Trudno nie uśmiechnąć się, słysząc i czytając, że jeden z najbardziej zasłużonych polskich klubów piłkarskich przed upadkiem ma uratować "członek kambodżańskiej rodziny królewskiej", który "znał osobiście pana Karola Wojtyłę i przez wzgląd na niego postanowił zainwestować w Kraków i Wisłę". Trudno nie parsknąć śmiechem, widząc, jak ów inwestor zasłania się parasolem przed dziennikarzami, choć kilkanaście godzin wcześniej dał się sfotografować podczas spotkania z drużyną i w czasie meczu Wisły z Lechem, a chwilę później nie będzie mu przeszkadzać obecność fotografa na spotkaniu z prezydentem Krakowa. Natomiast zniknięcie ustępującej prezes Marzeny Sarapaty, która doprowadziła klub na skraj bankructwa, i zmarginalizowanie wiceprezesa Daniela Gołdy do roli szofera Vanny Ly, Matsa Hartlinga i Adama Pietrowskiego budzą spory niesmak.
To, co dzieje się w ostatnich dniach wokół Wisły, to bożonarodzeniowa szopka, na którą nikt, na czele z oddanymi piłkarzami, trenerami, pracownikami i przede wszystkim kibicami nie zasłużył. I nie, nie chodzi o rzekome królewskie pochodzenie Ly, które jest nie do zweryfikowania, czy jego wyciągniętą jak "walet z rękawa" znajomość z "panem Karolem Wojtyłą", jak Papieża-Polaka tytułuje Pietrowski, tymczasowy prezes Wisły. Nie chodzi o to, że do Krakowa Ly miał przylecieć EasyJetem z podparyskiego Beauvais ani o to, że nowi właściciele Wisły przejęcie klubu uczcili w restauracji "U babci Maliny".
Internet jest bezlitosny, więc wyciska temat jak wiadro wody z suchara, ale to, z czego śmieje się sieć, to sprawy drugorzędne. Nie można pozwolić na to, by ten rechot zagłuszył poważne wątpliwości dotyczące nowych właścicieli Wisły. A tych z każdym dniem przybywa, a nie ubywa. Brak jakiegokolwiek śladu po Ly w sieci sprawia, że na dobrą sprawę nawet nie wiadomo, czy... Ly to Ly. Do chwili zjawienia się w Krakowie jego wizerunek był nieznany.
- Pan Ly jest członkiem kambodżańskiej rodziny królewskiej, dlatego nie udziela się publicznie i w mediach. Stara się zachować dyskrecję, dlatego tak trudno znaleźć informacje na jego temat. To jest uzasadnione - tłumaczył nam Pietrowski.
W takim razie nasuwa się pytanie: czemu przesadnie dbający o anonimowość i dyskrecję Ly postanowił zrobić coming out akurat w przypadku Wisły, która - jeśli wierzyć, że Biała Gwiazda będzie kolejnym klubem w jego bogatym portfolio - nie będzie jego najbardziej prestiżową piłkarską inwestycją? Właściciele klubów piłkarskich, w ogóle sportowych, na całym świecie kupują je, by głaskać swoje ego, a nie pozostać anonimowymi.
Z jednej strony Pietrowski tłumaczy, że Ly lubi działać w cieniu, ale sam na dzień dobry przedstawia go jako członka kambodżańskiej rodziny królewskiej i współwłaściciela Manchesteru City i kilkunastu innych klubów na całym świecie. A rzekomy związek Ly z tymi klubami budzi kolejne wątpliwości. Wspólnym mianownikiem Manchesteru City i wymienianych przez Pietrowskiego Yokohama F. Marinos, New York City FC i Melbourne FC jest "City Football Group" - holding, w którym 87 proc. udziałów ma Abu Dhabi United Group, a 13 proc. China Media Capitali/CITIC Capital. Według Pietrowskiego Alelega Ly współpracuje z funduszem ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, ale w zależności od tego, z kim rozmawia i czy dziennikarz go poprawi, czy nie, to nazywa ten fundusz Abu Dhabi United Group albo Abu Dhabi Investment Authority. Tymczasem to dwa różne podmioty: ADUG to odpowiedni właściciel CFG, tymczasem ADIA to fundusz państwowy, od którego ADUG wielokrotnie, choć przy przejęciu Manchesteru City, się odcinał.
Przekaz Pietrowskiego w sprawie piłkarskich inwestycji Ly jest niespójny także z innych powodów. Ponownie, w zależności od refleksu pytającego, tymczasowy prezes Wisły, raz mówi, że Ly jest współwłaścicielem City Football Group, a raz nazywa ten holding "Manchester Football Group", a taki twór nie istnieje. Raz Pietrowski mówi, że wśród klubów należących do Ly jest Vitoria Guimaraes, a raz, że Ly robił w tym klubie jedynie due dilligance. W listopadzie Ly miał prowadzić rozmowy w sprawie przejęcia Fenerbahce Stambuł, tymczasem w doskonale poinformowanych tureckich mediach, które mają najlepszą insiderską wiedzę w Europie, nie ma po tym śladu. Trudno uwierzyć w to, że przymiarka do zmiany właścicielskiej jednego z największych klubów w kraju przeszła nad Bosforem niezauważona.
Litania klubów, z którymi ma związek Ly, miała go uwiarygodnić, tymczasem sprawiła, że w Krakowie patrzyło się na niego z jeszcze większą nieufnością. Kiedy w piątek Ly i Hartling zjawili się pod Wawelem, wydawało się, że wątpliwości co do ich intencji będą topnieć, tymczasem pojawiły się nowe. Prezydent Jacek Majchrowski zdradził, że inwestorzy przedstawili mu zdjęcia zbudowanego przez siebie ośrodka treningowego w Chinach, w skład którego ma wchodzić 50 boisk. Problem w tym, że jedyne takie centrum treningowe w Państwie Środka należy do Guangzhou Evergrande Taobao FC, którego większościowym udziałowcem jest Evergrande Group - drugi największy deweloper w Chinach. W budowie ośrodka chińskiemu klubowi pomagał Real Madryt.
Obok spotkania Ly i Hartlinga z Majchrowskim nie da się przejść obojętnie także z innego powodu. Relacjonując rozmowę mediom, prezydent Krakowa stwierdził, że nowi właściciele Wisły są zainteresowani m.in gruntami Tele-Foniki w Myślenicach i rozmawiają w tej sprawie z firmą Bogusława Cupiała. To wywołało stanowczą reakcję myślenickiego koncernu. - Prawdopodobnie doszło do nieporozumienia, bowiem Tele-Fonika nie ma w Myślenicach - poza zakładami kablowymi - żadnych gruntów. Podkreślamy, iż jakichkolwiek rozmów, bądź spotkań z nowymi właścicielami Wisły Kraków ze strony Tele-Foniki nie było - powiedział Onetowi Witold Nieć, doradca zarządu Tele-Foniki ds. relacji publicznych.
Chaos informacyjny spotęgowało oświadczenie Wisły SA. "Podczas spotkania potencjalnych właścicieli Wisły z prezydentem Krakowa Jackiem Majchrowskim poruszono kwestię bazy treningowej Białej Gwiazdy w Myślenicach, a nie - jak donoszą media - gruntów Tele-Foniki w Myślenicach. Ponadto informujemy, że inwestorzy nie prowadzili i nie prowadzą rozmów z Tele-Fonika Kable" - napisano w komunikacie, który po kilkunastu minutach zniknął z konta klubu na Twitterze.
Tymczasem zdaniem Moniki Chylaszek, rzecznik prasowej prezydenta Krakowa, Majchrowski powtórzył to, co usłyszał od właścicieli klubu: - Pan prezydent zapytał, jakie tereny biorą pod uwagę, by zrealizować swoje inwestycje. Padły trzy lokalizacje: "tereny w Skawinie, w okolicach Balic i tereny Tele-Foniki". Inwestorzy nie pokazywali żadnych dokumentów, przedstawiali jedynie swoją wizję. W żaden sposób tego nie weryfikowaliśmy, na to przyjdzie czas, gdy przedstawiony zostanie konkretny projekt. (cytat za onet.pl).
Nawet jeśli Ly i Hartling są zainteresowani bazą Wisły w Myślenicach, to jej właścicielem jest gmina Myślenice, która wybudowała ją własnym kosztem i w 2015 roku oddała Wiśle w dzierżawę na 20 lat na bardzo korzystnych dla klubu warunkach. Biała Gwiazda płaci za nią rocznie tylko 900 tys. zł. Nie ma w tym jednak nic dziwnego, bo baza powstała jeszcze w czasie, gdy Wisła należała do Bogusława Cupiała. Jeden z najbogatszych Polaków jest mieszkańcem gminy Myślenice i podatki odprowadza właśnie tam.
Umowa sprzedaży Wisły SA firmom Ly (Alelega SARL) i Hartlinga (Noble Capital Partners Ltd.) weszła w życie w sobotę. Piłkarska spółka zmieniła właściciela, ale wciąż nie został spełniony najważniejszy warunek: nowi właściciele mają uregulować wynoszące 12 mln zł zaległości wobec piłkarzy, trenerów i pracowników oraz ZUS i US. Dają sobie na to czas do 28 grudnia. Jeśli tego nie zrobią, Wisła SA wróci w ręce TS "Wisła". Pojawienie się Ly i Hartlinga miało zapewnić wszystkim związanym z Białą Gwiazdą spokojne święta, tymczasem wiślackiemu środowisko zafundowano bożonarodzeniową szopkę, na którą nie zasłużyło. Zwłaszcza kibice, którzy przez dwa i pół roku przeżyli już osierocenie przez Cupiała, wpadnięcie w ręce będącego oszustem Jakuba Meresińskiego, niejasne zakusy zbankrutowanej Stechert Gruppe i druzgocący reportaż TVN o związkach prezes Sarapaty i byłego wiceprezesa Damiana Dukata ze światem przestępczym.
ZOBACZ WIDEO "Piłka z góry". Kołodziejczyk o przejęciu Wisły. "To wszystko jest szyte grubymi nićmi"