Premier League: sex-zabawki oraz rzucanie karłami, czyli jak nie świętować Bożego Narodzenia

- Piłkarskie anegdoty niemal w całości opierają się na alkoholu - twierdzi Bartosz Białkowski, bramkarz Ipswich. Na Wyspach istnieje tylko jedna okazja, aby piłkarze odlecieli w grupie bez obecności trenera. Są to imprezy przed Bożym Narodzeniem.

Maks Chudzik
Maks Chudzik
Vinnie Jones Getty Images / Jeff Spicer / Na zdjęciu: Vinnie Jones

Obrońca Hayden Foxe z West Hamu United upił się w 2001 r. tak bardzo, że w pewnym momencie zdjął spodnie i zalał moczem gości klubu nocnego. Interweniowała policja, którą poinformował o zdarzeniu ówczesny trener zespołu Glenn Roeder. Potem reprezentant Australii miał problemy z przedłużeniem wizy i próbował uciec z Wysp Brytyjskich.

Takich historii jest zdecydowanie więcej. W 2004 roku jeszcze bardzo utalentowany 22-letni Joey Barton z Manchesteru City potrafił podpalać żarem z cygara ubrania swoich kolegów. Gdy młodziutki Jamie Tandy próbował odwdzięczyć się tym samym, Barton wstał i zgasił cygaro na oku nastolatka. Sprawa trafiła do sądu, bo Tandy miał na wskutek lobbingu Bartona wylecieć z drużyny, co miało skutkować jego dwoma próbami samobójczymi.

Anglicy na szczycie listy najgłupszych wigilii klubów Premier League stawiają jednak przede wszystkim przykłady Chelsea (1994) oraz Leicester City (2001), gdzie w grę wchodziła "zabawa" na czekoladę, sex-zabawki, a nawet powolne zakończenie kariery niektórych piłkarzy. Autorami tych wigilijnych historii są trzej wielcy wariaci brytyjskiej piłki: Vinnie Jones, Dennis Wise oraz w gościnnym występie Robbie Savage.

Chelsea, 1994

Kiedy szatnią twojego zespołu trzęsie Vinnie Jones, możesz być pewny, iż impreza z okazji Bożego Narodzenia może wyrwać się spod jakiejkolwiek kontroli. Walijczyk nie przypadkiem miał podczas kariery dwa pseudonimy: psychol oraz rzeźnik. Pewnego wieczora włamał się do przyczepy sąsiada, aby kopać go i siadać na jego głowie. Jak opowiada sam Jones: - Jestem tak głupi, że czuję duchowe przywiązanie do Paula Gascoign'a.

ZOBACZ WIDEO Przepiękny gol Krzysztofa Piątka! Genoa wygrała z Atalantą [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Najwidoczniej nie przeszkadzało mu to uwielbienie, żeby - jako gracz Wimbledonu - złapać słynnego "Gazzę" w 1988 roku przed tysiącami kibiców za genitalia.
Sześć lat później piłkarz wciąż reprezentował barwy nieistniejącego już zespołu "The Dons". Właśnie wtedy Glenn Hoddle, czyli ówczesny trener Chelsea, zażyczył sobie, aby to Jones zorganizował jego podopiecznym zabawę świąteczną. W końcu kto zrobi to lepiej niż równie rozrywkowy człowiek? Hoddle obiecał, że od wszelkich planów umywa ręce, a Jones ma pełną swobodę działania. Jak się potem okazało, szybko tego pożałował.

Walijczyk wziął się do roboty i skrzętnie notował pomysły swoich kolegów po fachu. Niektórzy woleli pub, inni zabawy oraz gry z prostytutkami. Każdy oczywiście marzył o akompaniamencie hektolitrów alkoholu. Vinnie próbował dogodzić każdemu. Wynajął więc całą salę oraz bar w jednej z dzielnic zachodniego Londynu. Po paru głębszych na biesiadników miała czekać zabawa integracyjna. Tak wspomina ten moment irlandzki napastnik zespołu Tony Cascarino: - Spodziewaliśmy się rzutek, dziewczyn albo basenu. A tu nagle wchodzą dwa karły. Vinnie krzyczy: "Zapłaciłem za trzech, a nie dwóch!".

Po co wszystko? Okazało się, że Jones wymyślił zabawę, w której piłkarze Chelsea będą rzucali liliputami. Wygrywa ten, który osiągnie najlepszy dystans. Najbardziej wstawieni piłkarze postanowili, że zrobią parę kroków do przodu, aby głowa jednego z karłów mogła zderzyć się ze ścianą: - Brakowało nam jednego, więc ktoś wpadł na pomysł, abyśmy mogli porzucać Dennisem Wisem (pomocnik Chelsea, który mierzył 1,68 m – przyp. red.) - dodaje Cascarino. Anglik cudem uciekł z miejsca zdarzenia, ale wynajęci przez Jonesa malce mieli mniej szczęścia.

Jak się potem okazało, Walijczyk w przeszłości znęcał się nad jednym z wynajętych kolegów do towarzystwa. Parę lat wcześniej w programie telewizyjnym próbował poniżyć jednego z karłów i rzucić nim do basenu pełnego wody. Cascarino, który jako jedyny opowiedział po latach prasie o tym, co się wówczas wydarzyło, zdradził, iż Jones urządził taką popijawę, że sam nie wie, jak mu poszło w konkursie: - Jedyne, co pamiętam, to fakt, że były o wiele cięższe niż mi się wydawało - opowiadał.

Pamiętali jednak dziennikarze, a dla Jonesa impreza odbiła się - po raz kolejny - sporą czkawką. Był to początek jego powolnego zjazdu, który zakończył się przejściem na emeryturę ledwie w wieku 33 lat. Walijczyk następnie zajął się karierą filmową. Grał m.in. w jednej z części X-Menów oraz bardziej niszowych produkcjach. Jak sam mówił: - Odkryłem, że jestem aktorem, a nie piłkarzem. Chociaż jak twierdzą złośliwi, stawianie słowa "sportowiec" w przypadku Jonesa to zdecydowanie nadużycie.

Z racji wyjątkowo ostrego stylu gry zawodnik zawsze był krytykowany przez kibiców oraz ekspertów. Nie zawsze dawał sobie z tym radę. Jego były szkoleniowiec Howard Wilkinson z czasów gry w Leeds zdradził, że Jones myślał nawet o samobójstwie. Kolejne głupie pomysły zdaniem Wilkinsona dawały mu jedynie paliwo, aby przetrwać.

Leicester City, 2001

Wspomniany Dennis Wise skutecznie uciekał z roli mięsa armatniego. Gorzej było z uchodzeniem płazem od kolejnych problemów. 21-krotny reprezentant Anglii uwielbiał być postrzegany jako wróg publiczny całego narodu. Kochał prowokować, a jeszcze bardziej marzył o nagonce medialnej. Nieważne czy mówiono o nim pozytywnie, czy negatywnie. Ważne, aby było głośno.

Po 11 sezonach w Chelsea odchodził w 2001 roku już jako żywa legenda klubu. Wylądował w Leicester City, które - jak się później okazało - z hukiem spadło z Premier League. Wise postanowił jednak ponownie zaistnieć na okładkach prasowych. Uznał, że świetną do tego okazją będzie wigilia całego zespołu. A najlepiej jeśli jego zemsta dosięgnie znienawidzonego Robbie Savage'a, który był pierwszoplanową postacią zespołu i nieustannie gasił Wise'a w szatni.

Trener drużyny ustalił, że każdy z zawodników musi obdarować dowolnie wybranego kolegę prezentem. Po takiej namowie Wise'a nie trzeba było długo przekonywać. Szybciutko zgłosił się do stworzenia odpowiedniego upominku dla swojego walijskiego "przyjaciela".

35-letni wówczas zawodnik w połowie imprezy wszedł na scenę i osobiście przekazał swoje dzieło Savage'owi. Tak, aby usłyszał go każdy. Był to miś w koszulce Leicester City z przymocowaną sex-zabawką. Na grzbiecie misia widniał numer oraz nazwisko Robbiego. Piłkarz nawet zrozumiał żart, podarunek przyjął z uśmiechem. Lecz wtedy Wise odpalił: - Weź to, bo jak widać, jesteś obecnie jedynym k*****m w koszulce Leicester.

Jak opowiadała następnego dnia angielska prasa, Savage zareagował w swoim stylu i rozmazał na głowie Wise’a czekoladę. Potem w biografii Walijczyk opowiadał, że powód był prosty: "Wyglądała ona jak g***o, czyli tak jak Dennis". Każdy z panów dał sobie po razie, albo dwóch. A konflikt zakończyły żarty Savage'a o - lekko mówiąc - dość swobodnym sposobie życia partnerki Wise'a. A scenę zakończył zdaniem: - Tak wyglądasz, gdy wychodzisz z pokoju trenera. Właśnie jak g***o.

Podobnie, jak w poprzednich bataliach słownych, zarząd stanął murem za Savagem. A Wise był na wylocie z klubu. Anglik w sumie sam po paru miesiącach dał ku temu powody, bo na obozie przed następnym sezonem złamał nos oraz szczękę innemu "koledze" z drużyny Callumowi Davidsonowi.

W Leicester momentalnie zerwano kontrakt ze swoim piłkarzem. I to z jego winy. Oznaczało to, że zawodnikowi przepadło ponad 3 miliony funtów z racji pensji do końca trwania umowy, co byłoby rekordową na tamte warunki sumą za tego typu przewinienie. Po trwającym wiele tygodni procesie, sąd dyscyplinarny potwierdził winę Wise’a i jednocześnie drastycznie zmniejszył jego karę do braku zapłaty dwóch tygodniówek, czyli łącznie około 70 tysięcy funtów.

Co najdziwniejsze, jednym z niewielu zawodników ówczesnego Leicester, który wstawił się wtedy po stronie Wise'a, był Robbie Savage. Panowie po incydencie świątecznym na tyle zyskali szacunku do siebie, że do dziś są jednymi z najlepszych przyjaciół. Sam Walijczyk pisał w swojej biografii: - Czy nienawidzę Dennisa Wise'a? Nie. To naprawdę bardzo odpowiedzialny chłopak. Jak widać magia świąt zadziałała również i w tym przypadku. Nie trzeba było nawet dzielić się opłatkiem. Wystarczyło parę lewych prostych i kilka butelek alkoholu.

Czy jesteś za rozgrywaniem meczów w II dzień świąt na angielskich boiskach?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×