Stało się to po fatalnych wynikach drużyny w europejskich pucharach. Na początku poprzedniego sezonu Legia odpadła w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów z FK Astana, a następnie w eliminacjach Ligi Europy z Sheriffem Tiraspol. Magiera stracił pracę. Dziś każdy kibic Legii pamięta mu wyjście z grupy Ligi Mistrzów (z trzeciego miejsca) rok wcześniej, odmienienie gry zespołu i wywalczenie mistrzostwa Polski.
- Decyzja nie była moja, nie można usiąść i dwa miesiące płakać. Właściciel klubu miał do niej prawo. Zwolnienie bolało. Bardzo bolało - mówi Jacek Magiera w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
Magierę zastąpił Romeo Jozak, ale w połowie kwietnia bieżącego roku, siedem miesięcy po zatrudnieniu, został zwolniony. Jego asystent Dean Klafurić zdobył z klubem mistrzostwo Polski, ale skompromitował się w europejskich pucharach. Podobnie jak Magiera odpadł z eliminacji Ligi Mistrzów (w dwumeczu ze Spartakiem Trnava) i przegrał pierwsze spotkanie z zespołem z Luksemburga, Dudelange. Następca Chorwata, Ricardo Sa Pinto, nie odrobił strat z pierwszego meczu.
- Każdy niech sobie sam odpowie, czy było lepiej, czy gorzej. Na pewno inaczej. Prezes wybrał inną opcję, to on odpowiada za to, jakie były jej skutki - komentuje Magiera. - Ja swoją pracę wykonywałem najlepiej, jak potrafię. Każdy może odpowiedzieć sobie na pytanie, jak prezentowała się drużyna, gry sprzedaliśmy Nikolicia i Prijovicia. Przyszedł Chukwu, założył za małe buty i wypadł na miesiąc. Necid dołączył przed startem ligi. I zaczęliśmy szukać rozwiązań z Radoviciem czy Hamalainenem w ataku. Doszło jeszcze do zmiany właścicielskiej. Wszyscy pamiętamy, z jakimi zawirowaniami w klubie się to wiązało. To nie był łatwy czas na prowadzenie drużyny - analizuje szkoleniowiec.
I nie przypuszcza, że jego zwolnienia chcieli piłkarze, jak w jednym z tekstów sugerowała "Gazeta Wyborcza". - Nie wierzę w to - ucina.
Od marca pracuje jako selekcjoner reprezentacji Polski do lat 20. Młodzieżową kadrę przygotowuje do mistrzostw świata, które odbędą się w przyszłym roku w naszym kraju. - Szybko nastawiłem się na nowy cel, bo prezes Boniek zadzwonił do mnie dzień po zwolnieniu z Legii. Siedzieliśmy ze sztabem na obiedzie, odebrałem telefon i usłyszałem: dziwnie to zabrzmi, ale może to dobrze, że cię wyrzucili, bo mam dla ciebie propozycję. Niemal od razu zacząłem oglądać mecze tego rocznika, jeździć na ich mecze, choć oni nawet nie wiedzieli dlaczego - wspomina.
Powrotu do Legii nie wyklucza. - Nigdy nie mów nigdy. Zobaczymy - kończy.
ZOBACZ WIDEO Serie A: Napoli rozstrzelało się bez Milika. Zieliński bliski asysty [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]