- Już straciłem nadzieję na uratowanie klubu. Pieniędzy nie ma, a dług rośnie. Nie da się nic zrobić - powiedział pełniący obowiązki dyrektora Leszek Wróblewski.
- Trzeba ogłosić upadłość - do takiego wniosku doszli włodarze miasta i Odry po kolejny spotkaniu dotyczącym sytuacji finansowej klubu, którego długi sięgają już dwóch milionów złotych. Kibice liczyli, że ratusz pokryje te zobowiązania, ich nadzieje ostatecznie rozwiano w czwartek. - Nie ma możliwości spłaty długów klubu z budżetu miasta - stwierdził wiceprezydent Arkadiusz Karbowiak i dodał: - Przede wszystkim dlatego, że nie znamy ich realnej wysokości i niestety chyba nikt nie potrafi jej podać. Jest zagrożenie, że gdybyśmy zaczęli dług spłacać, zgłosi się grupa wierzycieli dotychczas się nie ujawniających. Członek zarządu miasta przyznał przy tym, że nie uzgodnione jeszcze formy, w jakiej dojdzie do likwidacji. -Jest jeszcze do ustalenia, czy sami członkowie klubu podejmą decyzję o jego likwidacji, czy może któryś z wierzycieli zgłosi wniosek o upadłość - powiedział.
Gdy już do niej dojdzie do Odry wejdzie syndyk, którego zadaniem będzie zabezpieczenie i spłacenie wierzycieli klubu z majątku klubowego. Ten stanowi jedynie boisko treningowe na Zakrzowie, którego od roku władze niebiesko-czerwonych nie potrafiły sprzedać.
Niektórzy liczyli, że mimo prawie pewnego spadku uda się kontynuować istnienie drużyny w niższej klasie rozgrywkowej, choćby na poziomie IV ligi. Jednak nawet tutaj problemem byłby finanse. - Z tak dużymi długami klub nie dostanie licencji nawet na grę w tej klasie - stwierdził szef opolskiego OZPN Marek Procyszyn.
W takiej sytuacji misji kontynuowania tradycji Odry chce się podjąć grupa sympatyków piłki z Opola, która chce na jej gruzach zbudować nowy klub, który miałby występować w IV lidze. Oczekują jednak pomocy od władz. - Nowemu stowarzyszeniu, które nie będzie miało długów, jesteśmy gotowi pomóc - zadeklarował wiceprezydent Karbowiak.