Legia wicemistrzem Polski - relacja z meczu Legia Warszawa - Ruch Chorzów

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Legia Warszawa pokonała Ruch Chorzów 4:1. Mimo nie najlepszego początku, z upływem minut, podopieczni Jana Urbana grali coraz lepiej. W końcówce na boisku pojawił się Takesure Chinyama, który strzelając dwie bramki, zapewnił sobie tytuł króla strzelców.

W tym artykule dowiesz się o:

Na wyjście piłkarzy, kibice tego dnia zgromadzeni przy Łazienkowskiej przygotowali piękną oprawę, której jednym z elementów były dawno nie widziane na Legii race. Całość wyglądała naprawdę imponująco. W związku z tym, mecz rozpoczął się w nieco zadymionej scenerii.

Żadna z drużyn nie rzuciła się do szaleńczych ataków w początkowych minutach. Aczkolwiek konstruować akcje próbowały obydwie. Pierwszą groźniejszą stworzył Ruch, kiedy z prawej strony dośrodkowywał Wojciech Grzyb. Podanie dobre, tyle że jego koledzy nie potrafili zamienić go na bramkę. Chwilę później, po drugiej stronie boiska uderzał - również niecelnie - Piotr Rocki.

W 15. minucie przed kolejną szansą stanęli goście z Chorzowa. Piłkę na połowie Legii przechwycił Marcin Nowacki. Pomocnik "Niebieskich" nie zastanawiając się za długo próbował przelobować Jana Muchę. Pomysł dobry, ale samo wykonanie pozostawiło wiele do życzenia. Zaraz potem, kolejny rzut rożny dla gospodarzy ponownie zakończył się strzałem Rockiego. Tym razem uderzenie zostało zablokowane.

Około 30. minuty najdogodniejszą okazję do tej pory dla Legii zmarnował Adrian Paluchowski. Młody snajper "Wojskowych" dostał bardzo dobre podanie od Rockiego. Jednak słabym przyjęciem dał się dogonić obrońcy gości, który zażegnał niebezpieczeństwo. Była to kolejna niewykorzystana sytuacja, ale warszawiacy w końcu potwierdzili swą przewagę, zdobywając bramkę. Z rzutu rożnego dośrodkowywał Maciej Iwański. Podanie przedłużył Dickson Choto, a piłkę do pustej bramki skierował Roger Guerreiro.

Nie zważając na fakt, iż ten sezon dla Legii jest przegrany, kibice po zdobyciu bramki jeszcze bardziej "podkręcili" tempo dopingu i na trybunach zaczęła się wspaniała zabawa. W tym czasie na boisku rosła przewaga podopiecznych Jana Urbana. Kilka minut po pierwszym trafieniu, szansę na podwyższenie wyniku zmarnował Miroslav Radović.

Następna akcja i znów niebezpiecznie zrobiło się pod bramką Krzysztofa Pilarza. Tym razem zakończyła się faulem bramkarza Ruchu i rzutem karnym dla Legii, który na bramkę zamienił Iwański. Upłynęło ledwie kilka minut i zobaczyliśmy kolejną "jedenastkę". Tym razem po drugiej stronie boiska. Po zagraniu ręką Rockiego i konsultacji ze swoim asystentem, arbiter Dawid Piasecki dał gościom okazję do zmniejszenia strat. Skorzystał z niej Pavol Balaż. Warto zaznaczyć, że w obu przypadkach bramkarze byli bardzo blisko obrony strzału z jedenastu metrów.

Drugą połowę drużyny rozpoczęły bez zmian. Pierwsza zaatakowała Legia. Do kontrataku ruszyło aż czterech zawodników, tworząc przewagę na skrzydle. Z prawej strony piłkę rozegrał Rocki z Radoviciem. Ten ostatni dośrodkowywał, a piłka ostatecznie znalazła się pod nogami Marcina Komorowskiego. Lewy obrońca gospodarzy huknął zza pola karnego, ale piłka powędrowała sporo nad poprzeczką.

Przewaga stołecznego zespołu rosła z każdą minutą i kolejne bramki wydawały się być kwestią czasu. W jednej z ofensywnych akcji, jak za dawnych lat, skuteczną sztuczką techniczną popisał się Roger. Zagrywając piłkę "z krzyżaka" znalazł w polu karnym niepilnowanego Rzeźniczaka. Fakt że piłka dotarła do adresata, zaskoczył chyba nawet jego samego, ponieważ trafił jedynie w słupek. "Rzeźnik" w tym sezonie zdobył pierwszą bramkę dla warszawskiego klubu. Po raz drugi trafił przed tygodniem, a teraz był bliski zdobycia gola w drugim spotkaniu z rzędu.

Legia nie przestawała atakować, a Ruch poza nielicznymi próbami kontrataków, praktycznie nie istniał. W 65. minucie dobrej okazji nie wykorzystał Paluchowski, który mając na wprost bramki dwóch partnerów, postanowił oddać strzał z ostrego kąta. Uderzenie nie sprawiło większych problemów bramkarzowi gości.

W 74. minucie miała miejsce najlepsza okazja gości z Chorzowa. Po wyprowadzeniu kontrataku trzech piłkarzy Ruchu znalazło się jedynie przed Choto. Balaż rozegrał piłkę na prawo do Grzyba, ale pomocnik "Niebieskich" fatalnie spudłował, marnując szanse na wywiezienie z Warszawy punktu.

Do końca spotkania Legia była stroną przeważającą. Wreszcie na boisku pojawił się, powracający po urazie Takesure Chinyama i już w jednej z pierwszych akcji po wejściu, podwyższył wynik spotkania. Po podaniu od Iwańskiego znalazł się sam przed Pilarzem i strzelił w krótki róg. Nie minęło kilka minut, a Chinyama ustalił wynik spotkania na 4:1. Tym razem wykorzystał zamieszanie w polu karnym i chytrym strzałem zaskoczył golkipera Ruchu.

Legia wygrała spotkanie 4:1 i w obliczu remisu Lecha zapewniła sobie zdobycie wicemistrzostwa. Tak, czy inaczej, ten sezon należy zapisać po stronie straconych. Jedynym tytułem dla warszawiaków jest tytuł króla strzelców Takesure Chinyamy, który zrównał się ilością bramek z Brożkiem.

Legia Warszawa - Ruch Chorzów 4:1 (2:1)

1:0 - Roger 33'

2:0 - Iwański (k.) 42'

2:1 - Balaż (k.) 45+2'

3:1 - Chinyama 90'

4:1 - Chinyama 90+3'

Składy:

Legia Warszawa: Mucha - Rzeźniczak, Choto, Astiz, Komorowski, Radović, Iwański, Roger, Rybus (69' Ostrowski), Rocki (73' Chinyama), Paluchowski.

Ruch Chorzów: Pilarz - Nykiel, Adamski, Grodzicki, Brzyski, Grzyb, Nowacki, Baran, Pulkowski (83' Jakubowski), Balaż (76' Janoszka), Jezierski (59' Sobiech).

Żółte kartki: Komorowski, Paluchowski (Legia) oraz Pulkowski (Ruch).

Sędzia: Dawid Piasecki (Słupsk).

Widzów: 5000.

Najlepszy zawodnik Legii: Takesure Chinyama

Najlepszy zawodnik Ruchu: Pavol Balaż

Najlepszy zawodnik spotkania: Takesure Chinyama

Źródło artykułu: