Liverpool FC, liderujący w grupie C, był zdecydowanym faworytem starcia z Crveną Zvezdą, mającą do tej pory zaledwie jeden punkt na koncie. W pierwszym meczu ekipa Juergena Kloppa zwyciężyła 4:0 i wydawało się, że nie będzie miała problemy z zanotowaniem kolejnego zwycięstwa.
Tak się jednak nie stało. We wtorkowym meczu padły dwie bramki, autorem obu był Milan Pavkov, zawodnik gospodarzy. Kibice w Belgradzie byli więc świadkami nie lada niespodzianki.
Jurgen Klopp był wściekły i nie przebierał w słowach? Co poszło nie tak z jego strony w Serbii? - Mam tylko 10 palców - skwitował.
- Mieliśmy pierwszą wielką szansę (w 16. minucie z pięciu metrów uderzał Daniel Sturridge, ale przestrzelił - przyp. red.), a potem kolejną. Bramka mogłaby pociągnąć za sobą kolejne - tłumaczył szkoleniowiec.
Nie chciał zwalać winy na trudne warunki, jakie postawili kibice, wspierając swoją drużynę. - Atmosfera pod względem samego hałasu nie była dla nas problemem, ale po tym, jak rywale strzelili drugą bramkę, odczuwaliśmy to coraz bardziej - wyjaśnił Klopp.
- Zasłużyli na zwycięstwo za pasję, z którą grali - podsumował.
Z porażki trener musi jednak wyciągnąć wnioski i sprawić, by taka sytuacja więcej się nie powtórzyła. - Mieliśmy wystarczająco dużo szans żeby wrócić do gry, ale nie wykorzystaliśmy żadnej z nich. Podania nie były zbyt celne. Musimy wygrywać takie mecze, kiedy bycie faworytem spoczywa na naszych barkach - dodał.
Liverpool w najbliższy weekend będzie miał szansę na rehabilitację, przed własną publicznością zagra z Fulham.
ZOBACZ WIDEO Kuriozalny samobój Chievo. Komentatorzy nie wytrzymali ze śmiechu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]