Na wspieranie sportu zawodowego Poznań przeznaczył w 2018 roku 3,3 mln zł. Do konkursu przystąpiło 19 podmiotów, a dotację uzyskało ostatecznie 17. Z powodów formalnych nie otrzymała jej Warta, a merytorycznej weryfikacji nie przeszło stowarzyszenie "Integracyjny Klub Sportowy 2017" - koszykówka na wózkach.
Przy podziale środków najistotniejsze są dwie zasady: o pieniądze z puli miejskiej nie mogą się ubiegać spółki akcyjne, poza tym dotacja może pokrywać maksymalnie 60 proc. budżetu klubu. Pozostałą część włodarze drużyn sportowych muszą pozyskać samodzielnie.
Ta pierwsza regulacja wynika z założenia, że wsparcia z magistratu nie będzie otrzymywał Lech, który dysponuje zdecydowanie najlepszą infrastrukturą i wypracował na tyle zaawansowany model biznesowy, że wpływy sponsorskie gromadzi bez problemów. Cierpi też jednak Warta, która musi być spółką akcyjną (tylko w tej formie prawnej można występować w rozgrywkach Fortuna I ligi), nie ma natomiast możliwości docierania do szerokiej rzeszy sponsorów.
Wzrost środków? Enigmatyczne zapowiedzi
3,3 mln zł na wsparcie sportu nie rzuca na kolana i pod tym względem Poznań znacząco odstaje od wielu innych, często mniejszych miast. Np. w Częstochowie, którą zamieszkuje 224 tys. osób (ponad połowę mniej niż stolicę Wielkopolski), tylko na żużel i piłkę nożną przeznaczono ponad 5 mln.
Jeszcze lepiej jest we Wrocławiu, gdzie w 2018 roku do podziału było ok. 8 mln. Poza tym w przeszłości piłkarski Śląsk mógł liczyć na ogromne zastrzyki gotówki z miasta - jak choćby w 2014 roku, gdy otrzymał aż 16 mln.
W Poznaniu o takim pułapie wsparcia nie ma mowy, ale od jakiegoś czasu klimat wokół sportu się poprawia i nie bez przyczyny padają pytania o zwiększenie puli. Głos na ten temat zabrali podczas przedwyborczej debaty kandydaci na prezydenta. - To jest najskuteczniejsza metoda promocji miasta i oczywiście, że tych pieniędzy powinno być więcej - mówił - najdobitniej w tym gronie - Jarosław Pucek, który jednak wyścigu o fotel włodarza miasta nie wygrał.
Drugą kadencję rozpoczyna właśnie Jacek Jaśkowiak, a jego zastępcą będzie Tomasz Lewandowski. Obaj panowie konkretów w kwestii zwiększenia puli nie przedstawili, toczą jednak rozmowy choćby z Wartą i Polonią, które w ubiegłym sezonie wywalczyły awanse na wyższy szczebel (odpowiednio do Fortuna I ligi i kobiecej ekstraligi) i na wsparcie miasta bardzo liczą.
ZOBACZ WIDEO Serie A: Rzut karny i gol w doliczonym czasie gry. Lazio Rzym wygrało z Parmą [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Sukces jak pocałunek śmierci
- W ekstralidze mamy słabszy skład niż rok temu, gdy występowaliśmy na jej zapleczu - mówi WP SportoweFakty wiceprezes poznańskiej Polonii, Konrad Kowalski. Piłkarki w zasadzie bezkosztowo osiągnęły awans do najwyższej klasy rozgrywkowej, tymczasem kilka tygodni temu były bliskie wycofania z rywalizacji. Z powodu braku środków na transport oddały nawet walkowerem mecz z GKS Katowice.
Dziś Polonia ma ciężkie życie, bo zdecydowanie odstaje sportowo i w dziesięciu spotkaniach nowego sezonu nie wywalczyła nawet punktu, przez co zamyka tabelę. - Jesteśmy mało atrakcyjni dla sponsorów i również dlatego nasza sytuacja jest bardzo skomplikowana. Zespół został odmłodzony, odeszło wiele zawodniczek i z kolektywu, który wywalczył awans, niewiele zostało - przyznał Kowalski.
Polonia otrzymała z budżetu miasta tylko 160 tys., płatne w dwóch ratach - 90 tys. jesienią i 70 wiosną. Pierwszej transzy już nie ma, a po ostatnich ogromnych kłopotach magistrat przekazał doraźnie jeszcze 20 tys. Sęk w tym, że Polonia musi teraz dorzucić 40 proc. budżetu od sponsorów, a tych na horyzoncie nie ma. Staranie się o większą dotację tylko pogłębiłoby problem. Jedyną szansą dla klubu jest otrzymanie wsparcia którejś ze spółek miejskich i być może to okaże się ratunkiem dla drużyny, która mogłaby wtedy dograć sezon do końca.
- Po ostatnich ustaleniach z miastem będziemy się starać za wszelką cenę dotrwać do końca rundy, a potem przejść także wiosnę i choć trochę poprawić poziom organizacyjny. Piłkarsko trudno o jakiekolwiek szaleństwa, bo na to trzeba mieć pieniądze - zaznaczył Kowalski.
Polonia pieniędzy nie posiada i obecnie nie wypłaca jakichkolwiek pensji. Mecze ligowe rozgrywa natomiast na boisku ze sztuczną nawierzchnią, które inne kluby wykorzystują najwyżej do sparingów. O ekstraligowej atmosferze nie ma więc mowy.
- Nie liczymy na gwiazdkę z nieba i doskonale zdajemy sobie sprawę, że mnóstwo pracy w kwestii spięcia budżetu spadnie na nas. Dostaliśmy jednak zapewnienie od miasta, że nie jesteśmy sami ze swoimi problemami. Póki co wierzyciele dali nam trochę odetchnąć. Niektórzy chcą rozłożyć płatności na raty, inni nieco poczekają - dodał wiceprezes.
Kontrowersyjne zasady dzielenia pieniędzy
Małe wsparcie dla piłki nożnej wynika z naczelnej zasady, jaką miasto przyjęło przy dystrybucji publicznych pieniędzy. Spośród 17 podmiotów, jakie otrzymały wsparcie, trzy umieszczono w tzw. koszyku uprzywilejowanym. Dotyczy to klubów: Enea AZS Poznań (ekstraklasa koszykówki kobiet), Biofarm Basket Poznań (I liga koszykówki mężczyzn) oraz Grunwald Poznań (I liga piłki ręcznej mężczyzn).
Na te zespoły przeznaczono łącznie 1,95 mln zł, czyli ponad połowę całej puli. Skąd taki wybór? Po konsultacjach wydział sportu uznał, że w większym stopniu wesprze dyscypliny niekomercyjne. Efekt jest jednak dwojaki. Lech bez pomocy z miasta sobie bez trudu poradzi, ale już Warta czy Polonia nie dysponują na tyle zaawansowanym modelem biznesowym, by wrzucić je do jednego worka z Kolejorzem i pozbawić znaczącej dotacji.
O ile polonistki otrzymały 160 tys., to Warcie póki co - ze względów formalnych - nie przypadło nic. Niewykluczone, że zieloni dostaną jeszcze 90 tys., które pozostało do rozdysponowania, jednak ta kwota nie zmieni zasadniczo ich sytuacji.
Kluby sportowe - zwłaszcza te spoza pierwszego koszyka - liczą, że w nowym rozdaniu politycznym wsparcie z miasta będzie większe i nie są to oczekiwania bezpodstawne. Poznań pod tym względem odstaje od wielu innych miast, a od dłuższego czasu jego mieszkańcy dają wyraźnie do zrozumienia, że poza Lechem interesują ich także inne kluby. Na meczach koszykarskich hale się wypełniają, coraz wyższą frekwencję - i to pomimo niedawnych zawirowań organizacyjno-finansowych - notuje Warta. Nawet Polonia, która sportowo odstaje od reszty stawki w ekstralidze, ściągała na trybuny "ogródka" po kilkaset osób - przynajmniej dopóki tam grała, bo teraz tnąc koszty, musi występować na boisku przy ul. Gdańskiej.