Lech Poznań potrzebuje wstrząsu. "Problem jest w szatni"

Getty Images / Jakub Piasecki / Lech Poznań
Getty Images / Jakub Piasecki / Lech Poznań

- Problem jest w szatni. Nie ma osoby, która mentalnie dźwignie drużynę w trudnym momencie - mówi Bartosz Bosacki o kryzysie w Lechu Poznań.

Porażka z Rakowem Częstochowa w 1/16 Pucharu Polski, dopiero szóste miejsce w ekstraklasie. Początek sezonu nie wskazywał, że drużyna Ivana Djurdjevicia spadnie tak nisko, wygrała w końcu cztery spotkania z rzędu. Dziś od stylu gry Lecha bolą oczy, a kibice odsuwają się od zespołu.

Zresztą trudno się dziwić: fani Kolejorza mogą czuć się oszukani. Latem prezesi klubu zapowiadali rewolucję po rozczarowującym ubiegłym sezonie i dopiero trzecim miejscu, wywalczonym z kłopotami. - To prawda, o rewolucji była mowa. I na tym poprzestano. Nie za dużo się zmieniło i nie mam tu na myśli taktyki czy przygotowania fizycznego do sezonu. Mówię o szatni. To, co się tam dzieje, nie napawa optymizmem. Nie ma osoby, która mentalnie dźwignie drużynę. Miało grać więcej Polaków, tymczasem w spotkaniu z Pogonią było w pierwszym składzie dwóch, z Rakowem trzech. Była też akcja pt. "szukamy kapitana". Wyglądało to tak, że opaskę mieli niemal wszyscy zawodnicy, a ta i tak wróciła do Łukasza Trałki - o sytuacji w Lechu opowiada nam Bartosz Bosacki, były kapitan drużyny.

Dziś emerytowany piłkarz zwraca uwagę, że na początku sezonu za małe wsparcie otrzymał nowy szkoleniowiec Ivan Djurdjević. Wcześniej trenował rezerwy Lecha. - Powtarzałem: Ivan potrzebuje wsparcia. Otrzymał je dopiero później od Tomasza Rząsy. Praca w ekstraklasie to inna rzeczywistość. Ivan podjął również próbę zmiany stylu gry. W mojej opinii na wdrożenie nowej taktyki potrzeba więcej czasu, niż jednego okresu przygotowawczego. Dlatego myślę, że Ivana nie można jeszcze oceniać - komentuje Bosacki.

Słabe wyniki Lecha odbijają się na budżecie klubu. Ten oparty jest w większej części na pieniądzach z gry w europejskich pucharach. - Lecha nie stać na bycie takim sobie klubem ze środka tabeli. Choć w piłce wszystko jest możliwe, co pokazała w zeszłym sezonie Lechia Gdańsk, dzisiejszy lider ekstraklasy, walcząc o utrzymanie w lidze. Coś w Lechu musi się zmienić. Martwi mnie, że dalej nie ma błysku, pomysłu. Czytam wypowiedzi i zawodnicy czy trener mówią o problemach klubu, tak jakby dla samego mówienia o tym - analizuje Bosacki.

Były reprezentant Polski dostrzega również zmianę w nastawieniu kibiców Lecha. - Wiele osób mówi mi: nie idę na stadion, bo nie widzę błysku. Jest zniechęcenie. Co się powtarza: gdy drużynie nie idzie, szybko cierpi na tym frekwencja na stadionie. Nagle z 30 tysięcy zostaje 7 tys fanów. I znowu: cierpi na tym budżet klubu. Myślę, że ci ludzie wrócą na Bułgarską w momencie, gdy prezesi przedstawią coś w rodzaju planu naprawczego. Sezon przecież nie jest jeszcze stracony - kończy Bosacki.

ZOBACZ WIDEO Kuriozalna bramka i kolejne stracone punkty Fiorentiny [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Źródło artykułu: