Lechia Gdańsk - Legia Warszawa. Test dojrzałości

WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Na zdjęciu: piłkarze Lechii Gdańsk
WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Na zdjęciu: piłkarze Lechii Gdańsk

Kibice nie chcą kolejnego ligowego dżemu z etykietą hitu kolejki. Legia Warszawa planuje zmniejszyć dystans do lidera. A Lechia Gdańsk spróbuje udowodnić, że to jest ten sezon, w którym powalczy o najwyższe cele.

- Ostatni sezon to był wyścig żółwi na Galapagos. Przecież nikt nie chciał zdobyć mistrzostwa. W pewnym momencie Wisła Płock była nawet bliska tego, żeby włączyć się bezpośrednio do walki - mówił na początku sierpnia Bogusław Kaczmarek. Wtedy Legia Warszawa, targana kolejnymi kryzysami, i tak zdołała sięgnąć po trzecie z rzędu mistrzostwo Polski. Mimo że po sezonie zasadniczym liderem był Lech Poznań, a po piętach deptała mu Jagiellonia Białystok. W siedem kolejek Wojskowi z trenerem-debiutantem, Deanem Klafuriciem, na czele odrobili stratę i obronili tytuł

Teraz warszawianie znowu gonią czołówkę, ale pod wodzą Ricardo Sa Pinto robią to konsekwentnie. Portugalczyk poprowadził Legię już w 13 meczach ekstraklasy. W tym czasie zespół zgarnął 25 punktów na 39 możliwych. Wynik nie powala na kolana, ale Legia powoli pięła się w górę aż doszła na drugie miejsce skąd traci pięć punktów do lidera. A nim jest Lechia Gdańsk.

Bez alibi

Od kilku ostatnich sezonów Lechia nieśmiało jest wymieniana w gronie kandydatów do walki o tytuł. Od 2014 roku gdańszczanie nieskutecznie atakowali podium. Kończyło się na czwartym lub piątym miejscu. Ale minione rozgrywki to była katastrofa. Zawodnicy-emeryci i obcokrajowcy nie poprowadzili drużyny na szczyt. Ich przesadne zarobki ciążyły na budżecie. Ani Piotr Nowak ani Adam Owen nie uspokoili nastrojów w Gdańsku. A na rynku do wzięcia był Piotr Stokowiec, z którym zbyt pochopnie rozstali się działacze Zagłębia Lubin.

ZOBACZ WIDEO Wielkie emocje i kontrowersje w derbach! Borussia pokonała Schalke 2:1 [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

46-latek utrzymał Lechię w ekstraklasie, a latem dokonał porządków. Szerokim echem odbiło się to, że bez sentymentu odprawił najlepszego strzelca Marco Paixao, a ostatnio udało się nawet rozwiązać kontrakt z Milosem Krasiciem. Efekty? Do meczu 18. kolejki Biało-Zieloni przystępują jako lider tabeli mając już za sobą zwycięstwa m. in. nad Lechem i Jagiellonią. - Cieszę się, że jesteśmy w innych nastrojach niż kilka miesięcy temu. Jesteśmy zespołem przebudowanym. Zbieramy doświadczenie i nie szukamy alibi. Nie wiem czy i gdzie istnieje kres naszych możliwości. Wiem, że jeszcze nie kontrolujemy gry tak, jakbyśmy chcieli - wyznał Stokowiec.

Gdańszczanie w końcu jawią się jako realny kandydat do mistrzostwa. Przy okazji mają szansę ożywić walkę o pierwsze miejsce, które od ostatnich dwóch sezonów wydawało się tylko w zasięgu trójki: Legia, Jagiellonia, Lech. Niedzielny mecz będzie poważnym sprawdzianem i testem dojrzałości dla młodej ekipy z Gdańska.

Stokowiec przed meczem z Wojskowymi: Dla nas weryfikacja jest co tydzień, niezależnie czy gramy z Legią, czy w Niecieczy. Do każdego meczu podchodzimy tak, jakbyśmy mierzyli się z kimś z czołówki. Po zwycięstwie trzeba pokazać, że ma się wartość. Łatwiej jest wejść na szczyt, niż się na nim utrzymać. Jesteśmy drużyną, która cały czas się buduje, zbiera doświadczenie i meczu z wiceliderem się nie boimy. Trzymamy się swoich zasad, założeń i pracy.

Żeby było głośno

Legia próbuje dogonić Lechię. Na razie ma do niej pięć punktów straty. Niedzielne zwycięstwo sprawiłoby, że gdańszczanie coraz mocniej czuliby oddech wicelidera na plecach. Przegrana nie wchodzi w grę zdaniem portugalskiego trenera warszawian. - Zdajemy sobie sprawę, że ewentualna porażka kosztowałaby nas zwiększenie straty do lidera - przyznał wprost Ricardo Sa Pinto.

W minionych rozgrywkach liderzy mieli problem z utrzymaniem równej formy. Najbardziej boleśnie przepłacił to Lech, który przez całe lato nie mógł się pogodzić z wypuszczeniem takiej okazji z rąk, jakim było mistrzostwo Polski. Władze Kolejorza pożegnały się z Nenadem Bjelicą, ale jego następca, Ivan Djurdjević, też już zdążył stracić posadę. Teraz zadanie odbudowania drużyny powierzono Adamowi Nawałce.

Jednak póki co w Gdańsku jest stabilnie. Od ostatniej ligowej porażki z Wisłą Płock (0:1) minęły ponad dwa miesiące. Od tej pory Lechia wygrała wygrała sześć ligowych spotkań i zremisowała jedno. - Lechia jest aktualnie na fali i na pewno nie będzie nam łatwo - przyznał Sa Pinto. Jego drużyna w środę zwyciężyła dopiero po raz trzeci z rzędu. Na wyjeździe Legioniści pokonali Chrobrego Głogów w pucharze Polski, a wcześniej wygrali w dwóch kolejnych spotkaniach w lidze. Równo miesiąc temu musieli uznać wyższość innej rewelacji sezonu, Pogoni Szczecin.

W tym sezonie Lechia miała już okazję sprawdzić się na tle Legii. Było to w sierpniu na stadionie przy Łazienkowskiej. Starcie zakończyło się bezbramkowym remisem. Brakowało konkretów i składnych akcji. - Piłkarze zaserwowali kibicom typowy, ligowy dżem - pisał w relacji z meczu dziennikarz WP Sportowe Fakty, Paweł Kapusta.

Teraz ma być inaczej. Piotr Stokowiec deklaruje: - Chcemy stworzyć fajne widowisko, by o Lechii było głośno w pozytywnym tego słowa znaczeniu. A Ricardo Sa Pinto dodaje: - Ostatnio stwierdziłem, że w Ekstraklasie nieco brakuje piłkarskiej jakości, choć odnosiłem się do porównania z innymi ligami. Legia stara się kontrolować tempo gry, choć pracujemy nad tym, by było lepiej, by nie tracić piłek i by było więcej cierpliwości w naszej ofensywie.

Początek meczu Lechia Gdańsk - Legia Warszawa w niedzielę o godzinie 18:00. Transmisja w Canal+.

Komentarze (0)