Na ten mecz czekał cały Liverpool. Derby miasta są wyczekiwane przez kibiców "The Toffees" od pojawienia się terminarza rozgrywek. Everton nie ma innego głównego rywala, więc starcia z "The Reds" są dla tego zespołu najważniejszymi spotkaniami w sezonie. Dla czerwonej części Liverpoolu, derby są też bardzo istotne, ale oni mają jeszcze prestiżowe starcia z Manchesterem United.
Podopieczni Juergena Kloppa zachwycają swoją grą i zajmują w tabeli Premier League drugą pozycję. Jeżeli ktoś ma w obecnych rozgrywkach zdetronizować "The Citizens", to może być to tylko ekipa Liverpoolu. Fani Evertonu też nie mają prawa do narzekań. Ich ulubieńcy przed pierwszym gwizdkiem arbitra byli na bardzo wysokim szóstym miejscu i mieli szansę odskoczyć od goniącego peletonu.
Przyjezdni na początku spotkania byli bardzo ofensywnie usposobieni. Przed meczem wydawało się, że tylko gospodarze będą atakować, a gra toczyła się w obie strony. Jako pierwszy do dogodnej sytuacji doszedł Sadio Mane. Miało to miejsce w 12. minucie. Senegalczyk włożył jednak za dużo siły w swoje uderzenie i wyraźnie przestrzelił. Aktywny też był Roberto Firmino, ale jego dwa strzały nie mogły zaskoczyć dobrze dysponowanego Jordana Pickforda.
ZOBACZ WIDEO "Piłka z góry". Nie ma następców dla kluczowych piłkarzy w kadrze
Piłkarze prowadzeni przez Marco Silvę wykreowali sobie najlepszą okazję przed zmianą stron. Andre Gomes doszedł do strzału głową z kilku metrów, ale fantastyczną interwencję zaliczył Alisson. Na odpowiedź miejscowych nie trzeba było zbyt długo czekać. Xherdan Shaqiri stanął oko w oko z angielskim golkiperem Evertonu, ale ten ponownie był na posterunku. Swoich szans szukał Richarlison, któremu brakowało szczęścia.
Druga połowa rozpoczęła się zgodnie z przewidywaniami. Liverpool prowadził grę i co jakiś czas dochodził do okazji strzeleckich. Blisko gola był Mohamed Salah, ale piłka minęła słupek. Kolejnych strzałów próbował Mane, ale nie potrafił trafić w światło bramki. The Toffees wrócili do odważnej gry, ale strzały Gylfiego Sigurdssona i Bernarda nie znalazły drogi do siatki. Grę gospodarzy ożywił rezerwowy Divock Origi. Piłkarz wszedł na boisko w 84. minucie i trafił z dwóch metrów w poprzeczkę. W jednej z ostatnich akcji na strzał zdecydował się Virgil van Dijk. Piłka dziwnie odbiła się od poprzeczki i kompletnie zmyliła Pickforda. Origi zachował się bardzo przytomnie i skierował futbolówkę do pustej bramki. Belg bohaterem derbów!
Liverpool FC - Everton 1:0 (0:0)
1:0 - Origi 90+5'
Składy:
Liverpool FC: Alisson - Trent Alexander-Arnold, Joseph Gomez, Virgil van Dijk, Andrew Robertson - Georginio Wijnaldum, Fabinho, Xherdan Shaqiri (71. Naby Keita) - Mohamed Salah (75. Daniel Sturridge), Sadio Mane, Roberto Firmino (84. Divock Origi).
Everton: Jordan Pickford - Seamus Coleman, Michael Keane, Yerry Mina, Lucas Digne - Theo Walcott (63. Ademola Lookman), Andre Gomes, Idrissa Gueye, Gylfi Sigurdsson (90. Kurt Zouma), Bernard (89. Dominic Calvert-Lewin) - Richarlison
Żółte kartki: Shaqiri, Fabinho, Gomez (Liverpool), Gomes, Sigurdsson (Everton).
Sędzia: Chris Kavanagh.
Obecnie grają w trybie ekonomicznym i ich gra może podobać się tylko ich fanom.
Co do samego meczu...było to typowe spotkanie wa Czytaj całość