Marek Wawrzynowski: Ricardo Sa Pinto nie bierze jeńców (felieton)

Newspix /  PIOTR KUCZA/FOTOPYK / Na zdjęciu: Ricardo Sa Pinto
Newspix / PIOTR KUCZA/FOTOPYK / Na zdjęciu: Ricardo Sa Pinto

Jest takie powiedzenie, że nazwiska nie grają. Czasem w piłce się sprawdza. Nowy trener Legii, Ricardo Sa Pinto, potraktował je bardzo dosłownie. I zespół zaczął grać.

Nigdy Krzysztof Mączyński nie był ulubieńcem trybun. Ani w Legii Warszawa ani w reprezentacji Polski. Piłkarz zadaniowy, mrówka, człowiek od specjalnych zleceń. Wiele miesięcy trwało, zanim ludzie zaakceptowali jego obecność w kadrze. Okazało się, że ten żołnierz Adama Nawałki potrafi też zagrywać i strzelać w decydujących momentach.

Jest to jednak piłkarz dziwny, sprawiający wrażenie, jakby odnajdywał się tylko w określonych układach taktycznych. Konia z rzędem temu, kto rozszyfruje "Mąkę'. Ricardo Sa Pinto nie rozszyfrował i chyba uznał, że nie ma na to czasu. I to o nim będzie ten tekst, nie o Mączyńskim.

Nie zaryzykuję teraz stwierdzenia, że Portugalczyk będzie zbawicielem Legii, ale muszę przyznać, że nowy trener mistrzów Polski na początek bardzo mi zaimponował. Na razie spełnia się to, co zapowiadał. Działa zdecydowanie i konsekwentnie. Jeśli nie pasujesz do jego planu, siedź na ławce albo idź do rezerw, tak jak Mączyński. Może to wygląda trochę brutalnie, przychodzi Portugalczyk Andre Martins i Mączyński nie jest już potrzebny. Ale dla polskiego pomocnika prawda jest brutalna. Ściągano go jako zawodnika kadry, a więc jednego z liderów. A on, zamiast pociągnąć zespół, wtopił się w tłum. Sa Pinto doskonale wie, że w piłce nie ma takiej pozycji jak "fajny chłopak'. W piłce nie ma litości. Twoje nazwisko na tablicy jest napisane zmywalnym flamastrem.

Nie wiem, jaki był powód posadzenia na ławce Arkadiusza Malarza, być może Sa Pinto pokazał zawodnikom, kto rządzi. A być może po prostu stopniowo odmładza zespół, odstawia doświadczonych zawodników, którzy mają zbyt wysokie kontrakty. Przecież o problemach Legii mówią coraz głośniej zawodnicy z innych klubów. Wchodzi Cierzniak i na razie ma dwa mecze z czystym kontem. Michał Pazdan prawie nie gra, to samo Miroslav Radović, Mączyński jest w rezerwach. Teoretycznie czterej podstawowi zawodnicy wypadają ze składu i drużyna daje radę. Więcej, gra coraz lepiej. Sa Pinto udowadnia, że nazwiska nie grają.

ZOBACZ WIDEO Stępiński pogromcą włoskich gigantów! Polak uratował Chievo w starciu z Romą [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

W bezpośrednim kontakcie Portugalczyk sprawia wrażenie człowieka bardzo pewnego siebie, ale nie bufoniastego jak Romeo Jozak. Raczej świadomego swojej wartości i jednocześnie surowego. Nawet rezerwowi wyrażają się z uznaniem o jego pracy. Dał zawodnikom ostro popalić, co docenili po okresie wakacyjnym u Deana Klafuricia. Podobno od Chorwata zawodnicy sami domagali się cięższych treningów.

Gdy niedawnego robiliśmy wywiad, Sa Pinto powiedział, że Legia nie będzie grała jeszcze ładnie, bo to wymaga czasu. Ale zaczął od podstawowej zmiany. Zaaplikował zawodnikom treningi, do których - wydawało się - nie są w stanie przywyknąć. Zrobił im drugi obóz przygotowawczy. Początki były opłakane, ale w meczu z Lechem było już widać zupełnie odmieniony zespół z Warszawy. Przypomina to nieco historię ze Standardu Liege, gdzie najpierw zespół grał słabo, rozpędzał się powoli, zaś Sa Pinto był wrogiem publicznym numer 1. Pod koniec sezonu wszyscy go już bronili, gdy zarząd Standardu z sobie tylko wiadomych powodów go zwalniał.

Piłkarze Legii przebiegli w ekstraklasowym hicie (który okazał się chłamem) 118 kilometrów, a więc nie tylko dużo, ale też 12 kilometrów więcej od rywali. A więc tak, jakby grali w jednego zawodnika więcej. Upraszczając oczywiście. Mistrzowie Polski dodatkowo doskakiwali do rywala, stosowali agresywny pressing, mówiąc w dużym w skrócie walczyli. Pamiętacie drużynę z meczu wyjazdowego z FC Dudelange? Legioniści grając o życie, snują się po boisku, coś tam kopną, ale bez przekonania. Nie byli agresywni, czekali na przeciwnika, zamiast do niego podejść.

Ostatecznie zremisowali 2:2, gdyby walczyli, uniknęliby jednej z największych kompromitacji w historii klubu. O meczu ze słowacką Trnavą nawet nie powinno się wspominać, powinny być one wymazane z kronik klubowych. Legia od lat nie grała tak źle jak na początku tego sezonu. Czy to już przeszłość? Wiele na to wskazuje. Na razie Sa Pinto nie bierze jeńców.

Zobacz inne teksty autora

Źródło artykułu: