Cezary Kucharski: Polską piłkę trzeba napisać od nowa

Piłka Nożna
Piłka Nożna
Dlatego pytanie brzmi, czy przenosiny z Dortmundu do Bayernu Monachium były najlepszym możliwym wyborem, czy Robert nie zyskałby więcej, przechodząc wtedy do Realu Madryt - dziś miałby kilka Pucharów Mistrzów na koncie, a z rywalizacją z Karimem Benzemą by sobie poradził.

W polskiej piłce żyjemy mitami, bajkami, karmimy się nimi. Przecież gdy Lewandowski przechodził do Bayernu, nikt w Polsce nie wierzył, że on sobie tam poradzi. Większość tak zwanych ekspertów, dziennikarzy, opinia publiczna twierdziła, iż Bayern to za wysokie progi dla Roberta, iż Guardiola go nie chce. Swoją drogą - jesteście panowie w stanie podać przykład napastnika, który od tego czasu przeszedł do Realu na pozycję napastnika numer dwa i wygryzł Benzemę ze składu? Nie było takiego piłkarza.

A przedłużenie kontraktu z Bayernem było potrzebne, Lewandowskiemu trudno wyrwać się z Monachium?

Bayern był pierwszym wielkim klubem z topu, który uwierzył w Lewandowskiego, i gdy stał się tam wiodącym piłkarzem, złożył ofertę nie do odrzucenia. Gdybyście panowie teraz stanęli przed decyzją, wypełnić kontrakt za na przykład 30 milionów euro, czy podpisać nowy, umowę za 100 milionów, mając z tyłu głowy różne ryzyka w życiu, kontuzje, obniżkę formy, co byście postanowili dla zabezpieczenia przyszłości własnej i rodziny? Odpowiedź jest oczywista. Bayern miał siłę, wykorzystał ją. Robert podjął słuszną decyzję. Zmiana to zawsze ryzyko. W tamtym momencie Bayern miał wszystkie argumenty w ręku, Real nie był w pełni zdeterminowany do pozyskania Roberta. Wtedy najbardziej do tego transferu chcieliśmy doprowadzić my.

Co to znaczy, że Real nie był w pełni zdeterminowany, aby przeprowadzić transfer Lewandowskiego?

Mogliśmy walczyć o transfer, ryzyko było jednak takie, że nie przyniosłoby to efektu w postaci przejścia Roberta do Realu ani też podpisania nowego, dużo korzystniejszego kontraktu z Bayernem. W biznesie piłkarskim nigdy nie chciałem grać ryzykownie dla mojego klienta. Bo to może się różnie skończyć. Zresztą wtedy Real i Bayern mówiły jednym głosem: nie pokłócimy się o żadnego piłkarza. Ich relacje są ważniejsze niż jakikolwiek zawodnik. Te kluby rządzą piłkarską Europą, to był czas, kiedy Karl-Heinz Rummenigge z Florentino Perezem spotykali się poufnie i planowali utworzenie Superligi. W tamtym momencie Real nie zamierzał psuć relacji z klubem z Monachium. Ważniejszy był inny biznes.

Jak latem 2018 roku odbierał pan próby wyrwania Roberta z Bayernu dokonywane przez Piniego Zahaviego?

W momencie ogłoszenia podjęcia współpracy z Zahavim było dla mnie jasne, że nie ma żadnych szans na transfer. Dziwiłem się, że ponoć tak dobry agent, jak przedstawiano u nas Izraelczyka, nie zrobił prostego rozpoznania. Cel też był inny, bo chodziło o transfer do Paris Saint-Germain. Wprawdzie pojawił się w Madrycie, ale tylko po to, aby grzecznościowo usłyszeć to co ja w styczniu. Nagonka na transfer nie była działaniem w interesie Roberta, ale bardziej osób, które go na współpracę z Zahavim namówiły.

Robert opuści Bayern przed zakończeniem kontraktu?

Jest to możliwe.

W wieku 31 lat Lewy może być jeszcze łakomym kąskiem dla największych klubów w Europie?

Może. W najsilniejszych ligach europejskich nie ma zbyt wielu napastników o klasie Roberta. Do wielu klubów ma otwartą drogę. Rzecz w tym, że przeprowadzka do Francji nie odpowiadała jego żonie, przenieść się do Anglii nie chcieli oboje. Dla Roberta zawsze liczył się tylko jeden cel - słoneczna Hiszpania, Real Madryt.

Co pana jeszcze trzyma przy piłce, przecież nie pieniądze?

Już po zakończeniu kariery piłkarskiej miałem stabilną sytuację finansową. W piłce od zawsze zależało mi na odniesieniu sukcesu - przyciąga on większe pieniądze, niż się oczekuje. Chciałem wykreować piłkarza światowej klasy. Powiedziałem wtedy publicznie, że zależy mi na znalezieniu w Polsce piłkarza, z którego zrobię polskiego Beckhama. Skala jest inna, Anglik działał na dużo większym rynku, ale z Robertem to się udało. W branży menedżerskiej osiągnąłem dużo. W piłce jestem przez 30 lat, mam duże doświadczenie i znajomość branży, wiele przede mną wyzwań.

Na przykład funkcja prezesa PZPN?

Kilka osób mnie namawia, żebym zastanowił się nad startem w wyborach w 2020 roku. Nie myślę jednak o tym.

Obecnie, bo jeszcze do wyborów daleko, czy w ogóle?

W ogóle. Polską piłkę trzeba napisać od nowa. Obserwuję ludzi ze środowiska od 30 lat, do pewnych rzeczy zdążyli się przyzwyczaić. Większości jest po prostu dobrze tak, jak jest. Żyją z piłki na przyzwoitym poziomie, po co coś zmieniać? Nie widzę poważnej siły w polskim futbolu, która chciałaby zrobić skok jakościowy. Boniek miał szczęście, że za jego kadencji w kadrze seryjnie gole zaczął strzelać Lewandowski. W którymś momencie zwariowaliśmy do tego stopnia na punkcie reprezentacji Polski, że niektórym wydawało się, iż do Rosji jedziemy po medal.

Kadencja Bońka ma plusy, choćby w postaci wyższych kontraktów marketingowych. Jego ekipa potrafi zarabiać pieniądze.

Tylko kto z nich korzysta? Inaczej wyobrażam sobie rolę PZPN. Skoro federacja chwali się, zręcznie manipuluje opinią publiczną, wielkim budżetem, stawiam pytanie, jakie są koszty funkcjonowania tego biznesu i dlaczego są takie duże. Bo zakładam, że są duże, skoro kasa nie trafia do systemu piłkarskiego, ewentualnie pod płaszczykiem pseudoreformatorskich projektów, które nie będą miały wpływu na podniesienie poziomu sportowego polskiej piłki.

To proszę powiedzieć, co trzeba zrobić, żeby ten poziom podnieść.

Ja jestem tylko obserwatorem. Nie pochylałem się nad tym problemem. Wszystkim wydaje się, że jest boom na piłkę. Tymczasem został sztucznie wykreowany w przestrzeni publicznej przez media. Boom jest dlatego, że mamy piękne, nowoczesne stadiony, ale przecież na infrastrukturę wpływ miało państwo, samorządy, podatnicy, a nie obecny PZPN. Kolejne pytanie: czy szkolimy dobrze trenerów? Uważaliśmy, że Adam Nawałka jest świetnym szkoleniowcem, bo z naszej perspektywy odniósł sukces. Rynek zagraniczny jednak to zweryfikował. My sobie coś wymyślimy w Polsce, a potem możemy nawet bzdurę wykreować do pięknej pieśni, bajki. I tak samo możemy wykreować każdego piłkarza. Środowisko piłkarskie ma za niskie oczekiwania, kibice też. Będzie bardzo ciężko z tego wyjść.

Wierzy pan w trzecią kadencję Bońka w fotelu prezesa PZPN?

Wszystko jest możliwe.

Musiałaby zostać zmieniona ustawa o sporcie. To jest realne?

Boniek publiczne mówi, że prezesem będzie jeszcze tylko dwa lata, ale tutaj nie ma żadnych zasad ustalanych na zawsze. Teraz ustawę można zmienić w jeden dzień. W poważnych biznesach, poważnych korporacjach, zarządy i ludzie się zmieniają, to jest dobre dla rozwoju. Kiedy ktoś jest długo na stanowisku, wypala się, potrzeba nowych motywacji, innego spojrzenia.

Zakładając, że ustawa nie zostanie zmieniona i Boniek odejdzie, kto powinien zostać nowym prezesem? Mówi się, że takie ambicje mają Marek Koźmiński czy Cezary Kulesza.

Ordynacja wyborcza jest taka, że trzeba dogadać się z baronami, zrobił to Boniek, żeby utrzymać w piłce stary układ. Zakładam, że prędzej prezesem zostanie Radek Michalski lub Cezary Kulesza niż Marek Koźmiński, który myślę, że nie ma takich aspiracji.

Mówi się, że ma. Tylko nie wiadomo, jak poważnie traktuje ten temat.

Znam Marka, grałem z nim w jednej drużynie. To nie jest fighter. Gdyby ktoś przyniósł mu na tacy tę rolę, to by się zgodził. Ale czy będzie umiał o nią zawalczyć? Nie sądzę.

Jako człowiek poruszający się w świecie biznesu i piłki nożnej, co uważa pan o sprawie przejęcia Wisły przez nowych inwestorów?

To skutek tego, co dzieje się w polskiej piłce. Kiedy niepoważna jest liga, piłka, otoczenie biznesowe, to niepoważni ludzie do tej piłki się przyklejają, szukając swojej szansy. Środowisko odpycha poważnych inwestorów. Polscy multimilionerzy i miliarderzy uciekli albo zostali wygonieni z naszej piłki. ITI, Zygmunt Solorz, Bogusław Cupiał, Józef Wojciechowski, Krzysztof Klicki, Sylwester Cacek - środowisko samo wypycha poważnych graczy, którzy mają jakąś historię budowania kapitału, mają zaplecze finansowe, chcieliby zrobić coś poważnego. W efekcie mamy takie historie jak w Wiśle. Słyszę, że nie można takich inwestorów zweryfikować. Wystarczy lektura jednego wywiadu, kiedy ktoś mówi, że w rok chce zainwestować 130 milionów w klub, a w dwa wybudować ośrodek w Krakowie, to brzmi niewiarygodnie, opowiada bajki, nie zna lokalnego rynku. A my w polskiej piłce łakniemy bajek. Marzymy o inwestorach z Kataru, Azji... Otoczenie biznesu piłkarskiego jest na takim poziomie, że żaden poważny inwestor w Wisłę nie wejdzie, chyba że ktoś, kto tego otoczenia nie zna.

Co można zrobić?

Środowisko piłkarskie nie ma kompetencji i nie chce mu się nic zrobić. Jest mu wygodnie trwać w tym, co jest. Główne problemy piłki rozwiązało państwo. Korupcja, infrastruktura, byłem też w ekipie, która chciała walczyć ze stadionową bandyterką. Tyle że wtedy kluby, środowisko nie były do tej walki chętne, nie miały planu.

Może się bały?

Może. To kwestia chęci klubów, PZPN, Ekstraklasy i zrozumienia środowiska piłkarskiego, że to podstawa do budowania poważnej piłki w Polsce. Zachodnia Europa, jak często wielu się śmieje, nawet z satysfakcją, kiedy pokazywane są przypadki odpalanych rac czy stadionowych incydentów, też sobie podobno nie poradziła. Widzę zasadnicze różnice. Tam patrzy się na takie historie z dezaprobatą i są to incydenty. A jak pokazuje przykład Wisły, klub może zostać wykluczony z europejskich pucharów, bo ktoś rzucił nożem w piłkarza, stracić miliony i czas w budowaniu pozycji klubu w Europie, i można w tym samym środowisku na tym zbudować mit, który pomoże przejąć klub. To jest chore! Osobnicy, którzy terroryzują od lat kluby, piłkarzy, zostali zaakceptowani, poważni ludzie ich uwiarygodnili, reszta udawała, że tego nie widziała. Mentalnie to środowisko nie zmieniło się, nie chciało wyjść z poziomu, na jakim okopało się przed laty. I będzie tylko gorzej, ewentualnie tak samo, bo

19 czy 27 miejsce w Europie Ekstraklasy to i tak peryferie poważnego futbolu. PZPN może chwalić się rankingiem i szóstą drużyną na świecie, sztucznie budując ranking, ale to jest wszystko krótkotrwałe. W praktyce powoduje, że ograniczamy się do niewielkiej liczby piłkarzy, którzy są coraz starsi. Nie grając sparingów, nie wychowujesz następców. Przyjdzie czas, kiedy Lewandowski skończy karierę reprezentacyjną... Pytanie, czy Arkadiusz Milik albo Krzysztof Piątek wejdą na ten sam poziom.

Inwestorzy Wisły mieli przynieść 12 milionów na pokrycie najważniejszych długów plus środki na funkcjonowanie. Patrząc biznesowo, czy za Wisłę to wysoka kwota?

Wysoka, dlatego moim zdaniem Wisła upadnie, jeśli nie znajdzie się kilku ryzykantów. Popatrzmy też na otoczenie klubu. Po pierwsze, nie wiemy, jakie jest realne zadłużenie. Po drugie, środowisko gangsterskie w Krakowie powoduje, że to ogromne ryzyko dla poważnych ludzi. W tej chwili Wisła jest w klinczu, nikt poważny nie przejmie klubu, jest duże ryzyko utraty reputacji. Niedawno byłem na uroczystości otwarcia nowej siedziby Narodowego Centrum Nauki, które wybudowała moja firma. Wiele osób, w tym wicepremier i minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin, pytało, jakie rozwiązanie widzę. Odpowiedziałem, że albo klub przejmie większy gangster, który nie będzie się bał Miśka i jego ludzi, albo upadłość. Zmiana podejścia do chuliganów, biznesowych tworów stworzonych przez nich wokół klubów, jest podstawą budowania poważnego środowiska piłkarskiego. W Krakowie tego nie ma, to trudne środowisko do robienia biznesów i nieprzypadkowo są te kłopoty. Warszawa jest zupełnie inna, wystarczy spojrzeć, jakie firmy i ile płacą za loże na stadionie Legii.

A propos - Michał Kucharczyk podpisze nowy kontrakt z Legią?

Michał kiedyś miał chęć wyjazdu za granicę. Poprzednie władze klubu przekonały go do pozostania. Moim zdaniem podpisze nowy kontrakt. Grą udowadnia przydatność. Znamy Michała, w ważnych momentach sprawdza się w Legii. Patrząc na statystyki, ale nie tylko. Gdyby w reprezentacji Polski zagrał tyle razy co Sławomir Peszko, miałby od niego pięć razy więcej asyst i goli.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×