Dariusz Tuzimek: W uratowanie Wisły wierzą tylko zawodowi optymiści (felieton)

Legendarny klub upada, powali go choroba, którą zainfekowana jest polska piłka klubowa. To bandyci i stadionowe mafie, które czerpią zyski z polskiego futbolu, po czym bez żadnej odpowiedzialności porzucają wydrenowanego klienta.

Dariusz Tuzimek
Dariusz Tuzimek
Zdenek Ondrasek Newspix / OMASZ WANTULA / Na zdjęciu: Zdenek Ondrasek
Zasłużony klub pogrąża się. Sytuacja jest dynamiczna. Każdego dnia zwroty akcji. Chaos w klubie totalny. Nowi i poprzedni właściciele wydają sprzeczne komunikaty. Nie wiadomo, do kogo należy Wisła, kto ma udziały, ani nawet kto jest prezesem. Szansę na ratunek widzą już tylko zawodowi optymiści. Za chwilę piłkarze powinni wrócić do treningów, ale im przecież nadal nikt nie zapłacił. W Wiśle, opanowanej przez ludzi nieodpowiedzialnych, ciągle trwają przepychanki. I jeszcze potrwają. Klub się szamocze jak duży zwierz, który wpadł w sidła. Widać, że bez pomocy z zewnątrz się wykrwawi, nie przeżyje. Tymczasem nikt nie interweniuje. Znikąd pomocy. Wszyscy mają dobre chęci, ale - jak sami twierdzą - nic nie mogą. Zastanawiająca w tym wszystkim jest bierność państwa, służb specjalnych, miasta Krakowa, PZPN i Ekstraklasy.

Państwo i jego służby - wielokrotnie o tym pisałem - oddało polski futbol klubowy bandyterce stadionowej, która przez lata rosła w siłę i dziś ma już znamiona dobrze funkcjonujących organizacji przestępczych. Sprawa - jak powszechnie wiadomo - nie dotyczy jedynie Wisły. W wielu polskich klubach prezesi i właściciele są zakładnikami bandytów i stadionowych mafii, które duszą polski futbol. Jak inwestor wchodzi finansowo w klub, musi się liczyć, że będzie się dzielił z kibolami władzą i pieniędzmi. W klubach - z konieczności i strachu - udają, że tak nie jest. Państwo nie pomaga, a PZPN i Ekstraklasa - o co apeluję od dawna - nie lobbują, nie nagłaśniają problemu, mimo że mają media do dyspozycji. To bardzo trudny do rozwiązania problem, ale bardzo istotny. Bez pozbycia się mafii stadionowych polski futbol będzie nadal ledwo zipał. Kluby muszą się godzić na haracze, na zatrudnianie bandziorów i ich rodzin, na częściowe oddawanie władzy ludziom, którzy i tak za nic nie biorą odpowiedzialności. Ale z tych klubów żyją.

Wisła Kraków jest przypadkiem w polskim futbolu ligowym ekstremalnym. Tam gangsterzy się po prostu uwłaszczyli. Przejęli klub, wyssali z niego kasę i rządzili. Tyle że rządzić nie umieli. Doprowadzili do katastrofy, ale jedynymi, którzy się tym naprawdę przejęli, są kibice Wisły. Sytuacja w Krakowie jest znana od dawna. Mam uwierzyć, że przez całe lata nic nie wiedzieli o tym, co się na Reymonta wyprawia, zarówno w policji, służbach specjalnych, prokuraturze, magistracie, PZPN-ie i Ekstraklasie? Nikt nie zrobił niczego, co by zapobiegło katastrofie.

A przecież po reportażu Szymona Jadczaka pokazanym we wrześniu w TVN powinno się rozpętać piekło. Autor przedstawił powiązania klubu z bandytami w sposób bardzo przekonujący i jednoznaczny. Co jeszcze miał zrobić dziennikarz, żeby ktoś zainterweniował? Jadczak stał się szybko symbolem dziennikarskiej walki z kibolską patologią. Im gorzej się dzieje w Wiśle, tym częściej media pytają Jadczaka o jego opinię. Dziennikarz udziela wywiadów, sam publikuje, ale te treści jakby nie trafiały do tych, którzy w tej sytuacji realnie mogą cokolwiek zrobić. Jadczak potwierdza, że niewiele się zmieniło w klubie zarówno po emisji jego reportażu, jak i po aresztowaniu osławionego kibola „Miśka". Według dziennikarza TVN bandyci nadal panoszą się w klubie, nadal mają władzę.

ZOBACZ WIDEO Krzysztof Piątek bez gola. Genoa zakończyła rok remisem [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]


W jednym ze swoich ostatnich tekstów Jadczak stworzył swoisty ranking osób i instytucji winnych sytuacji, do jakiej w Wiśle doszło. Listę hańby otwiera przywódca wiślackiej bojówki Sharksów Paweł M., czyli "Misiek", bo to on doprowadził do tego, że kibole przejęli władze w klubie, który traktowali jak maszynkę do zarabiania pieniędzy.

Na drugim miejscu w rankingu Jadczak umieszcza Ludwika Mięttę–Mikołajewicza, honorowego prezesa i członka rady nadzorczej Wisły Kraków SA, którego dziennikarz TVN określa jako grabarza Wisły, który wprowadził "Miśka" do klubu. Dalej w zestawieniu hańby mamy członków zarządu klubu: Marzenę Sarapatę i Damiana Dukata. Ich obecność w rankingu jest oczywista. Ale później aż tak oczywiście już nie jest. Jadczak wskazuje na bierność państwa, dziennikarzy na usługach klubu (bez nazwisk), naiwność kibiców.

Ale w rankingu zaniechań u Jadczaka honorowe miejsce znajdują też PZPN i Ekstraklasa. Ten fragment tekstu dziennikarza TVN jest warty zacytowania: "Nie da się. Nic się nie da. Nic nie możemy. A w ogóle to nie ma o czym gadać. Tak mógłbym podsumować swoje rozmowy na temat Wisły z władzami polskiej piłki. Od ponad roku alarmowałem różnych ludzi w piłkarskiej centrali, że sytuacja w Wiśle skończy się katastrofą. Albo rozkładali ręce, albo bagatelizowali problem. [...].

Nikomu w PZPN nie przeszkadzały wpływy bandytów, nikt z Ekstraklasy do dziś nie skomentował nawet zarzutów z mojego reportażu, a prezes Boniek po kolejnych rewelacjach na temat Wisły wolał stanąć po stronie Marzeny Sarapaty i podał dalej na Twitterze jej manipulacje na temat umów z Miśkiem. Oczywiście do dziś nie przeprosił ani nie wytłumaczył się z kolportowania kłamstw. Ostatnio jedynie przyznał, że dzwonił do pani prezes a ona nie chciała go słuchać a nawet go okłamała. Wzruszające.

Nie bardzo wiem, po co nam takie piłkarskie władze, które w momentach kryzysowych chowają głowę w piasek i udają, że ich nie ma. Do tego członek zarządu PZPN i prezes małopolskiego ZPN Ryszard Niemiec, który najpierw wyśmiewał materiał o powiązaniach Wisły z bandytami, potem skompromitował się krytyką Carlitosa, upominającego się o pieniądze od Wisły, i właściwie nie zrobił nic konkretnego dla ratowania zasłużonego klubu. A przepraszam - w swoim felietonie wziął w obronę Vanna Ly, porównując go m.in. do arabskich szejków inwestujących w piłkę. Pogratulować przenikliwości".

Mocny cytat, prawda? Co na ranking Jadczaka odpowiada Zbigniew Boniek? Nie, nie to, że był u ministra Ziobry, że próbował zainteresować sprawą odpowiednie służby, że udzielił na ten temat stu wywiadów, że nagłaśniał, lobbował, że walczył. A co? Przeczytajmy, co na ten temat pisze Boniek na Twitterze: "Wielokrotnie dzwoniłem i uprzedzałem prawomocne władze klubu oferując pomoc związkową, podobnie jak innym klubom. Nie skorzystali. Zadzwoniłem także do prezydenta Krakowa i uprzedzałem, że nie powinien przyjmować tych gości". Aha...

I jeszcze wypowiedź Bońka z wywiadu dla "PS": "Kilka razy dzwoniłem do pani Sarapaty i za każdym razem mnie oszukiwała. Czułem żal, bo Wisła to nie jest jej zabawka, tylko klub z wielką tradycją. Pani Sarapata kłamała na temat terminów spłaty stadionu i pana "Miśka" - mówi Boniek o swoim zaangażowaniu w ratowanie Wisły.

Zastanawiające... Przecież tu trzeba było dzwonić nie do Sarapaty, ale w sprawie podejrzanych działań Sarapaty. Widać prezes PZPN na ten pomysł nie wpadł.

Wisła jest w stanie agonalnym. Klub nadal jest do uratowania, ale ludzie, którzy mają władzę muszą przestać udawać, że coś robią, a zacząć realnie, konkretnie działać.

Dla Ekstraklasy odpadnięcie z rywalizacji jednej drużyny w środku sezonu to jest wizerunkowy dramat. Oby do tego nie doszło. Organizacja klubów chce zarabiać na prawach telewizyjnych coraz więcej, więc musi być zainteresowana, żeby kluby dograły sezon w komplecie. O tym, w jaki sposób ESA chce to zrobić, na razie cisza.

Dariusz Tuzimek,

Futbolfejs.pl

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×