Zegarek warty 20 tysięcy euro. Takie straty materialne poniósł Arkadiusz Milik w wyniku napadu, do którego doszło w nocy z środy na czwartek w Neapolu. Bandyci zaatakowali samochód, który prowadził Polak, wracając do domu z meczu Ligi Mistrzów z Liverpoolem (1:0).
Według pierwszych relacji dziennikarzy drogę Polakowi zajechał motocykl z dwoma zamaskowanymi złodziejami. Mieli przystawić Milikowi pistolet do głowy i wymusić oddanie zegarka. Po otrzymaniu zdobyczy odjechali.
Teraz polski napastnik ujawnił na łamach dziennika "Il Mattino", jak wyglądała dokładnie cała sytuacja. Okazuje się, że do napadu doszło pod samym domem Milika, gdy ten zamierzał wjechać do garażu.
- Nagle z ciemności wyłoniło się dwóch osobników ubranych na czarno, siedzących na skuterze. Jeden z nich celował bronią. Po chwili uderzył bronią w zamknięte okno samochodu i nie wypowiadając ani słowa pokazał mi, żeby oddać mu zegarek - opisał zawodnik.
"Cała akcja trwała zaledwie kilkadziesiąt sekund, przez co Milik, oraz siedząca obok niego jego partnerka Jessica Ziółek nie byli w stanie podać żadnych szczegółów dotyczących wyglądu bandytów lokalnej policji" - czytamy.
- Czekali na mnie pod domem, nie wydaje mi się, żeby mnie śledzili od stadionu - dodał napastnik. "Il Mattino" dodaje, że napastnicy dobrze wiedzieli o tym, że w okolicy domu piłkarza nie ma żadnych kamer wideo.
Gazeta opisuje napad na Milika jako "30 sekund grozy".
ZOBACZ WIDEO Serie A: Świetna asysta Milika. Drągowski zatrzymał Zielińskiego [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]