzeczach. Każdy był razem, by ratować kraj. Wtedy wojna trwała kilka dni. Mieliśmy jednak treningi, ale każdy myślał tylko o tym, by je szybko skończyć i wrócić do domu. W każdym miejscu wtedy było trudno. Gdziekolwiek nie poszedłeś, każdy mówił o wojnie - zdradza Merebaszwili.

ZOBACZ WIDEO Reprezentant Polski ocenił mecz z Irlandią. "Najważniejsze, że potem to poprawiliśmy"

Pensja od Gattuso

Gruzin wyrobił sobie markę w ojczyźnie i przeszedł w 2010 roku do serbskiej Vojvodiny Novi Sad. Po tym Merebaszwili zdążył jeszcze wrócić do rodzimego Dinama, na dobre rozstał się z nim w 2014. Trafił do OFI Kreta, którym od dwóch miesięcy rządził już legendarny Gennaro Gattuso. Dziś pomocnik nie wspomina najlepiej swoich greckich wojaży. - Grałem tam w trzech drużynach (wspomniany OFI Kreta, PS Veria i APO Levadiakos), tam trudno o pieniądze. Mają wiele problemów. Nie wszyscy byli profesjonalistami. To było dla mnie problemowe, bo jako piłkarz z zagranicy nie miałem tam rodziny, przyjaciół. - opowiada.

Momentami było tak źle, że wypłatę pokrywał sam włoski trener. - Ja też dostałem od niego pieniądze, z siedmiu pensji otrzymałem bowiem tylko dwie. Bardzo dobrze wspominam Gattuso, do dziś mamy kontakt - mówi Merebaszwili w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego".

Pudło z Górnikiem Łęczna

Stabilizacja nastała w Polsce. Wisła Płock, beniaminek ekstraklasy sięgnęła w 2016 roku po zawodnika, który nie był w tamtym momencie w najlepszej dyspozycji. Ostatni sezon w barwach Levadiakos pomocnik skończył z jednym golem i jedną asystą. Ale Merebaszwili wpisywał się w politykę Nafciarzy, którzy ściągali wtedy piłkarzy po przejściach.

Na Mazowszu przywrócili Gruzinowi jego dawny blask. Debiutancki sezon zakończył z dorobkiem sześciu zdobytych bramek i sześciu asyst. Jednak wielu kibiców pamięta z tamtego okresu coś zupełnie innego.

Październik 2016 roku, Nafciarze grali u siebie z Górnikiem Łęczna. - To był dobry dzień. Myślałem, że zdobędę bramkę, a Wisła wygra ten mecz - mówił dla ekstraklasa.org. Siódma minuta spotkania, na tablicy wyników 0:0. Merebaszwili mija, a następnie kładzie na murawę Aleksandra Komora. Jego los podzielił też bramkarz Sergiusz Prusak. I wtedy pomocnik nie trafia na pustą bramkę. Płocczanie przegrali 1:2.

Finlandia a potem mecze w TV

Gruzin wykręcił jeszcze lepszy bilans, kiedy Wisła urosła pod wodzą Jerzego Brzęczka (5 goli i 8 asyst). Marebaszwili wciąż był pewnym punktem zespołu i regularnie, jak nie strzelał, to podawał. Wraz z sukcesami Nafciarzy częściej mówiło się o jego prostym zwodzie na zamach, na który i tak dalej nabierali się obrońcy.

Pech przyszedł w kwietniu tego roku podczas starcia z imienniczką z Krakowa. Nie minął kwadrans, a pomocnik opuszczał boisko z kontuzją mięśnia. Badania wykazały uszkodzenie przyczepu bliższego mięśnia przywodziciela długiego prawego i przekreślony finisz sezonu. Merebaszwili wyjechał do Finlandii na operację. - To było dla mnie bardzo trudne. Po raz pierwszy przytrafiła mi się tak poważna kontuzja. Wcześniej też miałem operację, ale wtedy to były tylko trzy tygodnie przerwy, która przytrafiła się akurat podczas przygotowań do sezonu. Kiedy oglądałem mecze w telewizji bardzo chciałem pomóc kolegom - opowiada nam o swojej kontuzji.

Ale najtrudniej było przyglądać się wydarzeniom z ostatniej kolejki w Białymstoku. Szczególnie kiedy sędzia nie uznał trafienia Jose Kante na 2:1 dla Wisły. - To był wielki błąd sędziego - tam nie było faulu. Byliśmy bardzo blisko pucharów - mówi Merebaszwili.

Po urazie nie ma już śladu. 32-latek dalej ma miejsce w drużynie Dariusza Dźwigały. Zaczął od gola z Lechem, potem dołożył po asyście w meczach z Legią i Jagiellonią. Merebaszwili mówi, że dalej marzy o pucharach w Płocku i liczy, że po niefortunnym finiszu ostatniego sezonu karta w końcu się odwróci. - Jestem pewny, że gdyby Wisła grała w europejskich pucharach mielibyśmy wiele dobrych wyników - żartuje Gruzin.

Komentarze (0)