Autor materiału: Szymon Jadczak, reporter Superwizjer TVN.
Przez kilkanaście lat funkcjonował w środku świata pseudokibiców. Wspiął się na szczyt, został jednym z przywódców bojówki klubu Ekstraklasy. Ma na koncie liczne przestępstwa, z ciężkimi pobiciami i handlem narkotykami włącznie. Wielokrotnie brał udział w ustawkach. Doskonale zna się z szefami najbrutalniejszych w kraju bojówek Wisły Kraków i Ruchu Chorzów. Po jednej z wpadek, w obliczu poważnego wyroku, postanowił zerwać z kibolstwem. W rozmowie z Szymonem Jadczakiem, dziennikarzem "Superwizjera TVN", autorem reportażu o powiązaniach Wisły Kraków z gangsterami (emisja we wtorek o 23.30 w TVN), zgodził się opowiedzieć o tym, jak od środka wyglądała sytuacja w klubie opanowanym przez chuliganów. To wstrząsające wyznania pokazujące mechanizm funkcjonowania gangsterów w polskim sporcie. Ale według naszych informacji ich prawdziwość zweryfikowali śledczy rozpracowujący pseudokibiców, a potwierdzają je też inni skruszeni kibole.
Oto jego opowieść:
Realnymi właścicielami Wisły są "Misiek" i "Zielak" (Paweł M. ps. "Misiek" to chuligan, który "wsławił" się tym, że 20 lat temu w trakcie meczu w europejskich pucharach rzucił nożem we włoskiego piłkarza Dino Baggio. Trafił za to do więzienia. Potem z Grzegorzem Z., ps Zielakiem zostali liderami Sharksów, gangu pseudokibiców Wisły - przyp. red.) Tylko oni dwaj się liczą.
Podział ról też jest jasny. "Miśka" bardziej kręci chuliganka, akcje zbrojne, ustawki. Za to "Zielak" spokojnie siedział w klubie i z Damianem (do lipca wiceprezes Wisły Kraków S.A., nadal pozostaje członkiem zarządu Towarzystwa Sportowego Wisła Kraków. Po materiale Superwizjera wystosował oświadczenie, w którym zarzucił dziennikarzowi kłamstwo - ZOBACZ TUTAJ - przed. red.) co chwilę mieli różne pomysły.
ZOBACZ WIDEO Serie A: Kownacki z pierwszym golem. Sampdoria rozgromiła rywala [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
[...] Marzena Sarapata (obecna prezes piłkarskiej Wisły Kraków - przyp red.) to koleżanka "Miśka", jakieś sprawy w sądach mu prowadziła. Zrobili ją prezesem, ale martwili się, czy ona będzie umiała się wysłowić, czy da sobie radę z dziennikarzami. Długo nad tym dyskutowali, zastanawiali się, czy to wypali. Od początku było wiadomo, że będą nią sterowali.
Do przejęcia klubu Sharksi zrobili sekcję Trenuj Sporty Walki. Iluś tam członków mieli i przegłosowali zwykłych ludzi. No i wykańczali tych, którzy nie byli za nimi. Przejęli Wisłę i chcieli, żeby klub normalnie działał. Nie liczyli przy tym na specjalny zarobek. Do klubu dokładali. "Misiek" z "Zielakiem" podzielili się kosztami, chyba po kilka milionów wyłożyli.
O tym, jak bandyci przejęli Wisłę Kraków, przeczytasz w rozmowie z Szymonem Jadczakiem, autorem reportażu.
- Sharksi szli grubo, bez zahamowań. Mieli czasem bardzo dziwne pomysły, na przykład żeby zwłoki "Człowieka" wykopać i na derby powiesić na płocie stadionu. Z grobu wykopać. Chorzy ludzie. Trupa wykopać. W pierwszą rocznicę śmierci. (Tomasz C. został zamordowany przez bojówkę Sharksów w 2011. Bandyci napadli go w biały dzień i zadali kilkadziesiąt ciosów maczetami, nożami, widłami - przyp. red.).
Przy derbach wymyślili taką akcję, że tylko cudem nie doszło do tragedii. Plan był taki - przed wejściem na sektor gości kibice Cracovii wchodzą do klatki i czekają na kontrolę przed wpuszczeniem na stadion. Sharksi ponacinali płoty od tej klatki. Był przygotowany sprzęt, noże, 100 rakietnic przywiezionych z Chorzowa. Sharksi zapewniali, że kamery monitoringu są wyłączone.
Widzew, Wisła i Ruch miały rozwalić płoty i wbić się centralnie w idącą Cracovię. Tymi rakietnicami i nożami by ich roznieśli.
"Zielak" się strasznie tą akcją ekscytował. Ale nic z tego nie wyszło, bo na autostradzie A4 był korek i jak Ruch dojechał, to ostatni kibice Cracovii właśnie wchodzili na stadion.
Trzech oprychów obok Bońka i Nawałki*
Jak przyjeżdżała ekipa Ruchu (od niedawna kibice Ruchu i Wisły tworzą układ - przyp. red.) na Wisłę, to bilety już na nich czekały. Dostawali je na fikcyjne dane. Z zakazów stadionowych nic sobie nie robili. Ochrona też nie miała wiele do gadania na stadionie. Sharksi chodzili po całym obiekcie, mieli przy sobie noże. Zresztą w Krakowie mówi się, że krótkie noże to nie sprzęt. Kiedyś dostali zakaz - dla wszystkich osób, które były na trybunie C, ale i tak normalnie weszli na następny mecz.
Jak Ruch przyjechał wspierać Wisłę na derbach Krakowa, Sharksi otworzyli bramę i cała ekipa weszła bez kontroli, a mieli przy sobie noże, sprzęt, pirotechnikę, wszystko.
W ramach układu chuligańskiego kibole Ruchu i Wisły odwiedzali się podczas meczów. Kiedyś szefostwo bojówki Ruchu pojechało na Wisłę. Normalnie w dresach, koszulkach "Psycho Fans", adidasach. A tu ich wiślacy zabierają do vipów. W kolejce gwiazdy z telewizji, znani piłkarze, a oni boczkiem wchodzą, bez czekania. "Zielak" brał od gościa z ochrony vipowskie opaski i im na rękę zakładał. Siedzieli w lożach, raz na dole, raz u góry. Tam jest taka loża prezydencka. Parę razy odwalili w niej takie melanże, że wstyd było przed poważnymi ludźmi.
Tak było na meczu z Legią w październiku 2017. Kibole Ruchu w dresach, ale "Zielak" mówi, żeby się nie przejmowali. I nagle trzech oprychów z Ruchu gada z Nawałką, a obok Boniek chyba stoi. I jacyś politycy. "Miśka" tam wtedy nie było. On się na vipach nie lubił pokazywać. Mówił, że albo siedzi w młynie ze swoimi, albo idzie sobie popatrzeć pod sektor przyjezdnych, kto tam jest, kto przyjechał. Bo miał plakietkę, z którą mógł swobodnie chodzić po całym stadionie. A na sektor VIP nienawidził chodzić, bo tam go wszyscy zaczepiali. "Cześć, to, tamto, owamto". Dobrze ubrani ludzie w garniturach z nim się witali, ważniaki różne, kłaniali się, nikt nie wstydził się podejść, wręcz przeciwnie. Narzekał, że chwili spokoju nie miał, taki był znany. I wszyscy traktowali go jak szefa.
Zdarzały się imprezy w siedzibie klubu. Przestraszony stróż dawał klucz, bo co miał zrobić? A potem w gabinetach, dookoła jakieś puchary, medale, dyplomy, a oni walą koks z biurka jakiegoś działacza. Zresztą tak samo swobodnie się czuli w restauracji klubowej.
Kasa na zbrojne wypady, konkubina Miśka księgową klubu
Chcesz wiedzieć, czy gangsterzy mają realny wpływ na klub? Opowiem ci taką sytuację: "Zielak" umówił się w Katowicach z gościem z Ruchu, był tam też wiceprezes Wisły Damian. "Zielak" wyciąga kartkę i podaje chłopakom z Ruchu: "Macie tu naszych zawodników na wypożyczenie, wybierzcie sobie, damy wam ich za jakieś śmieszne pieniądze, Piast też ich chce, ale damy ich wam". Nic z tego nie wyszło, bo ekipa Ruchu nie miała takiego przełożenia na klub jak Wisła.
Konkubina "Miśka" była księgową na Wiśle, miała tam oko na wszystko. A "Miśkowi" interesy szły świetnie. Kiedyś się chwalił, że na siłowni ma zapotrzebowanie na 3 tysiące karnetów, a miejsce tylko na tysiąc (siłownia zarejestrowana oficjalnie na firmę Pawła M. działa w pomieszczeniach wynajmowanych od Towarzystwa Sportowego Wisła - przyp. red.). Oprócz tego miał parę normalnych spółek, z których zarabiał dobre pieniądze. Do tego oczywiście nielegalne interesy.
Sharksi kasę mieli też na przykład z gadżetów sprzedawanych na Wiśle, z tego były opłacane akcje zbrojne, albo zakup samochodów, które wykorzystywano podczas ataków na Cracovię. Kiedyś koleś z Ruchu wchodzi do sklepu kibica, coś tam wybiera i chce płacić. Wtedy "Zielak" powiedział, żeby nie świrował i kazał obsłudze sklepu nie liczyć tego towaru.
Wyłożyli siano i przejęli klub
Któregoś dnia "Zielak" pokazuje na Damiana i mówi: "Oto przyszły prezydent Krakowa". [...]
Z piłkarzami były różne akcje. Przyszedł kiedyś do bojówki Ruchu młody obrońca, któremu klub zalegał kasę i gada tak: "Jak chcecie, a oni mi wiszą 50 koła, weźcie sobie to z klubu i na oprawę dajcie". Podziękowali, ale zapytali przy okazji, czy nie chciałby przejść do Wisły. "No pewnie" - oczy mu się zaświeciły. Zadzwonili do "Zielaka". Przyjechał z Damianem, poszli na obiad, ale finalnie się nie dogadali i chłopak wylądował w innym klubie na Śląsku.
Kiedyś Damian i "Zielak" wymyślili, żeby spalić jednemu menedżerowi samochód. Białe porsche. Bo blokował przejście jednego piłkarza do Wisły. Miała to zrobić ekipa z Ruchu, dali im namiary na gościa, numery rejestracyjne samochodu. Ktoś za nim jeździł jakiś czas, ale nic z tego nie wyszło, gość był nieuchwytny.
To, co zrobiła Wisła, strasznie zaimponowało Ruchowi. Stąd ten układ między chuliganami obu klubów (w 2016 r. kibole Wisły zerwali dotychczasowe zgody z Lechią Gdańsk oraz Śląskiem Wrocław i zawarli układ z Ruchem Chorzów - przyp. red.). Ślązacy byli zachwyceni wiślakami. "Zielak" i "Misiek" wyłożyli siano i przejęli klub. My tak samo Ruch przejmiemy - ubzdurał sobie "Maślak" (Maciej M., jeden z liderów kiboli Ruchu - przyp. red). Coś tam próbował kombinować, założył jakieś stowarzyszenie, gadał z różnymi ludźmi. Ale to było bez porównania do sytuacji w Krakowie.
Handel na lewo
Flagi, które Ruch ukradł Gieksie, były ukryte w budynku Wisły, w pomieszczeniach wynajmowanych przez Stowarzyszenie Kibiców Wisły Kraków (w maju 2017 r. z budynku GKS Katowice kibole Ruchu Chorzów ukradli kilkadziesiąt flag. We wrześniu 2017 r. policja bezskutecznie szukała ich po raz pierwszy w budynkach Wisły. Dopiero w maju 2018 r. policjanci odnaleźli je w budynku Wisły, w pomieszczeniu, które oficjalnie wynajmowało Stowarzyszenie Kibiców Wisły Kraków - red.). Były tam już podczas pierwszej akcji policji w hali Wisły.
"Misiek" wtedy od razu dostał na telefon nakaz przeszukania. Na miejsce natychmiast poszedł Damian. Potem opowiadał, że policjanci opierali się o drzwi magazynu z lewymi fajkami, ale go nie otworzyli. A flagi były w innej części budynku (12 września 2017 roku policja przeszukała budynki Wisły w poszukiwaniu flag GKS Katowice na polecenie prokuratury w Chorzowie. Tydzień później policjanci z Krakowa zatrzymali do kontroli samochód, który przewoził 180 tys. papierosów bez polskich znaków akcyzy. Kierowca wywiózł je z terenu Wisły Kraków, gdzie podczas przeszukania znaleziono kolejne 300 tys. nielegalnych papierosów. Flagi GKS znaleziono na Wiśle dopiero w maju 2018 r. - przyp. red)
Schowali te flagi na Wiśle, bo uznali, że nikt ich w Krakowie nie będzie szukał. Jak Ruch je przywiózł, Sharksi zamknęli całą halę Wisły. Jest takie zdjęcie, na którym widać, jak rozłożyli flagi na całym boisku, tam gdzie koszykarki grają.
"Zielak" miał normalnie swój magazyn na Wiśle. Bardzo różne rzeczy w nim trzymali. Tam mu zresztą policja fajki nielegalne znalazła.
Akcja z "Dudkiem"
Jak to było z "Dudkiem" na koszulkach piłkarzy? (w grudniu 2016 r. podczas derbów Krakowa piłkarze wspierali Kamila D., sympatyka Ruchu Chorzów rzekomo rannego w wypadku komunikacyjnym. Według ustaleń dziennikarzy "Superwizjera" TVN, w rzeczywistości kibol został ranny w gangsterskich porachunkach na Śląsku - przyp. przyp. red.). "Misiek" i "Zielak" to załatwili. Zbierali siano na niego, tu nic nie można Wiśle zarzucić, była kasa na rehabilitację. "Dudek" zadzwonił do "Miśka", że potrzebuje samochód przystosowany dla inwalidy. "Misiek" przyjechał i dał mu 25 koła do ręki. A ten wziął pieniądze i pojechał sobie na wakacje, zamiast kupić wóz. Dali mu też numer do Damiana i jakby coś się stało, jakby ich zamknęli to Damian miał przelewać "Dudkowi" pieniądze zebrane na rehabilitacje.
"Korek" i "Młody Maczo" (wg ustaleń dziennikarzy "Superwizjera TVN" Marek Z. i Piotr M. to członkowie gangu Sharksów zatrudnieni oficjalnie przez Wisłę Kraków przy sprzedaży biletów. Za rozbój zostali skazani na trzy lata więzienia - przyp. red.) mieli między sobą taką rywalizację, kto potnie więcej gości z Cracovii. Oni we dwóch potrafili jechać na wrogie osiedle i szturmować ekipę Cracovii. Jak ich zawinęli, to szefostwo Sharksów bardzo żałowało, bo "Korek" i "Młody Macho" byli bardzo chętni do roboty, nie trzeba ich było za rękę prowadzić.
Musiałby załatwić Ronaldo
"Zielak" zazdrościł "Miśkowi" popularności. Jak pojechali ukraść maczety do marketu, to się wkurzał, bo gazety nie napisały, że to jego porsche tam pojechało (we wrześniu 2013 r. "Misiek", "Zielak" i jeszcze jeden kibol Wisły zostali zatrzymani przez ochronę marketu budowlanego pod Krakowem, gdy próbowali wynieść ze sklepu trzy maczety - przyp. red.).
Ta kradzież maczet to było alibi. Bojówka Wisły miała wtedy kogoś robić w Krakowie. A oni z sześcioma tysiącami w kieszeni pojechali porsche za 200 tysięcy maczety za 400 złotych ukraść. Ale akcji finalnie nie było, narzekali potem, że na ch...j im to było.
Oni żyli tym, co się o nich pojawiało w gazetach. "Patrz, co tu znowu napisali o mnie!" - pokazywał "Misiek". Opowiadał, że kiedyś poszedł z matką na widzenie do brata. (Krzysztof M. został skazany na 7 lat więzienia w procesie jednej z odnóg gangu Sharksów - przyp. red.). A ten wkurzony, bo w gazecie napisali o nim "brat Miśka". Jak on to przeżywał! "Będę lepszy od ciebie, zobaczysz!" - zaperzył się "młody Misiek". Śmialiśmy się potem, że brat musiałby Cristiano Ronaldo siekierą jebn...ć, żeby "Miśka" przebić.
Gorący czas w policji i prokuraturze
"Misiek" zawsze tak kombinował, żeby w grudniu nie siedzieć w Polsce. Wiedział, że to jest gorący czas w policji i prokuraturze na zawijanie ludzi. Tej zimy pojechał do Stanów z konkubiną i dzieckiem. Byli na Florydzie. Mówił, że drogie życie, wydawał dwa tysiące na dzień. Ciekawe, jak z taką kartoteką dostał wizę...
* śródtytuły pochodzą od redakcji
O Komisji reprywatyzacyjnej o ACTA2 ani slowa więc muszą cos pokazywać
Prawdziwość przedstawionych w tym medialnym szmatławc Czytaj całość