Kamil Górniak: Jak oceni pan spotkanie Stali z GKS-em Katowice?
Jacek Maciorowski: To typowy mecz walki. Goście zagrali dobrze taktycznie. Nieprzypadkowo zdobyli tyle punktów w tej rundzie. Staraliśmy się zdobyć gola, ale zabrakło szczęścia w końcówce. Gdybyśmy strzelili bramkę, to na pewno już tej potyczki nie zremisowalibyśmy.
Te zawody były dziwne. Pierwsza połowa była bardzo słaba, natomiast w drugiej oba kluby zaczęły grać otwarty futbol.
- GKS zagrał dobrze taktycznie i nie pozwalał nam wyprowadzać jakiś akcji. Ciężko było stworzyć sobie jaką klarowną okazję, ponieważ goście mądrze bronili. W drugiej części meczu być może przez ubytek sił i stworzenie sobie nawzajem więcej miejsca spowodowało tą otwartą grę. Obie drużyny miały swoje okazje bramkowe.
Podstawowa jedenastka była identyczna, jak w ostatniej konfrontacji z Turem Turek. Wydaje się, że to nie był zły wybór sztabu szkoleniowego.
- Ciężko ocenić, czy to był zły czy dobry wybór. Być może jakby ktoś inny zagrał, to zdobyłby gola. Gra jednak nie była aż taka zła.
W samej końcówce zabrakło chyba szczęścia, kiedy Adrian Bartkowiak próbował dwa razy pokonać bramkarza z Katowic.
- Trochę zbyt lekko uderzył Adrian. Potem jeszcze Tadek Krawiec miał swoją szansę, ale chyba przestraszył się bramkarza gości i schował głowę. Gdyby jednak wszedł w piłkę normalnie, to zdobyłby gola.
Formacja defensywna w sobotę zagrała dobre zawody, ale nie ustrzegła się błędów.
- Zgadza się. Nie da się jednak zagrać tak, żeby przeciwnik nie miał ani jednej sytuacji. Jakiś błąd się zawsze przytrafi. Dobrze, że Staszek Wierzgacz wybronił sytuację sam na sam z Grażwydasem Mikulenasem. Potem staraliśmy się grać swoje, ale niestety mieliśmy zbyt mało okazji do zdobycia gola.
Po raz kolejny z dobrej strony pokazał się właśnie Stanisław Wierzgacz. Jeśli linia obrony popełniała błąd, to on go naprawiał broniąc strzały rywali.
- Jak w każdym meczu staramy się zagrać na zero z tyłu. W pojedynku z Gieksą ta sztuka ponownie się nam udała, chociaż jak mówiłem nie ustrzegliśmy się błędów. Cieszymy się, że nie straciliśmy bramki. Żałujemy trochę, że nie zwyciężyliśmy w tej konfrontacji, ponieważ nadal jeszcze musimy walczyć o uniknięcie spotkań barażowych. Gdybyśmy zdobyli teraz trzy oczka, to mielibyśmy już utrzymanie.
No właśnie. Celem w tym pojedynku były trzy punkty, ale to jedno oczko też chyba złym wynikiem nie jest.
- W sumie nie jest źle. Mamy jeszcze wyjazd do Pruszkowa na mecz z miejscowym Zniczem i na koniec u siebie Wisłę Płock. Liczymy, że jakieś punkciki ugramy w tych dwóch spotkaniach.
Jesteście zadowoleni z tego wyniku?
- Nie do końca. Do wygranej zabrakło nam niewiele. Wiadomo, że na własnym stadionie trzeba zwyciężać i remis nie jest zbyt dobrym rezultatem.
Stalówka ma cztery punkty przewagi nad GKS-em Katowice i GKS-em Jastrzębie. Wydaje się, w kontekście bezpośredniego pojedynku tych zespołów, że to jest wystarczająca przewaga.
- Nie mamy jeszcze pewnego utrzymania. Jeśli doszłoby do sytuacji, że na koniec sezonu my i oni mielibyśmy po tyle samo oczek, to zdecyduje mała tabela, w której wypadamy najgorzej. W Stalowej Woli jednak wiosną jeszcze nie przegraliśmy, więc wydaje się, że z Wisłą Płock chociaż jedno oczko powinniśmy zainkasować.
Ostatnia seria gier, to jak już pan mówił, potyczka z Wisłą, która wiosną spisuje się bardzo słabo.
- Niby tak, ale w dwóch ostatnich meczach zdobyli cztery punkty i wydaje się, że kryzys w tej ekipie chyba minął. Teraz przed nami jednak pojedynek w Pruszkowie i chcielibyśmy przywieźć chociażby jedno oczko.
Z Turem przełamaliście chyba złą passę meczów na wyjazdach. Teraz gracie ze Zniczem w Pruszkowie, który podobnie jak w poprzednim sezonie w końcówce rozdaje punkty innym ekipom. Liczy się punkt, czy jak w każdym pojedynku walczycie o całą pulę?
- Minimum to jest punkt. Wiadomo, że nie jedziemy tam przegrać. Jeśli uda się zwyciężyć to będziemy bardzo zadowoleni. Uważam, że powinno być dobrze.