Z Genui Mateusz Skwierawski
Dla turystów jedną z większych atrakcji miasta jest dom Krzysztofa Kolumba, znajdujący się niemal w samym centrum, niedaleko słynnej fontanny Piazza De Ferrari. Włoski żeglarz urodził się w Genui i do dziś jest dumą lokalnej społeczności. To podróżnik, który w 1492 roku dotarł do Ameryki i wskazał kontynent, którego Europa nie znała. Nieco krótszą trasę, by powiedzieć jej "dzień dobry", pokonał Krzysztof Piątek. W czerwcu wylatywał z Polski, również w nieznane, może nawet z tym samym pytaniem: co na miejscu zastanę? Potrzebne mu były tylko cztery miesiące i piłka przy nodze, by na Starym Kontynencie eksplozję jego talentu potraktowano jak odkrycie Ameryki.
Transferowi piłkarza towarzyszyła cisza. Piłkarz podpisał kontrakt na początku czerwca, gdy futbolowy świat spoglądał na Wschód szykując się do pierwszych meczów mistrzostw świata w Rosji. Na lotnisku w Genui na Piątka nie czekał kibicowski komitet powitalny, a ludzie kręcący się po korytarzach klubu nie do końca wiedzieli, z kim mają do czynienia, że mijają właśnie nowego zawodnika. Byłemu piłkarzowi Cracovii na starcie mogło być łatwiej ze względu na dobrą opinię o Polakach występujących w Serie A, a zwłaszcza trzech z tego samego miasta. Karol Linetty, Bartosz Bereszyński i Dawid Kownacki przetarli szlak, zyskali szacunek i uznanie lokalnych kibiców, ale nigdy nie wprawili "swojej" połowy miasta w euforię. Mimo solidnych, a nawet bardzo dobrych występów w Sampdorii, nawet przez chwilę nie zbliżyli się jednak do popularności, jaką w Ligurii miał w szybkim czasie zyskać Piątek. A Linetty i Bereszyński grają tam przecież od dwóch lat. Żeby natomiast wydobyć emocje z serca i zobaczyć w oczach kibiców Genui płomienie, trzeba powiedzieć tylko jedno słowo: Piątek.
Z napastnikiem wystarczy przejść się po mieście kilkadziesiąt metrów. Zawodnik ubrany jest zwyczajnie, w jasną koszulkę z krótkim rękawkiem i czarne krótkie spodenki. Chcąc naturalnie zlać się z tłumem jest mocno zaskoczony częstymi zaczepkami. Oko tamtejszych kibiców jest bystre. To aż zastanawiające, że w zaludnionej, wąskiej uliczce są w stanie dostrzec piłkarza wewnątrz restauracji. Bez krępacji kierują się do środka, podchodzą do stolika i proszą o zdjęcie. Młodzi kibice, ale też kobiety czy starsi panowie, z uśmiechem małego dziecka. Co cechuje mieszkańców Genui: nie są nachalni, a cierpliwi i opanowani.
Piątek gratulacje zbiera też od fanów Sampdorii. Kibice obu klubów z Genui potrafią żyć ze sobą w zgodzie, mimo bardzo zaciętej rywalizacji o prym w mieście. W barze "Pontetto" należącym do najbardziej zagorzałych fanów Genui, mężczyzna w średnim wieku wyciąga telefon i pokazuje nam zdjęcie ustawione na wyświetlaczu. To herb Sampdorii. Kibice potrafią podzielić się również stadionem. Na Stadio Luigi Ferraris mają przypisane trybuny dla ultrasów. Gradinata Nord należy do Genui, Gradinata Sud, po drugiej stronie za bramką, do Sampdorii. Ale i niewielką, bardzo popularną pizzerią "Derby". Powstała po zdobyciu przez Sampdorię mistrzostwa Włoch w sezonie 1990-91, jedynym w historii klubu. Znajduje się po drugiej stronie ulicy od stadionu, a przy nazwie zawieszone są herby obu drużyn. Jedzą w niej kibice, którego klub rozgrywa danego dnia spotkanie jako gospodarz.
Będą gadżety z Piątkiem
– Zdaję sobie sprawę, że gdybym grał na przykład w Neapolu, obok stolika mogłoby stać i pięćdziesiąt osób. Tutaj ludzie są bardziej dyskretni, odpowiada mi to – komentuje piłkarz. Choć krzyków "Bomber" czy "Pistolero" nie brakuje, podobnie jak gestów strzelania z pistoletu. Kibice widząc Piątka na ulicy krzyżują ręce, z dłoni układają dwa rewolwery i krzyczą: bum, bum! Polski napastnik sam zaprosił ich do zabawy. Ten gest wykonuje za każdym razem po strzeleniu gola. - Wyszło spontanicznie, w meczu Pucharu Włoch z Lecce. Przyjęło się i zostało. Kibice "strzelają" też podczas spotkań, na trybunach. I zaczęli mówić do mnie "Pistolero". To miłe, taka forma nagrody, ale mi nie zależy na poklasku - twierdzi Polak. Jego skromność nie jest wymuszona. Zawodnik trzyma się trochę na uboczu, nie pcha przed szereg. Rozmawiając z dziennikarzem "La Gazzetta dello Sport" był przeświadczony, że udziela wywiadu lokalnej gazecie, nie jednej z największych w Europie...
Piątkomania pic.twitter.com/NEyqNhBa1d
— Mateusz Skwierawski (@MSkwierawski) 5 października 2018
Znak rozpoznawczy napastnika stał się na tyle popularny, że Fabrizio Pianetti, dziennikarz radiowy i telewizyjny, który prowadzi również jeden z największych sklepów z pamiątkami klubowymi w mieście, wymyślił specjalną kolekcję dedykowaną polskiemu piłkarzowi. - Zaprojektowaliśmy gadżety z Piątkiem, który strzela z rewolwerów. W połowie października do sprzedaży trafią poduszki i zegarki z wizerunkiem Krzyśka - mówi i wyjmuje z kartonów bluzy z kapturem. - Proszę bardzo, numer 9, Piątek - rozkłada towar na półkach. Kibicom Genui też nie brakuje kreatywności. We własnym zakresie przygotowali maski z twarzą piłkarza wydrukowaną, wyciętą i przymocowaną do plastikowego kijka. Grupa fanów pojawiła się na jednym z meczów Serie A.
W innym, oficjalnym sklepie klubu połączonym z muzeum, dowiadujemy się, że koszulki naszego "Bombera" są najchętniej kupowane przez kibiców. To specjalny sezon dla drużyny. Każdy z nią związany przypomina, że Genua jest najstarszym zespołem we Włoszech, a w tym roku świętuje 125-lecie. - W tym sezonie w sprzedaży są wyjątkowe koszulki, właśnie na to wydarzenie. Fani mogą sami wybrać nazwisko zawodnika, jakie mamy wydrukować na plecach. Najczęściej decydują się na: Gorana Pandeva, kapitana Domenico Criscito i Piątka - opowiada pracująca tam Federica. Dodaje też, że koszulki napastnika zamawia przez internet wielu kibiców z Polski. Na miejsce w klubowym muzeum jest dla Piątka zdecydowanie za wcześnie.
ZOBACZ WIDEO Show Krzysztofa Piątka! Polak z dubletem! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Będzie lepszy niż Lewandowski
Dino Storace, jedna z ikon Genoa CFC, pracujący przy drużynie od wielu lat przyznaje, że Piątek nawiązał bardzo dobre relacje z zespołem, jest lubiany. - Spokojny, cichy, pomocny chłopak - mówi. Przekonuje też, że wszystkim imponuje nie tylko golami. Do tej pory strzelił 8 w sześciu meczach ligowych i 4 w jednym pucharowym. 13 bramek zdobył też w sześciu spotkaniach sparingowych. - Na boisku gra zawsze na poważnie, do końca. Po jego twarzy widać, że jest bardzo zaangażowany. Wymieniam te rzeczy nie przypadkiem. Gole są ważne, ale jego nastawienie jeszcze ważniejsze. Bardzo ciężko pracował już podczas okresu przygotowawczego. Nie zmienił tego. Kibice zakochali się w nim już po bramkach w meczach sparingowych. Jesteśmy dumni z tego transferu, to wyjątkowy zakup w rok pięknego jubileuszu - opowiada.
A to nie Piątek miał być polskim bohaterem Genui tylko Robert Lewandowski. Kapitan reprezentacji Polski mógł trafić do drużyny w 2010 roku. Niepodpisany kontrakt zawodnika z Genuą został zachowany w mailach, a w tym samym hotelu co Lewandowski spał po transferze z Cracovii Piątek. Osiem lat temu napastnik Bayernu Monachium przyjechał do Włoch na testy medyczne. Obejrzał derbowy mecz z Sampdorią, był gotowy przeprowadzić się tam z Poznania, ale milion euro więcej od Włochów zapłacili Niemcy i napastnik stał się jedną z legend Bundesligi, nie Serie A.
Nie będzie zaskoczeniem, jeżeli do równie silnego klubu trafi wkrótce Piątek. Spekulacje różnych gazet i portali o Barcelonie czy Juventusie trzeba traktować z dystansem, ale w klubie nie ukrywają, że zainteresowanie polskim piłkarzem jest ogromne.
Jak udało nam się dowiedzieć, w najbliższym meczu ligowym z Parmą (7 października) naszego napastnika będą oglądali wysłannicy czołowych klubów z najlepszych lig w Europie. Chodzi o zespoły TOP 5: z Niemiec, Anglii i Hiszpanii. Ale transferu zimą nie będzie. Prezes Enrico Preziosi nie zamierza sprzedawać piłkarza zimą, decyzja o przyszłości zawodnika zapadnie po sezonie, ale w mieście nikt nie spodziewa się, że zostanie. - Odejdzie, niestety. I będzie lepszy niż Lewandowski – mówi Pianetti. Z takim przekonaniem, jakby jego przypuszczenia nie były "odkryciem Ameryki".