Wstrząs nie pomógł. Śląsk Wrocław bezbarwny w Zabrzu

PAP / Andrzej Grygiel / Na zdjęciu: zawodnik Górnika Zabrze Łukasz Wolsztyński (z prawej) i Igors Tarasovs (z lewej) ze Śląska Wrocław
PAP / Andrzej Grygiel / Na zdjęciu: zawodnik Górnika Zabrze Łukasz Wolsztyński (z prawej) i Igors Tarasovs (z lewej) ze Śląska Wrocław

Wstrząs przed spotkaniem bardziej sparaliżował niż pomógł Śląskowi. Terapia szokowa dała efekt odwrotny od oczekiwanego, wrocławianie zagrali kolejny słaby mecz i mogą być zadowoleni, że w 15. kolejce ekstraklasy zremisowali z Górnikiem Zabrze 2:2.

Władze Śląska nie patyczkowały się. Trener Tadeusz Pawłowski i dyrektor sportowy Dariusz Sztylka urządzili piłkarzom "gorący" poniedziałek po blamażu 0:3 z Wisłą Płock, pomimo 60 minut w przewadze liczebnej. W żołnierskich słowach przekazali im, że nie uratują się od drakońskich kar. Drużyna pokornie przyjęła do wiadomości, że ze swojej kieszeni zafunduje kibicom bilety na mecz z Lechią. Łącznie ich pensje zostaną uszczuplone o ponad 100 tys. złotych. A trener Pawłowski dostał ultimatum - do zimowej przerwy widoki na czołową ósemkę albo dymisja.

Zamiast oczekiwanego przebudzenia, Śląsk znowu wyglądał marnie. Bramkę podarowali mu obrońcy Górnika, którzy nie wiedzieć czemu rozstąpili się przed Michałem Chrapkiem. Owszem, pomocnik zyskał kilka metrów wolnego placu, ale wzrokiem szukał lepiej ustawionych partnerów. Zobaczył przy okazji ogromną przestrzeń i jak na treningu pokonał Tomasza Loskę.

Gol zaciemnił obraz. To Górnik parł do przodu i korzystał w kontrach z ogromnych luk między pomocnikami a obrońcami. Sam Łukasz Wolsztyński czterokrotnie (!) wbiegł w obszar wielkości krateru po bombie i uderzał minimalnie obok słupka. Śląsk co chwila przysypiał, tak jak przy szybko rozegranym rzucie wolnym, kiedy energiczny Wolsztynski minął Jakuba Słowika i z ostrego kąta przymierzył w boczną siatkę.

W końcu wrocławianie doigrali się. Trzy minuty po strzelonym golu zdrzemnął się Chrapek, ubiegł go Dani Suarez i po rykoszecie od Dorde Cotry odkupił winy. To właśnie Hiszpan był prowodyrem niefrasobliwego zachowania we własnej szesnastce. Niemożliwie śnięty Śląsk jeszcze raz dał się zaskoczyć. Górnik przyspieszył jak ekipa z czołówki, Kamil Zapolnik wymuskał podanie do Jesusa Jimeneza, a krytykowany Hiszpan strzelił obok Słowika.

Ani trochę nie zanosiło się, że Śląsk może cokolwiek zmienić. Wciąż przynudzał, w swojej bezradności Łukasz Broź pokusił się o niepoważną próbę wymuszenia karnego, błędy na własnej połowie musiał naprawiać chyba najlepszy z wrocławian, Wojciech Golla. Po prostu nie szło, aż nagle na piłkę nabiegł Robert Pich i Loska musiał sięgnąć do siatki.

To był jeden z niewielu przyzwoitych momentów po przerwie. Znaczną część drugiej połowy wypełniły dyskusje, przepychanki i scysje. Dopiero ostatnie 10 minut wynagrodziło męczarnie. Loska w efektowny sposób odbił uderzenie wracającego po zawieszeniu Arkadiusza Piecha, Słowik w równie spektakularnym stylu powstrzymał zabrzańskie żywe srebro, Karola Zapolnika. Wynik się nie zmienił, choć Robak był bardzo blisko powodzenia, na 30 sekund przed końcem zmarnował piłkę meczową.

Górnik Zabrze - Śląsk Wrocław 2:2 (2:1)
0:1 - Michał Chrapek 22'
1:1 - Dani Suarez 25'
2:1 - Jesus Jimenez 40' 
2:2 - Robert Pick 60'

Górnik: Tomasz Loska - Kacper Michalski (46' Maciej Ambrosiewicz), Dani Suarez, Paweł Bochniewicz, Daniel Liszka (79' Przemysław Wiśniewski), Kamil Zapolnik, Szymon Zurkowski, Szymon Matuszek, Jesus Jimenez, Łukasz Wolsztyński (76' Konrad Nowak), Igor Angulo

Śląsk: Jakub Słowik - Łukasz Broź, Piotr Celeban, Wojciech Golla, Dorde Cotra, Igors Tarasovs (83' Mateusz Radecki), Michał Chrapek, Robert Pich, Daniel Łuczak (46' Arkadiusz Piech), Damian Gąska (76' Mateusz Cholewiak), Marcin Robak

Żółte kartki: Suarez, Matuszek, Zapolnik, Nowak (Górnika) oraz Broź, Cotra (Śląsk)

Sędzia: Paweł Raczkowski

ZOBACZ WIDEO Koniec serii przegranych meczów. FSV Mainz wreszcie wygrywa [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Komentarze (1)
avatar
Szarold
9.11.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
No nie wiem czy tak słabo zagrali. Akcje były, kilka setek. W obronie faktycznie słabo. Ale ogółem nie było tragedii.