Od wielu miesięcy w kuluarach przy Bułgarskiej dało się słyszeć, że zespół wymaga gruntownej przebudowy i wietrzenie szatni jest tylko kwestią czasu. Wszystko wskazuje jednak na to, że powtórzy się scenariusz, na który z bardzo złym dla siebie skutkiem zdecydowali się najpierw Nenad Bjelica, a potem Ivan Djurdjević.
Pożegnanie Dioniego, Dimitrisa Goutasa, być może jeszcze któregoś z drugoplanowych zawodników i ściągnięcie (ewentualne) napastnika - o ile trafi się odpowiedni kandydat, bo jak podkreśla Adam Nawałka, "nikogo nie będziemy ściągać na siłę". To wszystkie ruchy, jakie Kolejorz planuje zimą. O rewolucji więc nie ma mowy. Dojdzie zaledwie do kosmetyki składu, a wiosną kadra będzie bliźniaczo podobna do tej, która "koncertowo" zawaliła rundę finałową poprzedniego sezonu i pogrzebała szansę na mistrzostwo, a potem notorycznie zawodziła jesienią, za co zapłacił posadą Ivan Djurdjević.
Serb, a także wcześniej Nenad Bjelica nie naciskali na transfery. Ten pierwszy zaufał piłkarzom, których już miał, a skład uzupełnił wyróżniającymi się graczami rezerw. Przesadnej wdzięczności żaden z podopiecznych mu nie okazał i skończyło się przykrą dymisją. Chorwat zaś pozwolił sobie niegdyś nawet na stwierdzenie, że "z tym zespołem mógłby grać w Lidze Mistrzów" i też się mocno przeliczył, bo za koszmarną końcówkę ubiegłego sezonu przyszło mu zapłacić utratą posady na miesiąc przed wygaśnięciem kontraktu.
ZOBACZ WIDEO Piękny gest Błaszczykowskiego. "W Wiśle dali mu szansę. Teraz się odwdzięcza"
Adam Nawałka obrał dokładnie tę samą drogę. Możliwości są dwie: albo osoba byłego selekcjonera sprawiła, że w jego nowych podopiecznych wstąpiły niesamowite siły i to nimi trener jest tak oczarowany, albo on sam wierzy w swą moc odbudowywania zawodników i jest przekonany, że zrobi to z dużo lepszym skutkiem niż Bjelica i Djurdjević.
Na razie nie wiemy, który z tych wariantów Nawałka widzi w Lechu, oba są jednak niesamowicie ryzykowne. W ciągu ostatnich ośmiu lat Kolejorz zdobył jedno poważne trofeum (mistrzostwo w 2015 roku), do tego dwukrotnie wywalczył mniej znaczący Superpuchar Polski (2015, 2016) i to tyle - o wiele za mało na klub z takimi ambicjami. Właśnie dlatego większość kibiców i niemal całe poznańskie środowisko piłkarskie oczekiwało kadrowej rewolucji i pożegnania wypalonych piłkarzy. Nawałka na taki ruch się nie zdecydował, co już teraz bywa odbierane jako przejaw naiwności.
Nie można oczywiście wykluczyć, że latem Lech będzie nawet świętować tytuł (dziewięć punktów straty do liderującej Lechii Gdańsk na nikim w polskich warunkach nie robi przesadnego wrażenia), lecz potem czekałaby go walka o Ligę Mistrzów, a w powodzenie tej misji z obecną kadrą nie wierzy w stolicy Wielkopolski już nikt.
Na pytanie czy nie boi się, że skończy jak poprzednicy, Adam Nawałka zrobił wielkie oczy i podkreślał, że z poprzednich miejsc pracy nie był zwalniany, a odchodził sam. Musi jednak pamiętać, że w Poznaniu ławka trenerska to wyjątkowo gorące krzesło, a od 2008 roku i końca kadencji Franciszka Smudy, żaden z trenerów Lecha nie wypełnił kontraktu, choć było ich aż siedmiu.
Trza przewietrzyć szatnie, czyli pozbyć się tych , co nie mają szans na grę, wprowadzić młodych i grać. Myślę, iż na Czytaj całość