Taras Romanczuk i Przemysław Frankowski z zespołu gospodarzy oraz Mateusz Wieteska, Artur Jędrzejczyk i Sebastian Szymański z drużyny gości. To zawodnicy, których Jerzy Brzęczek obserwował podczas meczu Jagiellonia Białystok - Legia Warszawa (1:1). Selekcjoner reprezentacji Polski miał jednak niewiele powodów do zadowolenia. Nikt z nich nie zachwycił.
Z wymienionej piątki najlepiej wypadł Jędrzejczyk. Obrońca Legii był najlepszym zawodnikiem w swoim zespole. Wygrał 5 na 7 górnych piłek, do tego miał aż 12 przechwytów. Często musiał naprawiać błędy Wieteski (zaledwie 40 proc. wygranych pojedynków na ziemi i w powietrzu) nie nadążającego za Karolem Świderskim, którego jednak też zdarzyło mu się zgubić.
Nieco gorzej od niego spisał się Romanczuk. Co prawda, był jak zwykle bardzo aktywny w defensywie i imponował walecznością. Czasem jednak aż za bardzo. Szybko złapał bowiem żółtą kartkę. Ponadto w ataku zanotował aż 10 strat i kilka niecelnych podań, zbyt nerwowo wyprowadzając piłkę.
Słabo wypadł duet skrzydłowych, czyli Frankowski i Szymański. Jeden i drugi zmarnowali po stuprocentowej okazji do strzelenia bramki. Piłkarz Jagiellonii wygrał tylko 38 proc. pojedynków na ziemi, miał aż 10 strat. Z kolei 19-latek z Legii był aktywny, ale zaledwie 6 na 20 wygranych (najgorzej ze wszystkich uczestników spotkania - przyp. red.) bezpośrednich starć z rywalami i fatalna celność strzałów (1/5, do tego bardzo anemiczny - przyp. red.) sprawia, że trudno powiedzieć iż był to choćby niezły mecz w jego wykonaniu.
Co Brzęczek sądził na temat gry wyżej wymienionych nie wiadomo, ponieważ nie skomentował spotkania. Po jego zakończeniu szybko przemknął przez strefę mieszaną, podczas gdy dziennikarze byli zajęci rozmowami z zawodnikami, i udał się w drogę powrotną do domu.
ZOBACZ WIDEO Reprezentanci Polski oszukali przeznaczenie. Mogli zginąć w katastrofie