Pogrążony w kryzysie Bayern wcale nie uchodził za faworyta hitowego meczu 11. kolejki Bundesligi z głównym rywalem w walce o kolejne mistrzostwo kraju. Eksperci uważali, że bardziej prawdopodobne jest raczej zwycięstwo Borussii, która pod wodzą trenera Luciena Favre'a spisuje się znakomicie.
Tymczasem to monachijczycy długo kontrolowali boiskowe wydarzenia. Grali mądrze, skutecznie i wydawało się, że są na dobrej drodze, żeby wygrać kluczowe spotkanie jesieni i wrócić na właściwe tory. Dwa gole zdobył Robert Lewandowski i jeszcze w 66. minucie goście prowadzili 2:1.
Końcówka meczu należała jednak do BVB. Najpierw wyrównał Marco Reus, kilka minut później bramkę na 3:2 strzelił Paco Alcacer. Taki wynik utrzymał się do ostatniego gwizdka. Co prawda w doliczonym czasie gry Lewandowski pokonał Marwina Hitza po raz trzeci, ale tego trafienia sędzia Manuel Grafe nie uznał.
Bayern zagrał najlepszy mecz od tygodni, ale nie zdobył choćby jednego punktu. Nic dziwnego, że piłkarze drużyny trenera Niko Kovaca w katakumbach Signal Iduna Park zachowywali się nerwowo. Jak relacjonuje "Bild am Sonntag", Jerome Boateng, który jako pierwszy wpadł do szatni, mocno trzasnął jej drzwiami. Następnie przez pomieszczenie przeleciał jakiś przedmiot. A kiedy pojawili się kolejni gracze ekipy z Monachium, słychać było słowa: "Fuck off... znów to samo g...o!".
Mimo rozczarowującej porażki, najważniejsi ludzie w Bayernie z uznaniem wypowiadali się o postawie zawodników. - Nasza drużyna zagrała pierwszorzędny mecz, dwukrotnie prowadziła. Nawet jeśli przegrała, to nie mogę mieć do niej pretensji - powiedział prezes klubowego zarządu Karl-Heinz Rummenigge.
Po 11 kolejkach Bayern zajmuje w tabeli Bundesligi trzecie miejsce. Do prowadzącej Borussii ma siedem punktów straty.
ZOBACZ WIDEO Niesamowite emocje w niemieckim klasyku! Dwa gole Lewandowskiego [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
A co mieli wręczać sobie kwiaty ??
Normalna reakcja ale trzeba coś napisać